Goodbye

380 13 0
                                    


Siedemnastolatka siedziała na parapecie wgapiona w nocne niebo. Zbliżała się północ. Godzina policyjna już dawno rozpoczęła ciszę nocną. Rozległo się ciche pukanie. Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem.
- Nie śpisz? - Do pokoju wszedł Arnold.
- A czego się po mnie spodziewałeś. Gdybyś wiedział, że śpię to byś nie przychodził.
- Racja.
- Co jest? Coś się stało? - Blondyna odwróciła wzrok od szyby I skierowała go na przyjaciela, bo tak nazywała ów opiekuna.
- Mam coś co się zainteresuje.
- Wal.
- Propozycja. Ojciec Thomas znalazł ci coś. - Mężczyzna usiadł obok podopiecznej.
- Kontynuuj – Pomimo ciemności w oczach dziewczyny pojawił się świadczący o zainteresowaniu blask.
- Wiedział, że dalej szukasz jakiegoś mieszkania do wynajęcia. Jego przyjaciel zaproponował, ze mogłabyś zamieszkać w jednym z jego dworów. Za darmo.
- Praca? - Uniosła brew.
- Nie. Byłabyś gościem.
- No nie wiem czy chcę się komuś wcinać w rodzinę. - Nikt jej przez jedenaście lat nie chciał adoptować. Jakoś nie umiała sobie wyobrazić, że teraz raptem znajdzie się między ludźmi połączonymi więzami krwi.
- Nie będziesz sama, ale nie będziesz mieszkała z nim. Będziesz miała współlokatora w swoim wieku. - Sprostował Arnold domyślając się co Rin ma na myśli.- Stoi.
- Na pewno?
- Tak – Głos Erin był zdecydowany.
- Wiesz z czym to się wiąże? - Milczał. - Zamieszkasz sama, zmienisz szkołę....już nigdy nas nie zobaczysz. Chcesz wyjechać?

-Jak daleko to jest? - Zaczęła bawić się kosmykiem włosów. Zazwyczaj to robiła jak się na czymś skupiała.

- Eastwood.

- To drugi koniec!

- Tak. – Uciszył ją zanim zdążyła podnieść głos. Entuzjazm? Oburzenie? 

- Ale warto. - Dodał szybko.

+Co tak cię w tym upewnia
- To dom twoich marzeń. Wielki stary dwór z czasów wiktoriańskich...Z ogrodem...Niedaleko jeziora, zalesiony teren. Daleko do miasta.

- Jadę. - Zapałka nadziei zapłonęła żywym ognie. Nie wierzyła... ale musiała sprawdzić.

- To twoje ostatnie słowo?

- Tak.

- Pakuj się. Jedziesz rano. - Brązowooka rozwarła lekko w usta w lekki zdumieniu.
- Robi się ...


Całą noc dziewczyna spędziła na pakowaniu się. Rano zaleziono ją śpiącą na walizkach.

- Wstawaj śpiąca królewno! - Słysząc wrzask Erin zerwała się do pionu, mało się nie przewracając. Wytrzeszczyła oczy na różowowłosą.

- Co się nie chwalisz, że wyjeżdżasz? - Oburzona dziewczyna patrzyła na śpiocha z wyrzutem.

- Cassidy...

- No co. chciałaś mi uciec bez pożegnania? - Uśmiech przyjaciółki poprawił brązowookiej nastrój. Wiedziała, że jest trochę wymuszony, ale doceniała to. Podeszła do o głowę wyższej współlokatorki. Cassie rzuciła się Erin na szyję.

- Skąd wiesz, że wyjeżdżam?

- Cały ten burdel o tym gada. - Cassidy Twain nie należała do grzecznych dziewczynek. Łamiąca wszystkie zasady buntowniczka, która zwiała z patologicznej rodziny był chamska I bezpośrednia, ale za to była wspaniała przyjaciółką. 

- Odwiedzisz mnie kiedyś, prawda Cas? - Niebieskie tęczówki nie odrywały wzroku od niższej z nich. Skinęła twierdząco głową. Może i ta sielanka trwałaby dłużej gdyby nie łomot otwieranych drzwi.

- No. Koniec tych scen miłosnych. Transport czeka. - Ostatni raz przybiły żółwika I blondynka zniknęła za drzwiami. Ledwo puściła klamkę a Arnold poszedł w ślady Cassie I mocno przytulił nastolatkę.

