Rozdział 1: Nie jesteśmy aniołkami

15K 708 932
                                    

Robię równą kreskę na powiece smagniętej złotym cieniem i z uznaniem stwierdzam, że wyglądam ładnie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Robię równą kreskę na powiece smagniętej złotym cieniem i z uznaniem stwierdzam, że wyglądam ładnie. Za ładnie jak na cotygodniową rodzinną kolację, ale może rodzice nie przyczepią się do mojego wyglądu. Dlaczego by mieli? Dlatego, że czepiają się o wszystko, są dość surowi i zabraniają mi jakichkolwiek wyjść. Stąd nagminne wymykanie się z domu.

Wzdycham do lustra i zastanawiam się, czy Dean jest już gotowy. Mieszka na przeciwko i jest moim najlepszym przyjacielem, jedynym prawdę mówiąc. Nasze rodziny trzymają się ze sobą od dwunastu lat, tak jak nasza dwójka. Jesteśmy nierozłączni, a wie o tym każdy w tym zapyziałym, nudnym miasteczku.

Siedząc na szarym puchatym dywaniku, myślę o tym, jak bardzo się dzisiaj upijemy. Uśmiecham się mimowolnie na tę wizję. Dean kończy dziś osiemnaście lat, więc obraliśmy sobie jeden cel — wypić po osiemnaście szotów. Oczywiście nie na raz, nie chcemy się jeszcze zapić na śmierć. Chcemy się wyśmienicie bawić. Mamy zamiar wymknąć się zaraz po skończeniu kolacji. Żałuję, że nie możemy jej uniknąć. Razem z Deanem nudzi nas sobotnia rutyna, do której jesteśmy zmuszani. Słuchanie rozmów naszych rodziców jest najokrutniejszą karą.

Wstaję z podłogi usłyszawszy dzwonek do drzwi i starając się ukryć uśmiech, schodzę na dół, gdzie państwo Woodsoft już witają się z moimi rodzicami. Z Deanem posyłamy sobie wymowne spojrzenia i z zadowolonymi minami siadamy przy stole, nie mogąc doczekać się, aż stół zamieni się w bar.

— Nie mogę się doczekać, aż ta głupia kolacja się skończy — szepcze mi Dean na ucho, a ja przytakuję, niechętnie zerkając na nasze rodziny.

Ani ja, ani Dean nie mamy z rodzicami najlepszych kontaktów. U moich przypływ miłości pojawia się raz na kilka długich miesięcy, a u niego cóż... wcale. Woodsoftowie pod tym względem są znacznie gorsi i oboje zdajemy sobie z tego sprawę. Mój przyjaciel sam zawsze przyznaje, że jego rodzina jest oziębła, z czym pogodził się już lata temu.

Kochamy siebie najmocniej na świecie oraz jeszcze jedną małą osóbkę — Sama, mojego młodszego brata, który obecnie przebywa u znienawidzonej ciotki na wakacjach. Znienawidzonej jedynie przeze mnie, rzecz jasna. Całym sercem nie znoszę tej zołzy i życzę jej wszystkiego, co najgorsze. Niech czerwona wiedźma płonie na stosie.

— Zanim zaczniemy jeść, mamy dla was wiadomość — Sara, moja matka, uroczyście zabiera głos. Ciemnymi jak noc oczami obejmuje nas spojrzeniem, a mnie przechodzą dreszcze. Nie podoba mi się to.

Zerkam na Deana zaalarmowana. Nie pamiętam, by jakakolwiek wiadomość od rodziców była dobra. Zawsze kończyły się trzaskaniem drzwiami i krzykami. Panie Boże, spraw, aby tym razem było inaczej. Ten wieczór miał być boski i lepiej niech taki będzie, bo jak nie, to przysięgam, że skopię komuś tyłek.

Pod stołem ściskam nerwowo dłoń Deana. John, mój ojciec, kończy wieści:

— Wyprowadzamy się do naszego rodzinnego miasteczka, Vestic. Potrzebujemy zmian, dzwonili do nas starzy znajomi i mają dla nas świetną ofertę pracy, będziemy zarabiać dwa razy więcej niż dotychczas. Wyjedziemy w niedzielę.

WatahaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz