2

11.3K 933 150
                                    

Czasami wszystko trwa tylko chwilę, nieprawdaż Louis?

24.04.2014
Miarowe pochrapywanie, nie tyle co mnie uspokajało, co też dziwnie wymazywało nieprzyjemne myśli. Jego ciepło było lepsze niż od grzejnika czy nagrzanego pieca. Lepsze niż słońce czy nawet rozżarzony kawałek węgla. Bo Louis był gorący w ten nieokreślony sposób. W taki, który lubię najbardziej, taki co przypominał mi dni, kiedy tuliłem się do mojej siostry, a ona mnie nie nigdy nie puszczała oddając wszystkie potrzebne mi odczucia jakie mogła mi zaoferować.
Podniosłem się delikatnie wykręcając z jego uścisku. Zobaczyłem, że za oknem było wciąż ciemno, a gwiazdy migały i błyskały nam w szyby- było to swego rodzaju piękne.
Mając dość bezskutecznego leżenia skierowałem się do kuchni w celu przygotowania jakiejś przekąski i picia.
Przygrzałem mleko, dodałem kakao, łyżeczkę ekstraktu waniliowego, pianki i voile, aż zapomniałem o braku snu.
Kończąc spożywać nachosy zerknąłem na zegarek wbudowany w mikrofali; neonowe cyferki wskazywały 4:12.
Super, pomyślałem, już prawie rano.
Wyjąłem ze schowka laptopa i wpisując głupie hasło, które wymyśliłem kiedyś z Louis, pokierowałem myszką w stronę swojej poczty mailowej. Tam zastałem spam nie tyle co wiadomościami z jakiś luksusowych marek od których, kiedyś niemal codziennie zamawiałem sporą ilość ciuchów, ale i też kilka od redaktora, wydawnictwa oraz kilku portali społecznościowych.
Otworzyłem pierwszy, wysłany jakieś 5 godzin temu.

Drogi Haroldzie,
dawno się nie widzieliśmy. Sporo czasu zlepiałem twój ostatni tomik z wierszami, ale dziś dociągnąłem ostateczne poprawki i myślę, że jest już w pełni gotowy na wydanie. Jestem z niego naprawdę zadowolony. Mówię Ci, jesteś jak drugi Bukowski, jedyny w swoim rodzaju.
W związku z tym, powinniśmy się spotkać. Omówilibyśmy reklamę i może w końcu pokazałbyś mi zarys swojej nowej powieści? Wiem, że nie marnujesz swojego potencjału, czy też czasu. A ten pomysł nabazgrany na serwetce podczas mojej uprzedniej wizyty był bardzo, hm, interesujący.
Mam nadzieję, że to jest twój nowy przepis na bestseller.
To co, umówimy się?
Pozdrawiam Cię serdecznie, Styles, Ed.


Na moje usta wkradł się nieśmiały uśmieszek. Nie miałem pojęcia, że grzebał mi w rzeczach. Ale to typowy Ed, więc w sumie nie powinienem się dziwić.
"Nasza historia" zaczęła się naprawdę wcześnie; czyli w trakcie pierwszego roku moich studiów. Miałem zaledwie 21 lat. Poznałem go na kursie pisarskim, kiedy pamiętnego dnia zgodził się nas odwiedzić. Pragnął udzielić kilku wskazówek dla amatorów, tak, dobroduszny, ceniony Ed, cóż za zaszczyt. Poprosił każdego z nas o napisanie "czegoś inspirującego, co nakłoniłoby ludzi do refleksji" Kazał być kreatywnym i patrząc dokładnie na wskazówki zegara wyznaczył nam 25 minut.
Czas upłynął, a ja patrzyłem się tępo na prawie pustą kartkę. Coś mnie tego dnia zamulało i nie miałem weny. Napisałem kilka zdań. Wierszowanych.

Asumpt gdy statek płonie w wodzie głębokiej
Asumpt w szczelinie ciszy, bezdusznej, bezsłownej
Asumpt gdy słyszę jęki zaklęte
Piszę wtedy czysty poemat
o tym punkciku co każdy szuka w życiu


Gdy podszedł do mnie zmarszczył swoje krzaczaste brwi i prychnął.
"To nie ma sensu" pokręcił głową, wybuchając cichym śmiechem "Ale może właśnie to mi się w tym podoba. Masz...masz to cholerne coś. COŚ co może przyciągnąć w dzisiejszych czasach nędznych czytelników"
Pamiętam, że chciałem się roześmiać, byłem dosyć zmieszany. Wydukałem coś na styl "eee, dzięki, chyba" na co on podał mi swoją wizytówkę, która była nadrukowana na eleganckim papierku, podpisana jego nazwiskiem, nazwą i adresem wydawnictwa oraz trzema numerami telefonu.
"To specjalna wizytówka. Dla nielicznych." wskazał palcem na ostatni rząd cyferek "Ten numer jest moim prywatnym i chciałbym, żebyś się przez niego ze mną skontaktował. Jasne?"
Przytaknąłem, a świadomość zaistniałej sytuacji wciąż do mnie nie docierała.
"Chce cię, Harry, zapewnisz mi kurwa fortunę, dziecko"
I choć z początku zwyczajnie pomyślałem, że zwariował, tak z czasem zrozumiałem, że dosłownie przepowiedział sobie przyszłość. Wydał moją pierwszą książkę na próbę, później drugą w odstępie czasowym jedynie dwóch miesięcy i już wtedy sukces wpłynął na nas nie tyle, co w postaci gotówki, co też sławy.
Kazał mi pisać non stop, przychodził codziennie by upewnić się, że się nie obijam. Doradzał tematy, naprowadzał mnie na wizje poszczególnych scen...dbał bym się rozwijał, a nie staczał. Był dla mnie jak ojciec bez którego gówno bym osiągnął.
Z rzeczy samej zajmował się wszystkim, był moim menadżerem, dbał o moją reputację. Przy wielkich wydarzeniach załatwiał ochroniarzy, policja zawsze pilnowała wejść i odgradzała nachalnych fanów.
Zawdzięczam mu tak wiele, że ja, wielki, znany na całym świecie pisarz, nie potrafiłbym opisać tego słowami.

Odpisałem mu na maila z zapytaniem czy byłby w stanie dzisiaj do mnie wstąpić. Ed chyba nigdy nie śpi, bo wiadomość z odpowiedzią wyświetliła mi się na poczcie dwie minuty później.

Jasne, Hazzy, na razie.

Kiedy nie miałem już na co czekać, a zacząłem się nudzić, wpisałem w wyszukiwarce swoje imię i nazwisko. Rzadko to robiłem, ale raz na jakiś czas w dni jak te, śmiesznie było poczytać o sobie plotki.
Pierwszy nagłówek, który wręcz prosił się o kliknięcie brzmiał: Harry Styles widziany w sklepie z innym chłopakiem! Szok czy nie?
A co to niby miało znaczyć?
Kliknąłem stronę, na co link podziękował mi zamieniając się w fioletową czcionkę. Ukazały się zdjęcia przedstawiające mnie i Louisa kryjących się za sklepowymi półkami. Pod spodem był artykuł z którego wyciągnąłem jedynie tyle, że ludzie podejrzewają, że jestem gejem.
"Dawno niewidziany z żadną dziewczyną, najwidoczniej przerzucił się na facetów! Czy niejaki Louis, stary przyjaciel Harry'ego, mógłby okazać się kimś więcej? Co Wy na to dziewczyny, podzielcie się z nami swoimi opiniami w komentarzach!"

Komentarzy było co nie miara, niektóre całkowicie zbiły mnie z tropu.
"Sweetpuppy: Jeśli okaże się pedałem, przestanę czytać jego książki"
"Tattooedheart: Niemożliwe, pisze powieści z samymi hetero wątkami!"
"LumiNatii: Oby to nie była prawda"


Te najbardziej rzuciły mi się w oczy, były jeszcze inne z wyrazami wsparcia, ale zawsze się mówi, że wyżalanie się jest nam bardziej bliskie.
Przykra była świadomość, że jeśli któregoś dnia odważyłbym się ujawnić, połowa moich niejakich wiernych fanów, odeszłaby, bo moje oczy widzą atrakcyjność w facetach, a nie kobietach.
Wyłączyłem komputer, zbyt poirytowany, żeby przeglądać dalej newsy. Zegarek wskazywał 5:14. Człowiek o zdrowych zmysłach poszedłby spać, spróbowałby przynajmniej, ale coś czułem, że moja próba zakończyłaby się errorem.
Już zacząłem się zastanawiać, co mógłbym porobić, gdy coś, a może ktoś, doszczętnie zniszczył moje plany.
"Haz."
Jego głos. O mój Boże, jego zaspany, niski głosik.
"Louis?"
Odwróciłem się i zobaczyłem go, otulonego w puszystej kołdrze, rozczochranego z przymrużonymi oczami. Stał na ostatnim schodku, przyglądając mi się uważnie. Wyglądał jak dziecko, małe, bezbronne, szukające swojego tatusia.
"Czemu poszedłeś?" poszurał nogami w moją stronę "Nie umiem spać kiedy nie ma kogoś obok mnie"
To dlatego codziennie sypiasz z dziwkami, yhm.
"Nie umiałem zasnąć."
Lekko się do niego uśmiechnąłem. Usiadł obok mnie, kładąc swoją głowę na moim ramieniu.
Żyłem dla takich chwil.
"Masz problemy?" wymamrotał.
"Nie wiem"
"Mógłbym ci jakoś pomóc? Próbowałeś tabletek na bezsenność?"
Pokręciłem słabo głową przygarniając go do pewniejszego uścisku.
"Jak będę na mieście to ci kupię, dobra?"
Nie czekając na odpowiedź popchnął mnie delikatnie na kanapę na której się obejmowaliśmy. Przyłożył do moich oczu palce, bym je zamknął, po czym odkrył się ze swojej kołdry i mnie nią przykrył.
"Spróbuj odpocząć, zrobię śniadanie"
Chwilę później rozbrzmiało w kuchni stukanie garnków, talerzy i sztućców. Zapach podgrzewanych frankfuterek i pieczonych gofrów przesiąknął cały dom.
Leżałem. I jedyne o czym myślałem to to, że właśnie takiego go kochałem najbardziej.


Chwilami się mu przyglądam
ale tylko wtedy gdy nie patrzy.
Czasami kiedy gra w fifę. Siedzi po turecku, na poduszce przed telewizorem. Ręce mocno ściskają joistick, są wyciągnięte trochę do przodu. Zacieśnia szczękę, przez co uwydatnia swoje kości policzkowe, wystawia czubek języka, targa włosami pod wpływem nerwów. Obserwuje go pod każdym kątem, przerywając na te wiele minut pisanie.
Kiedy wygrywa mecz jego usta są pełne życia. Odwraca się w moją stronę i krzyczy głośno "ZNOWU, HAZ, ZNOWU"
A ja mu gratuluję ze śmiechem, w głębi duszy pragnąć uchwycić ten moment na filmiku, by móc go później odtwarzać w kółko i w kółko i w kółko...

Około 17:30 Louis wyszedł na miasto. Lubił spacerować po ciemnych uliczkach oświetlanych słabymi latarniami. Lubił wtedy palić i robić z dymu kółka wznoszące się ku górze. Lubił patrzeć na okna budowlańców w których zawsze odgrywała się pewna sceneria.
Kochał obserwować.
Wiem to nie dlatego, że bywałem na takich przechadzkach. Bardziej wywnioskowałem to z jego opowieści. Czasami kiedy wracał rozluźniony, siadał na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Później opowiadał. Jak to lubi gdy on może wszystko widzieć, ale inni nie zwracają na niego najmniejszej uwagi.

Obiecał wstąpić do apteki. Ale przed przekroczeniem progu frontowych drzwi odwrócił się w moją stronę i ku mojemu zdziwieniu zaproponował żebym poszedł z nim.
Odmówiłem. Mając na względzie oczekiwanie na Eda. Który, swoją drogą, przyszedł kilka minut później.
Trochę się zmienił. Co było dziwne, bo nie widziałem go zaledwie miesiąc. Miał inną fryzurę, zwykle kruczoczarne postawione na żelu włosy, były teraz rudawe, wolno puszczone. Twarz odznaczało więcej zmarszczek, pomiędzy brwiami, wokoło oczu.
Ale pomimo tych zmian, wciąż był tym samym, dobrym człowiekiem. Moim Edem.
"Synu" zaśmiał się przygarniając mnie do mocnego uścisku "Dobrze cię widzieć"
Podałem mu herbatę z osobnym talerzykiem z ciasteczkami i przejrzałem pierwszy, próbny druk mojego tomiku. Nie była to gruba książka, miała może ze 150 stron. Wiersze pochodziły z okresu kiedy zdałem sobie sprawę, że zakochałem się w Louisie, połowa z nich obejmowała temat miłości i zauroczenia.
"Najbardziej spodobał mi się ten o 'tym chłopaku z burzliwymi, lśniącymi oczami'" powiedział strzepując ze swoich kolan okruszki. Lustrował mnie podejrzliwie, przez co zrozumiałem aluzję.
On wiedział.
To takie oczywiste, boże, zna mnie lepiej niż ja siebie, nie trudno mu było się domyślić.
"Od kiedy, Haz?" spytał cichutko biorą ze spodka następne ciasteczko "Od samego początku?"

Prawda jest taka, że nie wiedziałem. Trzeba by było zadać sobie podstawowe pytania:
Kiedy poczułem pierwsze motylki?
Kiedy zapragnąłem go pocałować?
Kiedy po raz pierwszy zaparło mi dech w piersi na jego widok?

Ale nawet wtedy, po długich godzinach główkowania, raczej nie udzieliłbym prawidłowej odpowiedzi. Bo to nie był dzień z datą kiedy zrozumiałem, że Louis jest dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. To trwało przez lata, codziennie to uczucie rosło w siłę.
Pamiętam gdy jako dzieci biegaliśmy wspólnie po parku, Louis był mniejszy od pozostałych maluchów, miał króciutkie nóżki, więc ciągle się potykał. Zawsze zatrzymywałem się, żeby podać mu rękę i ustawić w pionie.
Jest to jedno z pierwszych wspomnień, które z nim kojarzę. Jest bardzo barwne, pełne pamiętnych krzyków i śmiechu Lou.
Był moim sąsiadem. Mieszkał naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy. Państwo Tomlinson wprowadzili się na nasze osiedle później i wywołało to wielki szum, gdyż rzadko ktoś przyjeżdżał z Ameryki, w samo serce Londynu.
Nie od razu go zauważyłem.
Choć trudno w to uwierzyć, Louis cechował się niewinnością i cichym usposobieniem. Chodził sam po uliczkach, liczył ptaki, rwał trawę, plótł kwiatki i ani mu się śniło choćby spojrzeć w kierunku innych dzieci.
Lubił swoje towarzystwo. I nikogo innego.
Pewnego dnia siedział na krawężniku, auta jeździły jak szalone- rwały po ulicach bez hamulców.
Ten mały idiota o mały włos nie zginął przez ciężarówkę, która mając problemy z bakiem, zatrzymała się gwałtownie by zaparkować na boku.
Milimetry od Louisa.
Który był za mały, żeby kierowca go dojrzał.
Chłopak, którego jeszcze nawet nie znałem, odskoczył do tyłu i w zastygnięciu przyglądał się czerwonemu transporterowi. Miał duże, przerażone oczy, trząsł się.
Wybiegłem przez furtkę i kucnąłem obok niego. Siedział skulony, dochodząc do siebie poprzez niezrozumiałe mi mamrotanie.
"Shhh" szepnąłem do niego "Hej, już okay, prawda? Jesteś głupi, ale już jest okay"
Parsknął cichym śmiechem, gniotąc paluszkami stokrotkę.
"Zamyśliłem się" przyznał zerkając na mnie kątem oka "Niechcący"
Westchnąłem rzucając samochodowi nienawistne spojrzenie "Widziałem"
I później przeniosłem wzrok na Louisa, który nie wyglądał już na tak przestraszonego jak chwilę wcześniej. Rozluźniłem się widząc go całego i zdrowego. Może nie znałem go, czy też nawet ani razu nie spotkałem, ale nie byłem głupi, wiedziałem, że mieszka tuż obok.
"Kim jesteś?" spytał wyrzucając na jezdnię wymiętolony kwiatek.
Teraz, gdy nie posiadał w dłoniach małego obiektu, zaczęło mu go brakować i zajął się skubaniem brzegu swojej bluzy. Pustym wzrokiem wpatrywał się w oddalające chmury.
"Harry" przedstawiłem się "Mieszkam tutaj, w tym czerwonym domku"
"Aha..." mruknął pod nosem "Louis"
Po chwili dopiero, po przetworzeniu jego słów, zrozumiałem, że właśnie podał mi swoje imię.
"Louis" powtórzyłem z uznaniem, kiwając głową "Miło mi cię poznać"
"Mi ciebie również" przyznał lekko, posyłając mi jeden z tych swoich magicznych uśmiechów.

Mieliśmy 6 lat i zaczęliśmy spędzać całe dnie na zabawie, jak na dzieci przystało.
Nasze mamy się zaprzyjaźniły. Ojcowie zaczęli umawiać na golfa. Nie zajęło nam dużo czasu by się ze sobą zżyć, niczym rodzina.
Razem też przekroczyliśmy mury szkoły. Byłem świadkiem jak mój przyjaciel z zamkniętej w sobie osoby, zamienia się w podrywacza numer 1 w całej budzie.
Później była jego pierwsza dziewczyna.
Druga.
Trzecia.
Bliźniaczki.
Szósta.
A ja zacząłem odczuwać coś na pokrój smutku i zazdrości. Wtedy jeszcze dokładnie nie wiedziałem z jakiego powodu.
Nadszedł czas studiów, na które także wybraliśmy się razem, ale już niekoniecznie skończyliśmy je razem...ale to już inna historia.
Nieważne.

"No więc?"
Głos Eda przywołał mnie do rzeczywistości. Macie czasami tak, że jesteście w stanie usłyszeć ciszę?
Bo właśnie ona piszczała mi teraz w uszach.
"Dawno, jakoś za czasów szkoły" wyznałem ostatecznie ściskając poduszkę, która jeszcze chwilę temu stanowiła dla mnie oparcie na obolałe od ciągłego siedzenia plecy.
"On..."
"...nic nie wie" przytaknąłem zagryzając mocno wargę, aż poczułem mataliczny posmak krwi "I prawdopodobnie nigdy się nie dowie"
"Nie czytał nigdy twoich prac?"
"Nie. I nie chcę, żeby to robił."

Gdyby przeczytał moje powieści, dostrzegłby podobieństwo pomiędzy sobą, a drugim głównym bohaterem. A to by przekreśliło naszą przyjaźń, bo przecież nie całkiem przypadkowo bohater pierwszoplanowy zawsze się zakochuje w drugoplanowym?
To nie jest tak, że Louis jest moją jedyną inspiracją. Nie. Moja wena bazuje na różnych wydarzeniach, ludziach poznanych w przeszłości...opiera się na różnych problematykach, jednak, no cóż, moje postaci mają charakterystyczne cechy, które przejawiają się zawsze- nieważne czy to moja setna publistyka czy dziesiąta.
Louis bywa zrozpaczonymi dziewczynami.
A ja facetami, co zwykli przygarniać kobietę do uścisku i zapewniać miłość do końca życia.
Mam także tendencję do kończenia książek dosyć dramatycznie. Albo po prostu tragicznie.
Nigdy nie ma szczęśliwego zakończenia (czytaj: nigdy nie przewiduję satysfakcjonującego zakończenia dla czytelnika.) Uważam, że za dużo jest druków, które na finishu mają ckliwy epilog pełny nieprawdziwej radości.
I wiecie co? Może to jest właśnie mój klucz do sukcesu.

