Rozdział 53

16K 1K 281
                                    

Loki

Musiałem od tego wszystkiego odpocząć. Nie mogłem wytrzymać z myślą, że przeze mnie Viveka znów cierpi a ja nie mogę jej pocieszyć. -Ona nie chce mnie widzieć. Ba! Nie zdziwię się jak nawet nie chce mnie znać. W zasadzie sam siebie teraz nienawidzę. Znów o te kilka słów za dużo.- zamyślony chodziłem po pokoju. Chciałem odetchnąć świeżym powietrzem, więc teleportowałem się na dach tej przeklętej wieży. Poczułem na skórze przyjemny chłód spowodowany wiejącym wiatrem. Słońce zachodziło a ja zmęczony położyłem się na ziemi i zapatrzyłem się w niebo. Spokojne, zwyczajne, niebieskie niebo. -czemu to wszystko jest takie skomplikowane?

Viv

Przepłakałam całą noc. Nigdy nie czułam się taka samotna. Nawet w Hydrze. Tam zawsze miałam siostrę. Nawet jeśli tylko udawała. A teraz? Nie miałam nikogo. Jak na złość wszyscy pojechali na misję. Nawet nie wiedziałam dokładnie jaką. -i dlaczego tak długo ich nie ma? Mam nadzieję, że nic im się nie stało.- zamartwiałam się siedząc w ciemnym pokoju, który zazwyczaj był dla mnie wybawieniem. Stark Tower, zazwyczaj tętniące życiem, teraz jakby cierpiało w milczeniu razem ze mną.

Niestety tym razem nie potrzebowałam ciszy i spokoju. Potrzebowałam bliskości drugiej osoby. Potrzebowałam Lokiego. -ale to on skazał mnie na wspominanie bolesnych chwil. To on otworzył w mojej głowie szufladkę z nazwą "zapomnieć". To przez niego teraz cierpię.- mówiła moja podświadomość. I choć tak się starałam być na niego zła..nie potrafiłam. Nie wiedziałam, co miałam robić.

W końcu, około piątej nad ranem wyczerpana płaczem i dręczona wspomnieniami, zasnęłam. Niestety nie był mi dany spokojny sen. Gdy tylko zamknęłam oczy, dopadły mnie duchy przeszłości.

Znów byłam w białym pokoju. Tym razem na przeciwko mojej celi, widniała cela chłopaka o kruczoczarnych włosach i czarnych jak noc tęczówkach. Patrzył prosto na mnie. Uśmiechnął się, ale w oczach miał łzy. Chwilę potem leżał w kałuży krwi na posadzce.

