Rozdział drugi- Louis

3.3K 323 41
                                    

 W trakcie podróży znowu się nabuzowałem. Ponosiło mną jak flagą, z wielką potrzebą zahaczenia o coś by rozkruszyć to w drobny mak.
Zaciskałem uchwyt na drzwiach auta, wbijając się w siedzenie. Miałem już po prostu dość.
"Jesteś głodny?" spytał potulnie Harry, włączając tykający kierunkowskaz.
Gdyby mi o tym nie przypomniał, nawet nie zorientowałbym się, że mam pusty żołądek. Ostatnią rzeczą, którą pochłonąłem, był szampan w samolocie.
"Może trochę" mamroczę niewyraźnie.
Harry kiwa głową z nikłym uśmiechem, zatrzymując auto na czerwonym świetle. Wygląda jak wysokiej klasy model, jego długi płaszcz faluje na fotelu stykając się z wycieraczkami. Coś co przyciągało szczególną uwagę i na co nie umiałem się od miesiąca napatrzeć, były jego nieokiełznane loki, które wiły się do ramion kontrastując z jego mleczną twarzą.
Naprawdę miałem gustownego asystenta.
"Gapisz się." szepcze nie spuszczając wzroku z jezdni "To trochę przerażające, minutę bym wytrzymał, ale trzy, Louis? Schlebiasz mi."
"Pieprz się." warczę zawstydzony, obracając się całym sobą do okna.
Harry zakrywa usta przed wybuchnięciem śmiechem i nie, wcale nie mógłbym na to patrzeć godzinami.

***
Zajeżdżamy pod hotel, ale zamiast iśc w kierunku wind, Harry prowadzi mnie w stronę hotelowej restauracji. Zwykłem jeść w innych krajach na mieście, a nie z oferty hotelowej, ale czy odmiana się nie przydaje? Z resztą, nie chciałem już robić problemu, oboje byliśmy okropnie zmęczeni.
"Stolik dla dwóch" krzyczy Harry do jednej z kelnerek wymachując dwoma palcami. Widzę, że blask mojej sławy dodał mu odwagi.
Dziewczyna przygląda nam się oniemaniu, a później znika za zapleczem i słyszę piski. Drażniły mnie takie, robiły dużo hałasu, a zero pożytku dla świata.
W ostateczności musiała się nami zająć jakaś inna, z przeplatanym warkoczem. Podeszła do nas z szerokim wyszczerzem i wyprostowała gdy podniosłem w górę głowę.
"Mamy dziś promocję dla gości hotelu. Pary, kupują jeden duży talerz z wybranych tutaj pozycji" pokazuje swoim zgrabnym palcem listę dań z najdroższej półki "I płacą 3/4 ceny."
Harry nie odzywa się opierając o stolik łokciami. Czeka na moje zdanie.
"Prosimy bez promocji, nie potrzebuję ich." mówię z pogardą przecinając wzrokiem kartę. Nie było tu nic godnego uwagi. "E, no dobrze, ja bym prosił stek, przypiekane ziemniaczki i białe wino, które życzyłbym sobie w pojemnym kieliszku." masując skroń zwracam swoje oczy na bruneta. "Harry."
"A ja frytki." uśmiecha się do dziewczyny, na co blondynka rumieni się wyraźnie, przestępując z nogi na nogę. "I colę."
Zapisuje wszystko oblizując usta. Niech ją szlag, wiecie?
"Dobrze, czy będzie państwo płaciło kartą, gotówką?"
Przewracam oczami wpychając jej w ręce menu.
"Kartą. Proszę się pośpieszyć z zamówieniem to dopłacę."
Kiedy odchodzi prostuję nogi zahaczając o te Harry'ego. Patrzymy sobie chwilę w oczy, nie czując niezręczności, tylko spokój.
"Podobała ci się, hm?" zagajam.
Na te słowa jego oczy zaczęły przypominać spodki. Kręci głową, upokorzony.
"Nie, po prostu wyglądała na zestrestowaną..."
"Jak każda laska, która ma stycznośc ze sławą, Harry. Spójrz, będziesz pocieszać i uspokajać każdą fankę, która nie potrafi zachować się jak człowiek przy normalnej osobie? To co one odwalają na mój widok" gestykuluję wskazując na zaplecze w której zniknęła jedna z kelnerek- która do teraz się nie pojawiła. "To jest chore."
Harry wzrusza ramionami i kiedy podchodzi do nas ponownie dziewczyna, stawiając na stole napoje, nie podnosi wzroku z podołka.
Przyglądam mu się uważnie i zaczynam rozumieć definicję słowa przeciwieństwa. Harry, był totalną przepaścią w porównaniu do mnie. Nie w złym znaczeniu. Był inny, nie gorszy. Nie pamiętam, z całej historii moich asystentów, żebym miał tak porządnego i uroczego pracownika, który wbrew pozorom potrafił pokazać pazurek. Ale szybko się peszył, markotniał, poddawał. Gdyby nie męskie ciuchy, które miał na sobie, delikatny zarost na brodzie i głęboki, ochrypły głos, którym się do mnie zwracał, pomyślałbym, że jest stereotypową dziewczyną.
W kieszeni zaczyna wiborwać mi telefon, więc mamroczę ciche "przepraszam" i przystawiam do ucha iphone'a.
Okazuje się, że to moja siostra. Lana, która wita mnie newsami, że chce mnie odwiedzić w weekend.
Wzdycham i uderzam głową o oparcie krzesła. Nie chcę jej widzieć, jeśli mam być szczery.
"Okay, niech ci będzie" zamykam oczy, boże, niech ona przestanie tyle gadać. Mogłaby tak godzinami, a dopóki nie zatkasz jej czymś buzi jest małe prawdopodbieństwo, że zrobi to sama.
"Dobra, opowiesz mi wszystko jak przyjedziesz. Na razie. Tak. Przygotuję. Pa."
"O co chodzi?"
Rzucam komórką na stół jednocześnie gdy przed naszymi nosami lądują dwa, pysznie pachnące posiłki.
"Moja siostra i jej chłopak przyjeżdżają w ten weekend. Muszę przygotować dla nich pokój czy coś" skupiam się na bawieniu stekiem, wbijam widelec, wybijam widelec, wbijam, wybijam "Nie mam takiego z dwuuosobowym łóżkiem. Gościnny ma jednosobowe..."
Harry marszczy w skupieniu brwi kiedy nabiera na widelec frytkę.
"Jest jeszcze jeden pokój na górze, nie?"
Zamieram, a moje serce wydaje się przez chwile nie pompować krwi. No tak, to zupełnie normalne, że zauważył. Nie powinienem być zdziwiony faktem, że o nim wie, jednak pytaniem.
"Ten pokój nie jest do niczyjej dyspozycji, okay?''
Próbuję nie brzmieć oschle, ale polegam, za co mam ochotę sobie przywalić w twarz.
"Okay?" marszczy brwi jeszcze bardziej- jeśli to możliwe- i teraz z pewnością się ze sobą stykają. "Mogą wziąć moją sypialnię na ten czas. Mam małżeńskie łóżko i dużo przestrzeni."
Spoglądam na niego znad talerza.
"Naprawdę mógłbyś to zrobić?" pytam z nadzieją "To by wiele ułatwiło...z kolei nie chcę żeby tobie sprawiło to jakiś dyskomfort czy problem. Miałbyś jakiś? Bądź szczery."
Harry kręci głową, ziewając. Wygląda na wysnutego z emocji i może pomysł z zaciągnięciem go jeszcze gdziekolwiek, po tym całym dniu, nie był aż taki dobry. Mógł iśc do pokoju; zważając na porcję, którą zamówił nie był aż tak głodny jak ja.
Wzywam kelnerkę, odsuwając na bok w połowie niedokończone danie.
"Rachunek proszę. Gdybyś mogła zapakować na wynos to co pozostało na talerzu mojego przyjaciela."
***
Harry był jeszcze w łazience, ale nie miałem zamiaru na niego czekać. Wpakowałem się pod puszystą kołdrę, okrywając się nią po samą szyję. Pachniała specyficznym chlorem. Fuj. To jest punkt numer jeden, dlaczego nienawidziłem hoteli, nigdy nie były wystarczająco dobre co prywatna usługa czy twój własny ciepły dom.
Wyłączyłem lampkę po swojej stronie i wpatrzyłem się w sufit.
Po jakimś czasie poczułem ciężar przeważający materac. Przekręciłem głowę by spotkać się z przerażonymi oczami Harry'ego.
"O co chodzi?" pytam szeptem.
Przez chwilę nie odpowiada poprawiając swoją luźną koszulkę.
"To jest nieco dziwne?" waha się "Co jak w nocy przesunę się na twoją stronę? Albo niekontrolowanie cię przygniotę? Jak śpię jestem dosyć ruchliwy, czasami chrapię...Co jak przeze mnie będziesz na skraju łóżka?"
Nie wytrzymuję i wybucham śmiechem. "To cię walnę."
Przeciera oko piąstką, na jego twarzy nie widać krzty rozbawienia.
"Przepraszam jeśli coś..."
Macham ręką, przerywając mu. Ten dzieciak był tak uroczy, że czasami aż nie wierzyłem, że jest prawdziwy.
"Nie przejmuj się" odkrywam mu kołdrę by mógł pod nią wejść. Robi to szybko opadając z ulgą na miękkie podłoże o którym pewnie marzył cały dzień. "To co się dzieje w nocy, zostaje w nocy."
I może jestem mądry, bo w następstwie te słowa mnie pocieszają.

