1 Rozdział

3.6K 328 88
                                    

Korytarze w tej szkole są zdecydowanie za długie, i przesiaduje tu za dużo ludzi.
Szedłem szybkim krokiem, ze spuszczoną głową, starając się unikać wszelkich spojrzeń z ich strony.
Wytykają mnie palcami i śmieją się ze mnie.
Prawda jest taka, że gówno ich wszystkich obchodzę; równie dobrze mógłbym nie istnieć. Czasami mam wrażenie, że tak byłoby lepiej dla wszystkich.

Ktoś zagrodził mi drogę, więc
spojrzałem do góry -dosłownie- był o głowę wyższy, a za nim stało dwóch innych.
Starałem się zachować pozory odwagi, ale wiem do czego są zdolni. Tak w sumie to już dobre dwa lata się z nimi męczę.

-Wiesz co, Lukey, - Moje imię wypowiedział z obrzydliwym sarkazmem, którego tak strasznie nie znoszę, a jestem zmuszony słuchać dzień w dzień. -Mam dla ciebie propozycję.

Okej, Gabriel nie jest normalnym chłopakiem. To drań, który wyżywa się na słabszych, czyli -okej- prawie wszystkich. Tak strasznie zależy mu na upokorzeniu mnie i wykorzystuje fakt, że stoimy na środku korytarza i oczy wszystkich są zwrócone właśnie na nas.
Czy oni nie mają ciekawszych rzeczy do robienia? Nie mają własnego życia? Błagam.

-Daj mi spokój.- Wycedziłem przez zęby i odwróciłem się, aby odejść, jednak ponownie na kogoś wpadłem.

-Znaleźliśmy ci dziewczynę!- Uśmiechnął się, a ja zagryzłem wargę, starając się nie wybuchnąć. Już rozumiem, dobrze wiem o co mu chodzi. Tak, jest dosyć przewidywalny.
Nie zaskoczy mnie, przynajmniej nie tym razem. -A nie, czekaj. Zapomniałem, no tak. -Zrobił krótką pauzę, przystawiając dłoń do ust, tak jakby chciał, żebym tylko ja go usłyszał. Duh, wiem, że jest na odwrót. - przecież ty wolisz chłopców. - Powiedział na wpół szeptem, jednak w taki sposób, aby każdy dobrze go usłyszał. To takie dziecinne, Jezu Chryste. Wszyscy parsknęli śmiechem, a po całym korytarzu przebiegły znaczące szepty. Tylko czym ja się przejmuję? I tak gówno ich obchodzi moja osoba, nie?

-Ej wiesz co? Trochę mi cię szkoda. Taki samotny, bez nikogo, bez przyjaciół, miłości.- Zaczął wymieniać na palcach, a ja doszedłem do wniosku, że to wszystko sprawia mu ogromną radosć. -a nawet głupich znajomych.-Kiedy stwierdziłem, że już skończył, a ja mam dość, odwróciłem się i odszedłem, czując na sobie wzrok wszystkich zebranych.

- Hej, Luke! - Do moich uszu dotarł jego głos, gdzieś z końca korytarza, jednak po prostu to zignorowałem.- Pozdrów rodziców! - Zacisnąłem szczęki, aby się nie rozpłakać, i przyspieszyłem kroku, zbiegając po schodach, z zamiarem jak najszybszego opuszczenia budynku.
Nie wytrzymałem, samotna łza popłynęła po moim policzku, a ja nie mogłem zrobić nic, żeby ją zatrzymać. Nie miałem siły, żeby tam dłużej stać, zostać w tym samym budynku co oni wszyscy i oddychać tym samym cholernym powietrzem.
Nie chciałem na niego patrzeć. Czuję odrazę, nienawidzę go z całego serca.
Pobiegłem przed siebie, zostawiając za sobą mury szkoły i ruszyłem prosto w stronę domu. Nie wiem ile czasu już biegłem, po dłuższej chwili straciłem rachubę. Kiedy nogi odmówiły mi posłuszeństwa, zatrzymałem się i zsunąłem po betonowym murze, ignorując ludzi, którzy posyłali mi spojrzenia.
Czułem się taki niepotrzebny i zrezygnowany, siedząc skulony i starając się złapać oddech.
Przed oczami przelatywały mi różne obrazy; wszystkie słowa Gabriela; każda żyletka, którą cięła moją skórę; ostatnie słowa mojej matki.
Jestem pieprzonym zerem i nie daję sobie rady sam.
Proszę tylko o szansę, chcę coś zmienić.