Coś mnie nagle obudziło. Podniosłam zmęczone powieki. Przed moim łóżkiem klęczał Loki. Patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem. Dopiero teraz zorientowałam się, że mój oddech jest mocno przyspieszony a policzki mokre od płaczu. Podniosłam się do pozycji siedzącej i schowałam twarz w dłoniach. Próbowałam opanować reakcje organizmu, co niestety mi się nie udało. Wręcz przeciwnie. Po chwili poczułam, że cała się trzęsę. -Viv. To był tylko sen. Uspokój się, do jasnej cholery!- nakrzyczałam na siebie w myślach, gdy nagle ktoś objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Uczucie chłodu bijące od Lokiego uspokoiło moje ciało a jego cudowny zapach namącił mi w głowie sprawiając, że na moment zapomniałam o bożym świecie. Było mi tak dobrze i błogo. Jednak po chwili przypomniałam sobie powód mojego złego samopoczucia.
- Co tutaj robisz?- spytałam gardłowym głosem. Poczułam, jak mięśnie mężczyzny spinają się. Przez chwilę milczał, ale w końcu podał powód swoich odwiedzin.
- Nie mogłem dłużej bez ciebie wytrzymać.- powiedział cicho, jakby wstydził się swoich słów.- Chyba śnił ci się koszmar.- dodał szybko zmieniając temat.- To nie pierwszy raz, kiedy dręczą cię takie sny, prawda?- zapytał
- Dlaczego ty musisz o wszystkim wiedzieć?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Przez chwilę tyko milczeliśmy a Asgardczyk jak zwykle zaczął przygładzać moje włosy dzięki czemu trochę się rozluźniłam.
- Przepraszam.- szepną a ja poczułam na skórze jego oddech, przez co przeszedł mnie przyjemny dreszcz.- Na prawdę żałuję swoich słów. Po prostu...- ciągnął z trudem mówiąc każde słowo.-...blizny...to bardzo nielubiany...przeze mnie... temat.- skończył. W zasadzie rozumiałam go. Też nie lubię rozpamiętywać tego, co było.
- Rozumiem. Nie musisz mi nic tłumaczyć na siłę.- oznajmiłam a czarnowłosy delikatnie mnie od siebie odsunął i spojrzał głęboko w moje oczy.
- Ale chcę.- wyjaśnił wzdychając ciężko. Spojrzał pod nogi a ja dla dodania mu odwagi pogładziłam jego policzek dłonią. Zawsze go to uspokajało. Tak było i tym razem.
- Te blizny są...one...po prostu...- chyba nie wiedział co powiedzieć, jednak nie przerywałam mu. Po prostu stałam i czekałam. Loki w końcu spojrzał w moje oczy. Przez to spojrzenie moje serce przeszyło ukłucie bólu. Mimo wszystko nie odwróciłam wzroku. Zatopiłam się w jego szmaragdowo-błękitnych tęczówkach. Loki drżącą ręką powoli podwiną lewy rękaw koszuli ukazując ślad po, najwidoczniej, odmrożeniu.- To blizna po pierwszym spotkaniu z lodowymi olbrzymami. Było to podczas bitwy.  Thor w ramach zemsty za wtargnięcie Jötunów do zamku przerywając tym samym jego koronację udał się ze mną i innymi osobami na Jöutennheim. Tam doszło do walki.- mówił lekko drżącym głosem patrząc gdzieś w bok.- Wtedy jeden z olbrzymów złapał mnie za rękę. Moich towarzyszy ich dotyk mógł zamrozić. Mi odziwo nie zrobił większej krzywdy, jednak moja skóra pod wpływem styczności ze skórą wielkiego stwora zaczęła zmieniać swój kolor na... niebieski. Zdziwiony a raczej przerażony szybko zabiłem olbrzyma a po chwili moja dłoń wróciła do dawnego koloru. Lecz dopiero w Asgardzie zorientowałem się, że na mojej ręce został ten oto ślad.- wytłumaczył z obrzydzeniem.- Próbowałem się tego pozbyć w każdy możliwy sposób, ale żaden uzdrowiciel, żaden lek, żadne zaklęcie. Nic nie było w stanie wyleczyć mnie z tej blizny.- przyznał z lekkim śmiechem, w którym nie było nawet kszty radości.- To piętno dzień w dzień przypomina mi czym jestem.- wysyczał z odrazą. Jego głos zdradzał ból, który co dzień na nowo przeżywa. Przez to nie byłam w stanie powiedzieć nawet sylaby. Loki spowrotem zsunął rękaw na miejsce i spojrzał pod nogi.
- Nie czym, ale kim jesteś.- poprawiłam mężczyznę a ten spojrzał na mnie.- Dla mnie jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.- wyznałam patrząc zielonookiego prosto w oczy. Przeleciały przez nie wszystkie możliwe emocje. Po chwili spuścił głowę i złączył nasze palce.
- Dziękuję.- szepnął w taki sposób, że nie byłam pewna czy się nie przesłyszałam. Odczekałam chwilę, po której czarnowłosy kontynuował swą opowieść.
- Blizny na plecach to ślady po karach, jakie zgotował mi Odyn.- wyjaśnił przez zaciśnięte zęby naciskając na imię przybranego ojca. Jego głos ociekał nienawiścią, jednak tym razem nie do samego siebie, lecz do Wszechojca.- A reszta to pamiątki po bitwach czy innych torturach.- oznajmił z udawaną lekkością. Gdy skończył, przytuliłam go.

Bóg w wielkim mieście || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz