03 - Wielkie nadzieje

Start from the beginning
                                    

***

— Co tam się stało? — zapytał Tom, kiedy razem ze Scarlett wsiedli do auta i odjechali spod restauracji.

— Ta kobieta... — zaczęła Scarlett, biorąc głęboki oddech. — Ta kobieta pytała mnie o to, komu zapłaciłam za zdobycie takiej wielkiej sławy.

— Co za bezczelność — oburzył się mężczyzna

— No tak. Dziwne. Coś chyba było z nią nie tak — westchnęła dziewczyna, próbując się uspokoić.

— Spokojnie, nie przejmuj się tym zbytnio. To nic nie znaczy — pocieszył ją Tom.

— Tak, ale teraz boję się, co o mnie napisze w tym czasopiśmie.

— To da się przecież załatwić. Nie martw się, zapłacimy redakcji za milczenie i dopilnujemy, by nie napisali o tobie złego słowa — powiedział.

— My? — zapytała Scarlett.

— My, czyli twoja ekipa do różnych zadań. Wiesz, menedżer, ochroniarz... — Uśmiechnął się.

— Dziękuję.

— Nie dziękuj już więcej. To nasza praca, dbać o ciebie i twój wizerunek — odpowiedział.

— Muszę dziękować, bo lubię to robić. Poza tym to z grzeczności i jeśli tego nie zrobię, to wtedy czuję się niezręcznie. — Scarlett poprawiła swoją kolorową bransoletkę na nadgarstku.

— Dobrze, skoro tak jest, ja nie mam się co wtrącać. — Tom przeciągnął się na siedzeniu i pomyślał, że Scarlett jest naprawdę uprzejmą dziewczyną, ponieważ poprzednie gwiazdy, dla których pracował, nigdy mu nie dziękowały. Ba, nawet nie zwracały na niego większej uwagi, nie rozmawiały z nim, odzywały się tylko w konieczności. Scarlett Bray bez wątpienia była wyjątkową osobą.

***

— Dzień dobry — przywitał się Jim, wchodząc do przestronnego gabinetu szefa następnego dnia.

Mimo tego, że była niedziela, teoretycznie dzień wolny od pracy, to pan McBerry wyraźnie nakazał Jimowi spotkać się właśnie w ten dzień rano. Wytłumaczył, że takie sprawy jak te nie mogą czekać. Oczywiście.

— Witaj, Jimie — odpowiedział McBerry, jak zwykle siedząc przy swoim biurku na skórzanym fotelu, ubrany w garnitur. — Co dla mnie masz?

W odpowiedzi chłopak położył na blacie przed nim aparat, który ze sobą przyniósł.

— Proszę, siadaj — rzekł szef, sięgając po urządzenie i go włączając.

Jim niepewnie usiadł na drewnianym krześle, stojącym tuż naprzeciwko pana McBerry'ego. Dzieliło ich tylko biurko.

McBerry począł przeglądać zdjęcia. Te kilkanaście decydujących sekund dłużyło się dla Jima w nieskończoność. Bardzo chciał wiedzieć, czy zdjęcia zadowolą jego szefa, tak jak myślał.

— Widzę, że jak na razie doskonale się wywiązałeś. — Szef odłożył lustrzankę, a na jego ustach pojawił się uśmieszek.

Jim odetchnął z ulgą.

— Te zdjęcia wywołają mały skandal. Dodajmy do tego odpowiedni opis, a sprzedaż pójdzie w górę. Medialny szum, tak to fachowo się nazywa — ciągnął mężczyzna. — Pojawią się na okładce w jutrzejszym numerze. Zaraz Ella, specjalistka od marketingu w naszej redakcji, coś wymyśli. — Podniósł słuchawkę telefonu, który stał na biurku i wykręcił jakiś numer.

— Halo? To ja, McBerry. Przyjdź natychmiast do mojego biura. — I nie czekając na odpowiedź, rozłączył się.

— W takim razie ja już sobie pójdę — Jim wstał.

Paparazzo Where stories live. Discover now