Rozdział 7

9.7K 1.1K 914
                                    

Zapraszam do czytania, głosowania i komentowania :)  

DANNY

Ethan i Johnny poszli dopiero około dziesiątej wieczorem. Przez te kilka godzin w moim pokoju zdążyło się nagromadzić sporo kubków po kawie i herbacie. Babcia nie miała zmywarki, więc musieliśmy myć je ręcznie. Cain stał ze szmatką przy otwartej szafce, a ja szorowałem brudne naczynia. Nie czułem obrzydzenia, czy czegoś w tym stylu. Mycie naczyń było dla mnie codziennością, jako małe dziecko traktowałem je jak najlepszą zabawę. Płyn pachniał cytryną, a ilość piany zwiększała się z każdym ruchem mojej dłoni. 

- Długo siedzieli- zauważył Cain. Skinąłem głową, wyciągając ze zlewu czerwony kubek z wyszczerbionym brzegiem. Uniosłem go do góry, poczekałem, aż woda okapie i podałem do wytarcie chłopakowi. 

- Nie było tak źle- Cain znów się odezwał. Rozpaczliwie próbował rozpocząć jakiś temat. Nie był przyzwyczajony do mojego milczenia, a teraz zdecydowanie nie miałem ochoty na rozmowę- Mam wrażenie, że bardziej lubisz Ethana- zagaił- Czym zasłużył sobie na ten zaszczyt?

- Nie wiem- odmruknąłem- Jest jakoś mniej denerwujący, niż na początku. Ale czy to ważne?- chwyciłem kolejne naczynie- Miałeś mi opowiedzieć o Johnny'm. 

Cisza. 

Ha. Jak prosto zniechęcić człowieka do konwersacji. 

Wystarczy wejść na niewygodny dla niego temat. 

- Cain- powtórzyłem, nieco bardziej natarczywie- Miałeś mi powiedzieć, o co chodzi z Johnny'm. 

- To nie jest dobry pomysł- odparł, nie patrząc na mnie. 

- Obiecałeś- przypomniałem mu, teatralnie uderzając o zlew. Chciałem narobić więcej hałasu, ale uświadomiłem sobie, że babcia pewnie już śpi i skrajnym draństwem byłoby obudzić staruszkę. Odetchnąłem więc głęboko i spojrzałem na niego błagalnie- Powiedz mi. To nie jest normalne. Zachowujecie się, jakby jeden zrzucił drugiemu matkę z klifu, a jestem całkowicie pewien, że nic takiego nie miało miejsca- spiorunował mnie wzrokiem, ale nie zwróciłem na to uwagi i mówiłem dalej- Nie wiem po której stronie stanąć. To okropnie głupie uczucie. 

- To nie jest konflikt- Cain wziął ode mnie ostatni kubek. Ja wypuściłem wodę i wytarłem ręce w ścierkę- To po prostu niezgodność... Przekonań.  I interesów- dopowiedział. 

- Nie interesuje mnie to- oświadczyłem, wycierając ręce. Upewniłem się, że są suche i wyszedłem z kuchni. Cain poczłapał za mną i już po chwili siedzieliśmy w salonie, rozwaleni na starej kanapie. Owinąłem się polarowym, szarym kocem i wyciągnąłem telefon. Oczekiwałem jakiegoś powiadomienia, wiadomości, lub nieodebranego połączenia, ale okazało się, że moi znajomi postanowili dać mi spokój. Odchrząknąłem znacząco i spojrzałem na przyjaciela. 

- Dobra- Cain westchnął cierpiętniczo i usiadł prosto. Nadstawiłem uszu i spojrzałem na niego, oczekując wytłumaczenia- Może... Powiedzmy, że...- wyraźnie nie wiedział, jak mi wytłumaczyć. Wbił wzrok w swoje uda i przez chwilę miałem wrażenie, że Johnny naprawdę zepchnął mu z klifu któregoś członka rodziny. To co usłyszałem, było jednak dużo bardziej szokujące. Cain wziął oddech i powiedział: 

- Wyznał mi miłość. 

Przez chwilę jakby to do mnie nie dotarło. A później myśli pojawiły się jak lawina, jak ulewny deszcz. 

O Johnny'm krążyły plotki. Oczywiście, że krążyły. Każdy, kto wyróżniał się choć trochę był szykanowany, ale nigdy bym nie przypuszczał, że nawet część z tego co o nim mówiono okaże się prawdą. Ale Cain nigdy nie robił z tego problemu. Nigdy się tym nie przejmował, nawet jeśli koledzy z drużyny naciskali, by zerwał kontakty z Johnny'm, więc...

Stay away, assholeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz