32.

1.2K 104 5
                                    

Danielle

Nie spodziewałam się żadnych niespodzianek dzisiejszego dnia, bo były to tylko i wyłącznie moje urodziny. Wstałam rano, zeszłam na dół i zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie. 

- Dzień dobry. - usłyszałam za sobą, co nakazało mi się odwrócić. W progu stał tata z drobnym pudełkiem w dłoniach i uśmiechem na ustach, który szybko odwzajemniłam. - Wszystkiego najlepszego, słońce. - dodał, wręczając mi prezent. 

- Dzień dobry. - odpowiedziałam najpierw. Podeszłam do niego, przytulając się, po czym przyjęłam pakunek, zastanawiając się, co rodzic mógł mi podarować. Postanowiłam sprawdzić to później, a teraz wrócić do śniadania, do którego tata postanowił się przyłączyć. Zjedliśmy jajecznicę i wypiliśmy kawę, wesoło przy tym rozmawiając, a potem każde rozeszło się do swoich prac. Musiał załatwić jakieś prawy z dostawcami paszy, a ja postanowiłam, że wyczeszę Bajkę i Kacperka. Idąc do stajni nie widziałam Jamesa, czy Red, ani chłopców, co było dziwne, bo powinni gdzieś tu być. Żadne z nich nie wspominało mi o planowanej przez siebie przejażdżce, czy czymś innym, więc musieli tutaj być, ale szczerze mówiąc nie chciało mi się ich szukać. Wzięłam ze sobą odpowiednie szczotki i skierowałam się pod boks kucyka, który szczerze ucieszył się z mojej obecności. Uśmiechnęłam się pod nosem, wchodząc do boksu, po czym zaczęłam wyczesywać jego sierść, przez co zadowolony zarżał pod nosem.

***

- Jesteście kochani, naprawdę. - powiedziałam przez łzy szczęścia. Postanowili zrobić mi przyjecie niespodziankę, przez co popadłam w lekki szok, gdy wróciłam do domu. Przytuliłam się do Jamesa, potem Red i reszty chłopców, a na końcu do Luke'a, który chyba cieszył się najbardziej z nich wszystkich. 

- Wszystkiego najlepszego, słońce. - szepnął mi do ucha, na co uśmiechnęłam się szerzej niż to się działo, zaplatając ręce na jego karku. 

- Dziękuję, dziękuję, dziękuje. - powtarzałam, jak opętana, przez co zaśmiał się cicho. Potem nadszedł czas na prezenty, których również się nie spodziewałam. Dostałam koszulkę wraz z kolczykami od Red, książkę o medycynie alternatywnej i szczeniaka. Tak, dostałam szczeniaka, a był on od Luke'a. Mały Golden Retriver siedział już na moich kolanach, a do obroży miał przywiązaną zieloną kokardkę, która była słodka.

- Jak go nazwiesz? - zapytał James, drapiąc go za uchem. Stał się moją małą, kulką szczęścia. 

- Max. - odpowiedziałam bez zastanowienia. To imię do niego pasowało. I to zdecydowanie. - Zgadzasz się? - zaśmiałam się, gładząc jego grzbiet, po czym zaszczekał cicho, co potraktowałam jako zgodę. 

***

- Jeden prezent mi się udał, a co sądzisz o drugim? - zapytał Luke, gdy próbowaliśmy zasnąć, a Max leżał pomiędzy nami, jak małe dziecko. Drugim prezentem, jaki dostałam od niego była bransoletka z połową serduszka, na którym były wygrawerowane pierwsze litery naszych imion. Był to bardzo osobisty prezent, który od razu mi się spodobał. 

- Jest świetna, naprawdę mi się podoba. - spojrzałam na niego, choć nie widziałam dokładnie jego twarzy, bo światło było zbyt słabe, ale zauważyłam, że się uśmiechał. - Masz drugi? - zapytałam, mając na myśli przywieszkę. 

- Tak, chcesz zobaczyć? - uśmiechnęła się, a ja od razu pomknęłam zapalić główne światło. Wyjął z pod koszulki swój wisiorek, gdzie znajdowała się druga część przywieszki. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc go, po czym zgasiłam światło i wróciłam na łóżko, odpływając niemal natychmiast do Krainy Morfeusza. 

come back to me • hemmingsWhere stories live. Discover now