† 1 †

110 23 12
                                    

Nie ma to jak siedzieć piątą godzinę w aucie i nie mieć możliwości załatwienia swoich spraw fizjologicznych. Mojej rodzicielcę zachciało się wyprowadzki, bo jak to ona uznała:
"Mam dosyć już życia w miejscu, gdzie nie ma Adama. Są tu tylko same wspomnienia."
Jeszcze ten jej udawany ton żalu. Żałosne to, że tak po śmierci taty się zmieniła. Kiedyś pewna siebie oraz kochająca brunetka z zielonymi oczami i idealną sylwetką, a teraz? Podkrążone oczy (oczywiście zatuszowane wielką ilością korektora i pudru), wyraz twarzy zawsze zimny i stanowczy, małe wychudzenie itp. Pewnie teraz każdy by pomyślał, że bardziej się o mnie martwi i wypłakuje całe noce za tatę. Podsumując: kochająca matka, która próbuje uporać się z samotnością. Otóż nie. Stała się bardzo wymagająca, jeśli chodzi o mnie. Nie garb się, idź prosto z wdziękiem, nie jedz "śmieciowego żarcia", bo nie chcę grubej córki. Czy to wszystko? Oczywiście, że nie. Jestem praktycznie 20/24 sama w domu. Mojej "mamusi" zależy teraz bardziej na architekturze i bankietach z okazji idealnego projektu. Zawsze dawało się wytrzymać z tą samotnością. Miałam w Chicago bardzo dużo miejsc do wyciszenia i pomyślenia, a teraz? Jadę do jakiegoś miasta. Tak, nawet "moja mamusia" nie dała mi łaskawego wyjaśnienia, gdzie wyruszamy. Usłyszałam tylko jak gada przez telefon, że to tylko nie całe 70km od Hollywood'u. Pewnie wybrała jakieś huczne miasto by "lśnić sobą". Nie lubię takich miast. Wolę ciche, małe i spokojne miasteczko, ale nie, bo kto by mnie słuchał? Oczywiście, że nikt. Każdy pewnie myśli "To dlaczego nie wyprowadzisz się od niej? Masz przecież 18 lat". Cóż tak naprawdę mam tą pełną liczbę za 9 miesięcy. Tak, moja "mama" chwali się przed znajomymi, że jestem już pełnoletnia i stałam się kobietą. Uważa, że tak ma bardziej dorosłą córkę. Wiem, to beznadziejne (tak samo jak i ona).
Jestem typem samotnika, nie lubię ludzi, bo wszyscy są fałszywi, ale tata? To był mój wzór, który zawsze chciałam naśladować. Kochałam Go i nadal Go kocham, ale jak nie ma Go tu ze mną to po prostu nie daję sobie rady. Wszystko mnie przerasta. W dodatku "przemiana" mojego rodzica w ogóle mi nie pomaga. Ona nie ma chęci nawet mnie wysłuchać...
Dobra mam dosyć. Mój pęcherz zaraz wysiądzie.
- Chcę mi się siku. - mówię od niechcenia do matki.
- Nie marudź! Nie ma przystanków. Za 3 godziny będziemy na miejscu. - odpowiada mi oczywiście tym zimnym tonem.
Już się nie odzywam, bo wiem, że to nic nie zdziała. Nie rozumiem jak aż tak można być bezuczuciowym dla dziecka? W dodatku swojego! Wzdycham sama do siebie i nakładam na uszy słuchawki puszczając mój ulubiony rap. Żeby się tak nie męczyć próbuję zasnąć, co po długiej próbie mi się udaję.

***
- Nora! Wstawaj nie ma czasu na spanie! O 18 mam spotkanie, a jest już 16. - budzi mnie wycie matki. Otwieram powoli powieki i ociężale wstaję z siedzenia. Kiedy uświadamiam sobie, że jestem już pod domem nawet nie patrzę na wygląd budynku, tylko wbiegam do środka. Kieruję się od razu do łazienki. Po wykonaniu potrzeby spoglądam na pomieszczenie. Średniej wielkości beżowa łazienka z czarnymi wzorkami, wanna i umywalka w ładnym odcieniu bieli. Nawet mi się podoba. Wychodzę na korytarz i przyglądam się każdemu pokojowi, by stwierdzić, który należy do mnie. Oczywiście jest to ostatni, do którego zaglądam. Jest to najskromniejsze i ciemne pomieszczenie. W sam raz dla mnie. Nie lubię jak jest czegoś za dużo i to mnie różni od rodzicielki. Wystarczy mi, że jest tu jedno 2-osobowe, białe łóżko, mały balkonik, szafa na ciuchy i wyróżniająca się szara toaletka. Nagle usłyszałam nawoływanie z dołu. Niechętnie wyszłam przed dom, gdzie stała już kobieta, z którą muszę jeszcze żyć.

- Nic z Ciebie nie wyrosło porządnego. Jak Cię wołam to przybiegasz migiem do mnie! Zrozumiano?! - i znowu te wyrzuty.

- Tak. - burknęłam pod nosem.

- Nie słyszę!

- Tak! - wydarłam się przez tą cholerną flustrację.

- Od razu lepiej. Zabieraj te swoje nic nie warte rupiecie, bo nie są mi tu w ogóle potrzebne! - rzuca tekturowym pudełkiem, w którym jest moja porcelanowa baletnica...O nie!

- Stój! - krzyknęłam, ale było już za późno. Szybko podbiegłam do kartonu. Otworzyłam wieczko i spojrzałam ze łzami w oczach do środka. Moja mała czarnowłosa baletniczka z lekko rozkloszowaną sukienką była przełamana na wpól i bez ręki, która była odzielnie.

- Coś ty zrobiła!? To była moja jedyna pamiątka po tacie, którą dostałam! - z emocji nie pomyślałam o tym, że syczę dosłownie na nią jadem.

- Po pierwsze to nie tym tonem smarkulo, a po drugie to tylko jakiś stary kawałek porcelany. - jak ona śmie tak mówić?! Nie rozumiem czemu tak się zmieniła. Wiedziałam, że będę tego żałować, co zrobię, ale nic się już nie liczy. Nic już mnie nie zmartwi.

- Jesteś najgorszą matką na świecie i brzydzę się tobą! - wykrzyczałam jej to prosto w twarz i biegłam. Biegłam ile sił miałam w nogach do mojego, nowego pokoju. Potknęłam się raz na schodach, ale się nie zatrzymywałam. Wbiegłam do pomieszczenia i zamknęłam drzwi na klucz. Oparłam się plecami do drzwi i zjechałam z bezsilności na ziemię. Zamknęłam oczy z których ciurkiem leciały łzy i słyszałam tylko słowa, które wzbudziły we mnie nie, co ulgę.

- Ty bezczelna gówniaro! Otwieraj te pieprzone drzwi! Ohhh...zaraz muszę jechać na spotkanie! Dobrze, policzymy się później! - dalej był tylko tupot obcasów i trzaskanie drzwiami. Z dzisiejszego dnia podsumowałam jedno: Zniszczyła we mnie to, co tak próbowałam pielęgnować od śmierci taty. Wiarę w lepsze jutro.

Brak powietrza.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz