- Ha, ha - zaśmiałam się sucho, bo jak to zwykle u mnie bywa, nie mogłam znaleźć żadnej riposty.

Na szczęście uratował mnie Louis, który zszedł ze swojego stanowiska na podwyższeniu i oznajmił, że muzyka jest gotowa.

- Pozostała tylko kwestia tego, z kim będziecie schodzić ze schodów. Remus z... ?

Wszyscy odwróciliśmy się, żeby zobaczyć, jak Lupin zaczął okręcać Ann na parkiecie, a potem przyciągnął ją do siebie. Ta zachichotała na swój, uroczy, dziewczęcy sposób, a ten rozpromienił się całkowicie, słysząc ten dźwięk.

- Myślę, że z Ann - stwierdził, a my wszyscy pokiwaliśmy głowami. - Peter z... kim?

- Ja, eee... nie wiem - powiedział Pettigrew, odrywając się na chwilę od batonika.

- No to mamy problem. - Jordan rozejrzał się dookoła. - Lily?

- Nie! - wykrzyknęłam trochę za szybko. Kurde, teraz trzeba się ładnie wytłumaczyć.

- Dlaczego? - spytał Syriusz.

- Bo będę musiała się tam pokazać. Na schodach. I wszyscy... oni będą patrzeć! - wykrzyknęłam, opadając na kanapę z teatralnym westchnięciem. Ładnie się wykręciłam. No, wybacz, Peter, ale nie chcę ubrudzić sukienki czekoladą.

- No dobra... W takim razie Dor? - spytał Syriusz.

- Idę przecież z tobą, idioto.

- A no faktycznie - powiedział, uchylając się lekko przed jej uderzeniem. - James idzie z...

- Ze mną. - Usłyszeliśmy po naszej prawej.

Po schodach schodził James, ramię w ramię z Lacey McCostern. To faktycznie James znalazł sobie krowę.

- Eee... No to jedna sprawa z głowy. A Peter?

- Ja mogę z tobą pójść - odezwała cichutko dziewczyna z leciutką nadwagą, która siedziała w fotelu pod kominkiem.

- No to świetnie. Peter pójdzie z...

Zamachał ręką, jakby próbował przypomnieć sobie jej imię, czekając aż ktoś z nas mu podpowie.

- Meg Stacey - westchnęła cicho.

- No dobrze! Wszyscy na miejsca! - wykrzyknął James. - Remi, Ann, Peter, Meg, Syri, Dor, ja i Lacey idziemy do góry. Louis, podgłośnij nieco muzykę. Lily, razem z Hestią Jones staniesz przy wejściu i będziecie witać gości. - Zaczął wydawać komendy, a Hestia, która właśnie zeszła na dół, zasalutowała mu. - Widzicie jakiegoś ślizgona, wyrzucacie go, jasne?

- Jak słońce - potwierdziłam.

- Wspaniale! Dor, idziesz?

Szatynka pokiwała głową, ale zanim ruszyła w jego kierunku, nachyliłam się do niej.

- Nie ma Jily. Jest Jamcey - wyszeptałam jej do ucha.

Ta pokiwała ponuro głową i ruszyła w kierunku huncwotów.

*****

- Witaj na Wielkiej Imprezie - powiedziałam po raz setny dzisiejszego wieczoru, uśmiechając się nieco wymuszenie do kolejnego krukona.

Zatrzymałam już dwóch ślizgonów, których grzecznie wyprosiłam w towarzystwie wyzwisk z ich strony, a tak to było całkiem spokojnie. Każdemu dawałam neonową bransoletkę w kolorze domu w ramach prezentu.

Po tej żmudnej robocie sprawdziłam, czy na pewno wszyscy już weszli, po czym podziękowałam Grubej Damie i zamknęłam przejście. Gdy weszłam do środka, leciała piosenka Roya Robinsona: "Oh, Pretty Woman". Gdy tylko się skończyła, Louis puścił odgłos fanfar i krzyknął do mikrofonu.

Ruda Furia, Snape I Huncwoci | ZawieszoneWhere stories live. Discover now