1: Otchłań wspomnień.

2.8K 195 7
                                    

-Mam tego dość.- warknęłam w stronę blondynki.
-To monotonne życie, brak jakiejkolwiek rozrywki, znajomych. Mam tego serdecznie dość.-  uderzyłam ręką w drewnianą ławkę czego od razu pożałowałam. Na drugi dzień zapewne będę mieć siniaka, a to wszystko przez moją delikatność. Rozejrzałam się po okolicy. Nie zauważyłam znajomych twarzy, wszędzie tylko osoby zupełnie mi nie znane, które tak jak ja zapewne spóźniły się na pierwsze lekcje. Akurat mi to jeszcze można wybaczyć, gdyż jest to mój pierwszy dzień w nowej szkole. W pewnym sensie brakowały mi nauki, aczkolwiek wolałabym wrócić do dawnych czasów, do swojego ojca- nie ojca i mieć kontakt z wszystkimi znajomymi.
Teraz nikt nie chce mnie znać, dlatego wyprowadziłam się z tamtego przeklętego miejsca.
-Dasz radę, przecież ci pomogę.- zachichotała i biorąc swój plecak, wstała z siedzenia. Niepewnym krokiem ruszyła tuż za nią. Bałam się, że w tej szkole nikt mnie nie polubi, że sobie w niej nie poradzę.
Mimo wszystko jestem normalną nastolatką, która chce się po prostu wyszaleć, aczkolwiek musi również chodzić do szkoły.
Budynek nie był duży. Poza parterem na, którym znajdowały się sale do nauk ścisłych, były również dwa piętra. Raczej łatwo będzie mi się tu odnaleźć, bo cały plan sal nie jest jakoś zbyt skomplikowany.
-Okej, naszą pierwszą lekcją jest w-f.- dziewczyna rozpoczęła swoją gadkę. Nie potrafiłam jej słuchać, bardziej byłam zainteresowana rozglądaniem się wokół. Ashton wraz z Michael'em również wyprowadzili się z tamtego miejsca, jednak nie jestem pewna gdzie. Wiem jedynie, że każdy poszedł w swoją stronę chcąc zapomnieć o przeszłości. Co do Luke'a... nie wiem gdzie jest, czy żyje, czy jest nadal w tym kraju. Chłopaki nie pozwolili mi go szukać, uważali, że tak będzie dla mnie lepiej. Nie jestem tego tak do końca pewna. Wiem, że jeśli nie zaryzykuję i go nie odnajdę to będę tego żałować.
Odeszłam od Becky i ruszyłam w stronę wyjścia. Nie byłam gotowa na pierwszy dzień szkoły. Miałam ochotę na spacer, na rozmowę ze starymi znajomymi.
Maggie... po niej słuch zaginął. Wiem, że żyję. Aczkolwiek nie mam odnośnie tego żadnych pewnych informacji, jednak jestem tego w stu procentach pewna. Mam takie przeczucie.
Alice postanowiła zerwać kontakt ze mną, ewidentnie się mnie bała. Nie wiem czy nasza przyjaźń była prawdziwa, gdyby była to zapewne bym o nią walczyła, a jednak tego nie zrobiłam, czego nie żałuję.

Rzuciłam się na zakurzone łóżko i zaczęłam głośno płakać. Nie chciałam wyjeżdżać. Chciałam, żeby wszystko było jak dawniej, jednak to niemożliwe. Dopiero teraz zrozumiałam, że mimo wszystko, kiedyś byłam naprawdę szczęśliwą osobą, ale dopiero teraz to doceniłam. Za późno. Może gdybym nie interesowała się tylko sobą wszystko potoczyłoby się inaczej.
-Nie płacz. Będzie dobrze. Znajdziesz chłopaka, wyjdziesz za niego i będziecie mieć gromadkę dzieci.- usłyszałam głos Ashton'a. Odwróciłam głowę w jego stronę i nie spuszczając z niego wzroku, zaczęłam jeszcze bardziej ryczeć. Chłopak zbliżył się do mnie i mocno przytulił. Potrzebowałam tego, jednak moje serce nie zabiło tak mocno, gdy ostatnim zrobił to Luke.
Cały czas, gdy Irwin zaczął mówić o mężu, myślałam właśnie o nim.

-Jak myślisz, czy jak skoczę z mostu to moje cierpienie zostanie skrócone?- spytałam samą siebie. Do tego właśnie doszło, gdy nie ma w pobliżu Becky, muszę rozmawiać ze sobą, albo z rzeczami, które nie żyją. Ostatnio nawet zastanawiałam się nad zakupieniem jakiegoś czworonoga, jednak blondynka od razu wybiła mi ten pomysł z głowy, gdyż ma alergię na sierść, ale jednocześnie nienawidzi zwierząt.
Mieszkam w jej domu, więc nie miałam nawet ochoty się o to kłócić.
Bycie prawie dorosłą osobą jest męczące. Mając dziesięć lat, chciałam mieć już dwadzieścia, a mając już praktycznie tę dwudziestke, chcę mieć spowrotem dziesięć, albo najlepiej pięć. Głupie marzenia. Usiadłam na najbliższej ławce i zaczęłam płakać nie zwracając uwagi na ludzi przechodzących obok mnie. Przez ten rok, który minął od tamtych wydarzeń, zdąrzyłam zrobić się bardziej wrażliwa i słaba. Nie jestem jakoś specjalnie przez to zawiedziona. Uważam, że łzy są oznaką tego, że jest się po prostu człowiekiem, który nie boi się uczuć, nie boi się miłości i nienawiści.
-Coś się stało?- jakiś mężczyzna usiadł obok mnie, a swoją dłoń położył na moim ramieniu.
W miejscu w, którym kiedyś mieszkałam, takie wydarzenie byłoby conajmniej cudem. Tam wszyscy byli dla siebie oschli i wrednie nastawieni, tutaj zaś zauważyłam, że nikt nie potrafi przejść obojętnie obok potrzebującej pomocy osoby.
-Tak.- wytarłam łzy rękawem bluzy. Uniosłam głowę. Obok mnie siedział na oko dziewiętnastoletni brunet, który ciepło się do mnie uśmiechał. Już na sam widok takiego człowieka, zrobiło mi się lepiej na sercu.
-Chciałabym być znowu dzieckiem.- zaśmiałam się żałośnie przymykając oczy.
-Każdy by chciał. Wtedy nie musieliśmy się martwić o kolejny dzień, albo o to czy będzie od kogo spisać pracę domową.- zachichotał cicho, a jego chichot przypomniał mi Ashton'a. Wiecznie wesołego, umysłowo raczkującego chłopaka.
-Jestem Paul.- wyciągnął w moją stronę rękę.
-Rosalie.- lekko ją uścisnęłam. Jego dłoń była o połowę większa od mojej, przez co czułam się trochę niekomfortowo. Wszystko co zrobił ten chłopak, każda część jego ciała, przypominała mi o ludziach na, których niegdyś mi zależało, a którzy postanowili zostawić mnie samotną.
-Przypominasz mi kogoś.- oznajmił mi chłopak, uważnie się we mnie wpatrując.
-Kogo?- spytałam się ciekawa odpowiedzi.
-Mój przyjaciel Harry opowiadał mi o jednej dziewczynie z którą się kiedyś przyjaźnił, wyglądasz zupełnie jak ona.- serce zaczęło mi szybciej bić. -Oczywiście nie mogę być tego na sto procent pewny, bo on mi ją tylko opisywał.- troszkę się uspokoiłam, jednak skoro on na imię ma Harry, a ten Harry opisywał dziewczynę podobną do mnie, to ten Harry musi być tym Harry'm o którym myślę. (imię powtarzane tyle razy specjalnie, więc nie mieć jakiegoś bólu dupy, czy coś)
-Zresztą za chwilę on powinien tu przyjść.- spojrzał zdenerwowany na zegarek.
Wstałam z ławki biorąc uprzednio swoją skórzaną torebkę.
-Przypomniało mi się, że umówiłam się z chłopakiem. Przepraszam, miło było, ale muszę iść.- ruszyłam w stronę szkoły, jednak rzecz jasna po drodzę musiałam na kogoś wpaść.
-Rosalie?

Night: Abyss [L.H]Where stories live. Discover now