***

Jest może druga w nocy, głowy sobie uciąć nie dam, bo ledwo widzę zegarek.... Budzi mnie szloch. Kołyszenie łóżka. Przez chwilę jestem przerażony, dopóki nie przypominam sobie, że obok mnie jest Harry, który wydaje te wszystkie dźwięki, kurcząc się do rozmiarów kuleczki.
Nie wiem co zrobić. Czy on ma atak paniki? Da się mieć atak paniki podczas snu? A może tylko przyśnił mu się koszmar?
Sięgam ręką do jego ramienia i delikatnie nim potrząsam. Jego szloch się nasila przez co staję się kłębkiem nerwów, bo nigdy mi nie wspominał, że miewa takie napady. Odgarniam mu z czoła loki i przykładam dłoń do rozgrzanego policzka. Mruczy, rzucając się na drugi bok i kopie jak opętany koniec kołdry.
"Harry"
Nie spodziewam się krzyku, który przedziera ciszę. Teraz zdecydowanie nie tylko on ma dreszcze.
"Harry..." szepczę mu na ucho, na co jęczy, spina się i wbija mocno w materac. Po jego policzkach spływają łzy.
Nie myślę dwa razy- staram się przynajmniej- odrzucam jego kołdrę na podłogę i przyciągam go do swojej klatki piersiowej. To jest czysto przyjacielski gest, powtarzam sobie.
Czysto przyjacielski gest.
Kiedy przestaję odczuwać jego płacz, jestem w szoku. Patrzę i zauważam, że wtulił się we mnie jakbym był przytulanką. Zagryzając knykcie, wraca do miarowego pochrapywania w moje ramię.
Czysto przyjacielski gest.


RozbłyskOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz