13.

2.2K 188 4
                                    

Siemankooo <3

Przychodzę z 13.. <3

Wiem, że znowu jestem polsatem..... :P I wiem, że znowu krótki... ><

Rozdział skupiony na dwójce moich ulubionych bohaterów, ale pojawia się jeszcze ktoś, kogo nikt z was nie zna.... także będzie się troszkę działo <3

No i tak... nie przedłużam tylko zapraaaszam

Kocham was za 1,5K <3 <3 ... i nie tylko :p

_________

- Wypad!

- Lucy, ja wiem, że to jest dla ciebie trudne, ale... - próbuje mnie przekonać.

- Słyszysz? Wynocha!

Raiana ze łzami w oczach wybiega z mojego domu. Nie mogę w to uwierzyć. Jak ona może oskarżać o coś takiego moją najlepszą przyjaciółkę? Znam Tinę tyle czasu i nie mogę uwierzyć w to wszystko. To jest po prostu NIEMOŻLIWE. Muszę to z nią jak najszybciej wyjaśnić. Dzwonię. Cisza. Znowu dzwonię. Nadal nic. Po trzecim razie odpuszczam. Pewnie nie ma jej w domu... To przypomina mi, że już dawno powinnam być w parku z Jasonem. Wybiegam jak poparzona. Nie zdążę już na autobus, więc biorę ze sobą deskę.

Jadę ulicą, mijając skatepark.

*

<Leo pov>

Nareszcie! Dobra Leo, zluzuj majty, nie wiesz o co jej chodzi, a ty już za dużo sobie wyobrażasz... Może chcę po prostu przestać się spotykać? Mimo to, jak najszybciej, wysyłam odpowiedź. Czuję, że moja deska mnie wzywa. Czuję potrzebę, żeby trochę pojeździć. Chwytam deskorolkę i ruszam na wieczorną przejażdżkę.

*

Już któryś z kolei raz, ktoś przekazuję mi, błędną, niesprawdzoną informację. Tylko niepotrzebnie się denerwuję... Znowu chodzi o Tinę.. ale ona na pewno powiedziałaby mi. Znam ją.

Przez to zamyślenie, prawie omijam zakręt, robię szybką ścinę. Jakiś dureń skręca w druga stronę. Leżymy.

- Uważaj trochę, co?

Nikt się nie odzywa. Widzę czarną, zakapturzoną postać. Mężczyzna wstaje i bez słowa odjeżdża w stronę lasu.. słyszę dźwięk mojej komórki....

Czuję ból. Ktoś uderza mnie w plecy.

- Przepraszam, Lucy, nic ci się nie stało? – Słyszę głos, który teraz najbardziej chce usłyszeć.

- Leo! – krzyczę i mocno go przytulam. TERAZ TO ON BYŁ MI NAJBARDZIEJ POTRZEBNY.

- Co się dzieje? – Devries pyta.

- Wi-wi-widziałeś?

- Kogo? Co? Wszystko w porządku?

- Tak, tak... po prostu... nie ważne... napisałam do ciebie SMS-a. – szybko zmieniam temat.

- Wiem, dzięki.. odpisałem. Myślałem, żeby spotkać się jutro, ale chyba los ma inne zdanie. – chłopak uśmiechnął się. Czyli było jak dawniej. NADAL MNIE LUBIŁ... - w takim razie... - kontynuował chłopak – może usiądziemy?

Spoglądam na ekran. Dwie nieprzeczytane wiadomości. Jedna rzeczywiście była od Leondre.

- Jasne. – odpowiadam. Przy jego uśmiechu i oczach, totalnie zapominam o otaczającym świecie, a już tym bardziej o Jasonie i naszej randce....

*

<Leo pov>

Siedzimy, gadamy, czemu nie może być tak zawsze?

*

- Coś cię gryzie? – w końcu mnie pyta.

Przecież nie mogę opowiedzieć mu o podejrzeniach Raiany... to nie jest rozmowa, która w jakikolwiek sposób może go interesować....

- Jasne, że nie. – odpowiadam natychmiast. – Ty mi lepiej powiedz – zmieniam szybko temat – czemu jeszcze nie pogratulowałam ci nowego związku?

Widzę, że Leo jakby smutnieje. Myśli, że niezauważalnie, ale ja to znowu dostrzegam.

- No... nareszcie jestem szczęśliwy.

Wymuszony uśmiech? I to jak słabo... Leo myślałam, że stać cię na więcej....

*

<Leo pov>

Jak, patrząc na nią, mogę myśleć o Megan? NIE DA SIĘ.

Lucy jest tysiące razy lepsza.... Ile jeszcze będę żył w takim kłamstwie?

*

- Pamiętaj, że choćby nie wiem co, zawsze możesz na mnie liczyć – mówię, bo wiem, że Leo chcę to usłyszeć. Ja, chcę to powiedzieć...

- Dzięki Lucy, naprawdę, za wszystko.... – trochę się do mnie zbliża. Czuję jego ciepło. Przysuwam się do niego.

- Lucy, ja...- zaczyna, jaki on ma cudowny oddech....

- Lucy? Nie byliśmy przypadkiem UMÓWIENI? – Leo szybko cofa głowę, kilka metrów od nas stoi Jason. Jego mina, nie zdradza żadnych emocji...

- Tak, tak po prostu coś mi wypadło.... – zaczynam. Patrzę na Devriesa przepraszającym wzrokiem i wstaję.

- Widzę, że coś ci WYPADŁO....

- Jason, ja ci to wytłumaczę...

- Nie musisz niczego tłumaczyć... daj spokój.

- Posłuchaj, ja, my.. – odwracam się w stronę Leondre, ale chłopaka już nie ma.

- Lucy, odezwij się do mnie, jak będziesz miała dla mnie wreszcie czas.

Jason odwraca się na pięcie i odchodzi w stronę domu.

„Jak będziesz miała dla mnie czas?" A kto tu do jasnej cholery, zlewał mnie przez tydzień?

*

Siedzę na łóżku. Z jednej strony chce pogodzić się z Jasonem, ale z drugiej... wolałabym napisać teraz do Leo...

Lucy ogarnij się, przecież on ma dziewczynę, a ty masz chłopaka... Niestety do końca nie jestem pewna, czy ktokolwiek z nas jest w tym związku szczęśliwy...

*

<Leo pov>

Wracam do domu, słyszę jak fale, w oddali, rozbijają się o skały.. przez ulicę dobiega tylko dźwięk kółek mojej deskorolki.... Nagle dzwonek telefonu przerywa monotonną ciszę...

- Halo?

- Cześć, pamiętasz mnie kochanie?

*

Jednak decyduję się, żeby napisać do Jasona. Chwytam telefon. Zapomniałam, że mam jeszcze jedną wiadomość. Otwieram i siadam jak wryta.

„Kochaniutka, odczepisz się od Leo? Czy mam ci pomóc? Uprzedzając twoje następne pytanie, tak znamy się. To znaczy ja cię znam. A ty chyba miałaś okazje to zrobić, dzisiaj przy skateparku.... „

________

Gwiazdeczka dla polsata? Doda mi sił i weny^^ Nie pożałujesz <3



Fate wanted this....|Bars&Melody fanfiction|Where stories live. Discover now