*

Siedziałem właśnie przy łóżku szpitalnym. Za oknem lał deszcz, a moim ciałem wstrząsaly drgawki i cholernie kręciło mi się w głowie.
To jej ostatnie chwile, bardzo dobrze o tym wiem, ona chyba też. Jednak nie chcę dopuścić do siebie tych myśli, po prostu, nadzieja umiera ostatnia. Mimo słów lekarza, że nie ma juz ratunku.

-Kochanie, tak strasznie cię przepraszam, nie chcę zostawiać cię samego. Mam ogromną nadzieję, że sobie beze mnie poradzisz. Pamiętaj o mnie, Luke.- Jak mogłbym zapomnieć? Przecież to moja mama. Nie wierzę, że odchodzi. Milczę i wpatruję się w jej twarz. Ma zapadnięte policzki i oczy. Jest zimna, tak bardzo zimna. -Kocham cię, skarbie.

Po tych słowach odeszła na zawsze, razem z moją nadzieją na lepsze jutro. To był ostatni raz, kiedy usłyszałem te dwa słowa i już wiedziałem. Jestem teraz sam, do końca. I nie mogę ufać ludziom.
Zaniosłem się płaczem, jak jeszcze nigdy dotąd.

*

Dotarłem w końcu do domu i jedyne co byłem w stanie zrobić, to rzucić się na łóżko i zakopać pod kocami, tak jak każdego wieczoru. Sprawdzałem co nowego na tych wszystkich beznadziejnych portalach, dostałem co chwilę masę wiadomości, w których głównym tematem wyśmiewania była moja orientacja i sytuacja rodzinna.
Nie wyrzymałem. Pieprzony Gabriel i pieprzona szkoła. Pieprzyć życie.
Wziąłem do ręki żyletkę, robiłem cięcia, zaczynając powoli, później jednak przestałem już czuć ból i nie byłem w stanie przestać.
Krew popłynęła po moich nadgarstkach, zlewając się ze łzami ściekającymi po policzkach.

Po kilkunastu minutach opanowywania emocji, wyciągnąłem telefon i zrobiłem zdjęcie ran. Wyglądało przerażająco, chciaż na żywo było sto razy gorzej.
Jestem uzależniony od tego typu rzeczy. Robiąc to, nie myślę o tym, że 'hej zaraz zrobię zdjęcie i wstawię do Internetu, niech się użalają'. Tak już po prostu mam.
Zawinąłem rękę bandażem, który trzymam w szafce obok łóżka -tak- trzymam tam takie rzeczy, właśnie na wypadki takie jak ten. Nie oszukujmy się, przecież to nie pierwszy raz.
Wstawiłem zdjęcie na instagram, jako kolejne na pamiątkę.
Przeniosłem się na komputer,
wpatrując się jedynie w monitor i patrzyłem jak przybywa mi lajków oraz bezsensownych komentarzy o ocenianiu mojego życia, czy próbacb o przestanie robienia tego, co daje mi wytchnienie.
Dlaczego ludzie są tacy żałośni? Nie znają mnie, nie mają pojęcia kim jestem, najśmieszniejsze jest to, że niektórzy nawet są z mojej szkoły.
Z resztą, po co miałbym przestać to robić? To wszystko mi po prostu pomaga.
Osób, które polajkowały moje zdjęcie było ponad sto, jakby nie mieli co robić. Założyłem konto tak naprawdę dla siebie, jak już mówiłem, to moja pamiątka.
Kiedyś mnie już nie będzie, a te wszystkie zdjęcia będą nadal.
Nie chcę odejść, wiedząc, że nic po mnie nie zostanie.
Po dłuższej chwili, zdecydowałem nafaszerować się tymi idiotycznymi komentarzami, pośród których dostrzegłem jego.

ashtonirwin Ja pierdole, nie piszcie, żeby przestał. To nie jest wasze życie, tylko jego. Pozdrawiam, ja.

Zaskoczył mnie. Nie spodziewałem się czegoś takiego, więc odpowiedziałem, tak naprawdę pierwszy raz w życiu, na jakikolwiek komentarz, doskonale zdając sobie sprawę, że robię to pod wpływem chwili.

brokenboy @ashtonirwin Dzięki. To było miłe z Twojej strony.

Nie dostałem odpowiedzi, ale też jej nie oczekiwałem. Wyłączyłem laptopa i poszedłem spać. Byłem zbyt zmęczony tym wszystkim.
Czułem tylko jak pojedyńcze łzy płyną po mojej twarzy.

Promise [ lashton ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz