∞PROLOG|| Tom I∞

23.5K 1.4K 475
                                    

W posępnym nastroju Flugurn wracał z porannych modłów, a jego myśli zaprzątały przychody ze sprzedaży podjatka różowego, które w ostatnimi czasy drastycznie malały

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

W posępnym nastroju Flugurn wracał z porannych modłów, a jego myśli zaprzątały przychody ze sprzedaży podjatka różowego, które w ostatnimi czasy drastycznie malały. A wszystko przez te przeklęte opary, które parę dni temu dostrzegł na wschodzie. Gdy tylko je zauważył, domyślił się, że nic dobrego z tego nie wyniknie. W dodatku parę minut wcześniej w trakcie modłów kapłan, w swoim kazaniu nawoływał do ostrożności i ostrzegał przed zbliżającym się dymem. Jakby to nie było oczywiste. Stojąc w swojej długiej szacie o barwie soczystych, dojrzałych buraków, u stóp posągu Najwyższego Bóstwa Alahadeji, zarzekał się, na wszystko co, zawdzięczamy Najwyższej, że nadchodzi dzień Sądu i żeby wszyscy, którzy wierzą i pragną zbawienia byli gotowi. Gdyż jak to zgrabnie ujął w słowa, Najwyższa nadchodzi. Flugurn prychnął. Mogła sobie nadchodzić, lecz dopóki sprzedaż podjatka nie wzrośnie, to jego mało co w tej kwestii będzie obchodzić, szczególnie jeśli zostanie bankrutem. Dlatego jeżeli Najwyższa zamierzała objawić się razem z tym śmierdzącym kłębem dymu, to on stanowczo zamierzał pokazać swoje niezadowolenie, nawet jeżeli miałby to zrobić przed Najwyższym Bóstwem Alahadeją.

Ilekroć spoglądał w stronę nadciągającego z każdym dniem chmurzyska, robiło mu się słabo. W dodatku sypiący się z nieba od paru godzin popiół w niczym nie pomagał. Rano, zanim wyruszył do świątyni, poszedł wykonać codzienne czynności pielęgnacyjne podjatka i ze zgrozą zobaczył, że na różowiutkich płatkach pojawiły się żółtawe brzydkie plamy. Gdy tylko zrozumiał, jak drastycznie wpłynęło to na jakość sprzedawanego przez niego produktu i jak bardzo będzie musiał obniżyć cenę, zrobiło mu się słabo i o mało nie poszła mu krew z nosa. Ubolewając nad utraconymi właściwościami, a przede wszystkim straconymi pieniędzmi, udał się czym prędzej na modły, mając nadzieję, że chociaż jego modlitwy zostaną wysłuchane przez bogów, lecz i na tym się zawiódł. Słysząc kazanie kapłana, miał ochotę chwycić się za resztkę włosów, które pozostały mu na łysiejącej głowie i rwać je w rozpaczy.

Nie rozumiał dlaczego Najwyższa Panienka poddaje go takim próbom. W końcu każdy ranek poświęcał modłom ku jej czci. No dobrze, musiał się z tym zgodzić, że w większości dotyczyły one błagań o jego interes i cudowne przywrócenie właściwości podjatka różowego, ale w końcu to też zaliczało się do modlitwy! I do tego jeszcze dał znaczący datek dla świątyni. Czy to się wcale nie liczyło? Rozmawiał z bogami? No przecież rozmawiał. Miał jedynie nadzieję, że monolog jaki wygłaszał każdego poranka, nie prowadził nadaremno i że w końcu Najwyższa go wysłucha, okazując swoją łaskę. Przecież był najbardziej wierzącym z ludzi, a przynajmniej za takiego się uważał, jednak nie chciał lub nie miał odwagi przyznać się przed sobą, że jego prawdziwymi bogami były Fortuna oraz Podaż. Zresztą jak każdego mieszkańca Ziemi.

Sapiąc coraz ciężej Flugurn wytoczył się z opustoszałej uliczki, dzięki której skracał sobie zawsze drogę do świątyni, a także wracając z niej, i znalazł się na ogromnym okrągłym placu, który pełnił funkcję targowiska. Przyspieszając kroku wpierw wyminął ogromny posąg przedstawiający Najwyższą i dwa pomniejsze bóstwa, które miały przychylnie spojrzeć na kupców zsyłając im duże zyski. Flugurn nie miał nic przeciwko temu żeby bóstwa wspomogły jego interes, jednak zaczynał mieć pewne obiekcje jeżeli chodziło o konkurencję, a widząc jak niektórzy handlarze zaczynali rozkładać się ze swoim towarem, przyspieszył kroku. Nie mógł w końcu pozwolić, aby inni zaczęli szybciej od niego obsługiwać potencjalnych klientów i czerpać z tego zyski, które to jemu się bardziej należały. Generowało to zbyt duże straty, a on w obecnej sytuacji nie mógł już sobie na to pozwolić. Stanowczo wystarczyło mu to, że musiał obniżyć cenę podjatka. W przypływie bezsilnego gniewu zacisnął dłonie w pięści i posapując teraz również z podirytowania, skręcił w uliczkę, przy której stał jego sklep.

∞Zaginiona (Merethyl) || Dzieje Cadoii Tom I ∞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz