rozdział ósmy.

135 18 1
                                    

Gdy ją zabrali, spokojnie wziął swoją skórzaną kurtkę i pociągnął łyka z piersiówki. Siedział jakiś czas, gapiąc się tępo w przestrzeń, po czym nagle wstał. Zgarnął klucze leżące na stole i wyszedł z mini domu.

Po zamknięciu drzwi skierował się na autobus. Najbliższy szpital znajdował się niecałe dwa kilometry stąd, więc mógł sie przejść. Wyciągnął z kieszeni portfel dziewczyny, który znalazł w pod krzesłem.

Nagle stanął jak wryty pośrodku przejścia dla pieszych. Skoda octavia warknęła na niego gniewnie i pojechała w stronę miasta.

Na dowodzie było wyraźnie napisane Jenny Irwin.

***

Michael dokładnie pamiętał, jak poznał Asha. Zagapił się na licealistki jeżdżąc rowerem i wpadł na chudego blondyna. Zaczęło się od wyzwisk, skończyło się na poważnej bójce, podczas której Michaelowi pękła kość przedramienia, za to wybił przeciwnikowi lewą dolną piątkę dzięki swojemu niesamowitemu prawemu sierpowemu...

Michael doskonale to, kurwa mać, pamiętał. W tym samym jebanym szpitalu zakładali mu opatrunek na przedramię, podczas gdy mama Irwina zawiozła go do dentysty. Clifford pysznił się typową dla czternastolatka pychą, aż blondwłosy Ashton nie wytrzymał i mu przywalił.

Skończyło się to drugą bójką, a bójka skończyła się z kolei pękniętym żebrem i wybitą szczęką, oraz wieloma siniakami czy zadrapaniami.

W ten sposób zaprzyjaźniają się faceci.

Pielęgniarki dziwnie się na niego patrzyły, ale nie dbał o to. Siedział przed tą cholerną salą, gdzie ponoć leżała Jenny Irwin, według wersji wciśniętej recepcjonistce i pielęgniarkom- jego długoletnia dziewczyna.

Z sali wyszła młoda lekarka (całkiem atrakcyjna) i zbliżyła się do niego. Natychmiast wstał.

- Co z nią? - zapytał.

- Hipoglikemia.

- Że co?

Lekarz spojrzała na niego uważnie. Michael poczuł, że to coś, co jako teoretyczny chłopak Jenny powiniem wiedzieć.

- Niedocukrzenie. Twoja dziewczyna ma cukrzycę - powiedziała. - Możesz do niej na chwilę wejść, aktualnie jest w śpiączce, prawdopodobnie zapomniała o posiłku albo przesadziła z insuliną. - Dla Clifforda kobieta mogłaby dobrze mówić po koreańsku, tyle samo by zrozumiał. - Glikagon już wstrzyknęłam. Gdy się obudzi, proszę jej przekazać, żeby się w niego zaopatrzyła.

Kiwnął niepewnie głową. Spojrzenie doktor trochę złagodniało, po czym odeszła, stukając obcasami. Michael zmierzwił włosy i podszedł do drzwi. Przez szybę widział natapirowane włosy chuderlaka.

W końcu odważył się wejść.

***

- Co tam, młody? - zagadnął Michael, siadając na łóżku Emmeta.

Dziecko wzruszyło ramionami.

- Ciągle i ciągle terapia - rzucił lekko. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem włosy. - Michael poczuł się bardzo nieswojo ze swoją bujną, pofarbowaną czupryną.

Sala była jednoosobowa, a na szafce nocnej piętrzyły się nietknięte słodycze. Na kołdrze walały się zabawkowe samochodziki, ale Emmet tylko leżał, biała, drobna kukiełka pośród miętowej do porzygu pościeli.

- Już nie mogę się doczekać, aż wyjdziesz - oznajmił Michael, nawet nie sztucznym tonem. - Przygotowałem dla ciebie mnóstwo zaje... świetnych rockowych kawałków.

- Naprawdę? - Dziecko ożywiło się lekko. - Takich jak More than Words?

- O nie, stary, będziesz grać dobry, ostry rock! - Michael uśmiechnął się szeroko. - Czas na wyższą szkołę jazdy!

- Odjazd!

Czerwonowłosy okrył go dokładniej kołdrą.

- Zdradzić ci pewien sekret, młody? - zapytał konspiracyjnym szeptem.

- Nooo...

- Twoja kochana Jenny tutaj jest.

Dzieciak lekko się wyprostował i wytrzeszczył oczy.

- Naprawdę?! Jednak z nią przyszedłeś?!

Michaelowi zachowanie Emmeta przypominało zakochanego szczeniaka, o co poczuł się trochę zazdrosny, ale bardziej go to rozbawiło. Zazdrosny o Jenny, też coś.

- Tak, za jakieś... - Zerknął na wielki zegar reklamujący środki antykoncepcyjne. - Za chwilę będzie.

- Jak to zrobiłeś? Jenny n i e n a w i d z i szpitali... Nie chciała przychodzić.

- Hm... - Michael podrapał się po zaroście. - Poprosiłem ją ładnie. Wiesz, ma się ten dar przekonywania. - Mrugnął do dzieciaka, na co ten zachichotał.

W tym samym czasie do białych drzwi zapukała biała postać, niewyraźna przez matowy plastik. Po chwili skrzydło się uchyliło, a chuderlak, już w swoich ubraniach, nieśmiało weszła do środka. Nie patrzyła na niego.

- Jenny! - zawołał słabym głosem, a ta natychmiast się przy nim znalazła.

Michael odsunął się bliżej nóg łóżka, a dziewczyna usiadła przy chorym dziecku.

- To co, mały, kiedy wracasz? - zapytała łagodnie, chyba automatycznie sprzątając bałagan na biurku.

- Nie wiem - mruknął w odpowiedzi Emmet. - Ale jak wrócę, Michael nauczy mnie super kawałków ostrego rocka, wiesz, takiego ostrego!

- Jak zagrasz mamie, to padnie z wrażenia. - Gdzieś na obrzeżach tego stwierdzenia krył się sarkazm, na co Michael wywrócił oczami.

Gdy Jenny zagadywała malca, on po cichu wymknął się z sali.

Safety Pin // M.C.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz