01.

5.1K 222 24
                                    

Uwielbiała robić sobie ciepłe kakao w tej samej chwili, w której większość jej znajomych dotykała twarzami poduszek, naciągała na siebie kołdrę i powoli odpływała z lądów świadomości, zostawiając światu wyłącznie ciepłe, głęboko oddychające ciała. Miała wtedy poczucie, że jest na świecie zupełnie sama.

Z jej okna nie było zbyt wiele widać, ponieważ zaparowało od ciepłego napoju, który trzymała w dłoniach. Zza pary było widać jedynie reflektory samochodów, szukających swoich przystani. Auta jawiły się jak intruzi w niczym niezmąconej ciszy i ciemności miasta. Była tylko mgła, żółto-pomarańczowe snopy latarnianego światła i głuche, przytłumione dźwięki z oddali, która w tej chwili dla dziewczyny była nieznana.

Siedziała na parapecie z laptopem na kolanach i w spokoju pisała wypracowanie dla Matta, którego temat był dowolny, więc wybrała cokolwiek, co akurat wydawało jej się ciekawe. Słuchała na słuchawkach muzyki, która zazwyczaj pomagała jej się skupić.

Kiedy w końcu poczuła zmęczenie, zamknęła przenośny komputer, odłożyła go na biurko, a obok niego pusty kubek, po czym grzecznie pomaszerowała do łóżka. Położyła się w świeżej pościeli i dokładniej się nią otuliła. Pomyślała o jutrzejszym dniu, o tym, że ma oddać zadania Mattowi, że musi na przerwie douczyć się na chemię oraz o tym, że... No właśnie! O tym, że już jutro zaczyna dekorowanie sali na bal. Automatycznie się uśmiechnęła i z tą myślą pogrążyła się w krainie Morfeusza.

***

Od razu po skończonych lekcjach, Lily poszła do sekretariatu. Poprosiła klucz od sali gimnastycznej i udała się na nią. Położyła torebkę na jednym z wielkich głośników. Rozejrzała się po pomieszczeniu, wyobrażając sobie je udekorowane. Wyciągnęła z torby brudnopis i pierwszą lepszą rzecz do pisania. Usiadła na ławce i zaczęła spisywać pomysły, dotyczące dekoracji, jakie przyszły jej do głowy.

Gdyby wyjrzała przez okno, znajdujące się za nią, mogłaby zauważyć chłopaka, siedzącego okrakiem na koledze z jej klasy. Starszy okładał młodszego pięściami, lądującymi przemiennie na jego twarzy i brzuchu. Naokoło nich zdążyła zgromadzić się dość spora grupa osób, które dopingowały agresywnego chłopaka, krzycząc jego nazwisko.

- Bieber! - syknął dyrektor, prawie biegnąc w stronę bijących się chłopaków. W zasadzie w stronę Biebera, który najprawdopodobniej krzywdzi niewinnego chłopaka. - Tydzień bez żadnej awantury? Tylko tyle potrafisz wytrzymać?!

Dyrektor odciągnął go od Lucasa, bo tak miał na imię pokrzywdzony drugoklasista, i warknął głośne "do mojego gabinetu" w stronę Justina. Mężczyzna pomógł wstać Luke'owi i kazał dziewczynie z tłumu odprowadzić go do gabinetu pielęgniarki.

- Myślałem, że po naszej ostatniej rozmowie coś do Ciebie dotarło! Jak widać, nic nie trafia do twojej pustej głowy, dlatego oszczędzę sobie prawienie Ci morałów.

Justin teatralnie westchnął i wywrócił oczami, co tylko zwiększyło zdenerwowanie dyrektora.

- Nie oznacza to jednak, że tym razem uda Ci się wyjść z mojego gabinetu tylko z upomnieniem. Koza i nagany nie robią na tobie wrażenia, więc teraz ukarzę cię inaczej. Zaczynasz od dzisiaj.

Zanim Justin zdążył jakkolwiek zareagować, dyrektor uciszył go, mówiąc, że nie przyjmuje odmowy i wskazał na drzwi. Chłopak opuścił pomieszczenie, a swoją złość zaakcentował głośnym trzaśnięciem. Zanim jednak udał się na miejsce kary, postanowił wyjść na tyły szkoły, by zapalić. Wyciągnął z kieszeni bluzy paczkę Marlboro, w której trzymał również zapalniczkę. Wsunął papierosa do ust i podpalił go, od razu zaciągając się dymem i jakby z ulgą opierając się o ceglaną ścianę.

one of those nights // jbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz