- Tak, jak zawsze. Jakieś kwiaty?

- Nie tak przyszedłem w odwiedziny.

- Miło, dzięki.- Uśmiechnąłem się lekko.

- Słuchaj, a co tam u...

- Nadal bez zmian.- Odpowiedziałem nieco posmutniałym tonem.

Każdy kto mnie znał zadawał mi ciągle to samo pytanie, a ja mogłem tylko odpowiedzieć, że „bez zmian". Nie wiem czy czułbym się lepiej, gdyby tego nie robili, ale tak chociaż wiedziałem, że ktoś oprócz mnie o nim pamięta.

- Słuchaj, zanieś mu ode mnie kwiaty- powiedział podając mi pieniądze.

- Dobrze.- Na mojej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.

- Dobra, ja już muszę lecieć. Mam nowego współlokatora i oprowadzałem go po mieście- mówił ruchem głowy wskazując na blondyna stojącego koło niego.- I tak pomyślałem, że zajdę do ciebie. To do zobaczenia.- Pożegnał się.

- Do zobaczenia. Dzięki, że zaszedłeś.

Wyszedł wraz z swoim nowym kolegom. Miło było wiedzieć, że ktoś się do niego w końcu wprowadził. Szukał współlokatora chyba od roku. Mimo, że często wychodził, to gdy zostawał w domu to czuł się samotnie. Często skarżył mi się na to. Ciekawe tylko, czy ten blondynek wie o jego problemach... Możliwe, że o nich nie wspomniał, nie chcąc go zniechęcić. Masami od urodzenia ma problemy z sercem, a jego imprezowy styl życia na pewno mu w tym nie pomaga. No i są jeszcze delikatne problemy z psychiką. Wszystko to przez rodzinę oraz przez znajomość ze mną i moimi starymi znajomymi. Poznaliśmy się za czasów, które najchętniej usunąłbym ze swojego życia. Teraz byłem innym człowiekiem, taką przynajmniej miałem nadzieję.

Przez resztę dnia leniwie opierałem się o ladę prostując się, gdy usłyszałem dzwonek otwieranych przez klientów drzwi. Szef przeszedł mnie odwiedzić pięć minut przed końcem mojej zmiany.

- Pomóż mi tu posprzątać i możesz już iść- powiedział podchodząc do mnie.

- Dobrze.

Zaczęliśmy znosić wszystkie pozostałe kwiaty do magazynu.

- Wezmę kilka kwiatów dla...

- Dodaj też kilka ode mnie- wtrącił.

Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i zacząłem układać jakiś ładny bukiet. Poczekałem, aż szef zamknie kwiaciarnie i udałem się w stronę szpitala. Droga minęła mi bardzo szybko. Wchodząc do placówki od wejścia witały mnie mijane po kolei pielęgniarki. Wszyscy mnie tutaj znali. Spędzałem tutaj tak dużo czasu, że mała część personelu mnie tutaj nie znała. Szedłem prosto do sali, którą odwiedzam niemal codziennie od prawie sześciu miesięcy. Zatrzymałem się przed białymi drzwiami. Prowadziły do oddzielnego pomieszczenia, w której znajdował się tylko on. Jak zawsze czułem wahania zanim pociągnąłem za klamkę i dostałem się do miejsca w szczególny sposób pachnącego szpitalem. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka.

Najpierw poszedłem odłożyć kwiaty na parapecie, a następnie przystawiłem krzesło do łóżka i usiałem na nim. Wpatrywałem się w nieruchome ciało Akiry podłączone do różnych urządzeń.

- Cześć. Przyniosłem ci kwiaty, są ode mnie, szefa i jeszcze mojego przyjaciela.

Cisza. Nic, poza cichymi odgłosami pracujących maszyn.

- Właśnie, dzisiaj odwiedził mnie mój stary przyjaciel. Dawno go nie wiedziałem. Na pewno byś go polubił. Muszę cię kiedyś z nim zapoznać.- Cisza. Mimo to mówiłem dalej.- O mały włos, a spóźniłbym się dzisiaj do pracy. Ostatnio jakoś słabo się wysypiam.

Owari [yaoi]Where stories live. Discover now