- Nie odprowadzisz mnie? - Domyślała się co znaczy ten nagły atak.

- Nie... Nie mogę patrzeć jak nas opuszczasz... Trzymaj się mała... - Erin stanęły łzy w oczach. Dopiero teraz docierało do niej jak bardzo przywiązana jest do tego miejsca. Pan Lawson może I był dla niej jak przyjaciel , ale opiekował się nią jak ojciec. Albo przynajmniej jak starszy brat. W końcu ręce opiekuna puściły. Ster przejął Thomas Zingger.

- Naelly. Chodź. - Sierota czuła się jak jakaś uciekinierka. Myślała, że dzień, w którym się stąd wyrwie, będzie jednym z piękniejszych dni w jej życiu. To nie było to samo co pokój w akademiku. To było pożegnanie na stałe. Po za tym... przecie I tak niedługo skończyłaby osiemnaście lat... I tak by musieli ją stąd wyrzucić.
- Udało ci się. - Zaczął stary właściciel.

- Uwolniłaś się. - Łysy człowiek spojrzał na nią wzrokiem doświadczonego staruszka.

- Tak... - Stali już przy limuzynie. Młoda była w szoku. To miał być ten środek transportu? To luksus! No ale cóż... Czego miała się spodziewać po człowieku, który miał cały dwór... I to nie jeden. Bagaże były już w bagażniku, a drzwi do pojazdu czekały otwarte. Thomas po raz ostatni spojrzał na pannę, która jeszcze parę lat temu była jednym z dzieciaków pod jego opieką.

- Niech Bóg ma cie w swojej opiece. - To były ostatnie słowa jakie zdążył powiedzieć.

- Przecież doskonale wie pan, że w niego nie wierzę. - Zobaczył tylko jej uśmiech, który zawsze posyłała, gdy ktoś poruszał ten temat I drzwi się zamknęły. Oparła się o miękką tapicerkę I dopiero wtedy zauważyła jaka jest zmęczona. To całe pożegnanie odwróciło jej myśli od snu, który jej przerwano. Patrzyła pustym wzrokiem w szybę. Jej stary dom powoli się oddalał. Robił się coraz mniejszy... Czekała ją długa podróż. Nie powstrzymała się. Minęła jeszcze chwila. Nawet nie zauważyła kiedy odpłynęła...

Droga była długa i nudna biorąc pod uwagę, że znaczną jej część przespała. Wyłączyła myślenie. Odleciała gdzieś wzrokiem I straciła łączność ze światem. Czy uda jej się tam zaklimatyzować? Pożyjemy...zobaczymy.

Limuzyna zatrzymała się. Erin wróciła na ziemię. Czarne drzwi otworzyły się, a drobna siedemnastolatka wysiadła z samochodu. Szofer wyjął jej bagaże po czym trzasnął drzwiczkami I zanim dziewczyna się obejrzała, odjechał z piskiem opon w siną dal. Została sama z dwiema walizami I ogromną torbą przewieszona przez ramię, już nie wspominając o podręcznym drobiazgu. Stała przed wielką bramą dworu. Wyglądał jakby był od dawna opuszczony. Nawiedzony. Pusty. Ale zadbany I choć tajemniczy to było w nim coś pięknego. Po za tym dla takiego miłośnika horrorów jak ona, był to niemalże raj. Ciągnęło ja jak ćmę do światła. Przekroczyła dumnie bramę wlokąc toboły za sobą. Skrzypnięcie świadczyło o tym, że samoistnie się za nia zamknęło. Wtedy poczuła coś mokrego. Wyobraźnia mówiła jej, że może już coś wielkiego I zaślinionego stoi za jej plecami na co zaśmiała się cicho. Nie wierzyła w to, ale lubiła błądzić w odmętach swojego umysłu. Na chodniku jednak pojawiały się kolejne krople. Przyśpieszyła kroku. Przemierzała dwór nawet bardzo się nie rozglądając. Żywioł przybierał na sile. Wtargała walizki po schodkach I znalazła się przed drzwiami. Chwyciła za staromodną klamkę. Pukanie rozległo się głośnym echem. 

- Halo? Dzień dobry? Eeee jest tu ktoś? - Zawołała dobijając się dalej. Chwila ciszy I drzwi otworzyły się same. Przeciąg rozwiał jej włosy. Uchyliła lekko wielkie skrzydło I zajrzała do środka.

Niewolnica Where stories live. Discover now