Ale shhh.

"Piszesz teraz coś nowego?" zapytał dociekliwie bawiąc się teczką z jakimś papierami.
Kiwnąłem głową, na co ten rozpromieniał klaszcząc w ręce.
"Boję się trochę, że nie zaakceptują tego pomysłu. Nie są przyzwyczajeni do takiego rodzaju książki"
"To jest ta..."
Narysował w powietrzu serwetkę, a ja jedynie przytaknąłem.
"Hm. No zobaczymy, Harry, zobaczymy."
W skrócie po tym poinformował mnie o nadchodzących wyjazdach
Za dwa dni załatwił mi podpisywanie książek w księgarni w Bostonie. A jutro miałem udzielić 20 minutowego wywiadu w reality show "Sue & Lou".
Kiedy zaczął się zbierać do wyjścia, stwarzał pozory markotnego. Jakby wizyta u mnie go przygnębiła.
Totalnie tego nie rozumiałem.
Może to nie o mnie chodziło? Może przypomniał sobie coś smutnego dlatego się taki wydawał? Zmartwiło mnie to, ale zanim zdążyłem go o to zapytać, on wystrzelił z mojego domu jak poparzony.

Żeby było zabawniej, niedługo potem przyszedł Louis, szczerzący się od ucha do ucha. Niósł torby, które po chwili rzucił na stół.
"Nie uwierzysz co kupiłem"
"No zapewne nie, zawsze kupujesz same głupoty"
Rzucił mi długie spojrzenie, które posyłał mi tylko gdy chciał mnie zgasić. Nie tym razem, pomyślałem.
"To coś się rzeczywiście też do tego kwalifikuje"
"Tak? To co to tym razem?"
Parsknął śmiechem, grzebiąc w małej, papierowej torebce. Co chwila próbował powstrzymać uśmiech więc i dołeczki więc i zmarszczki wokół oczu.
Wyciągnął trzy książki.
Trzy dobrze mi znane książki. W podobnych kolorach i ilustracjach co kiedyś ja wybierałem na swoje okładki. A może nawet nie tyle co podobnych, co identycznych.
"Nie"
Moje oczy same się powiększyły do rozmiarów orzechów i zlokalizowały roześmianą twarz Louisa.
"Tak, tak, Haz, twój przyjaciel nareszcie zainwestował w twoje lektury. Była promocja, kup dwie książki, trzecią dostaniesz gratis...jak mogłem jej nie wykorzystać?"
Śmiał się głośno. A ja analizowałem wszystkie zdania tam zapisane...Myśl, że ON przeczyta te książki przerażała mnie. Kiedy je pisałem byłem przekonany, że ON NIGDY po nie nie sięgnie...z tego też powodu nie bałem się wyżalać czy też przytaczać podobnych sytuacji z naszego życia.
Teraz to wszystko wydawało mi się bezmyślne.
"Czemu nic nie mówisz? Nie cieszysz się?" usiadł obok mnie i położył swoją dłoń na moim kolanie. Tarł, błądził nią powoli po moim udzie "Zawsze myślałem, że tego ode mnie oczekujesz? Że chciałbyś żebym..."
"Nie" powtórzyłem szybko kręcąc głową "Nie czytaj ich, to takie dziwne, nie."
Strzepnąłem jego rękę. Czułem, że długo tego moje ciało nie wytrzyma. Ten gest był dla mnie zbyt intymny.
"Ale ja chcę" powiedział tonem nie przyjmującym sprzeciwu "Chce wiedzieć o czym pisze mój najlepszy przyjaciel. Co przyciąga jego czytelników. Chcę się dowiedzieć jaki jesteś, Haz"
Byłem poważnie zdziwiony słuchając każdego jego następnego słowa.
Co go do cholery wzięło?
Po chwili wyszedł, prawie przewracając krzesło. Zabrał ze sobą wszystkie książki, a resztę toreb zostawił nieruszonych na blacie.
W jednej przezroczystej zauważyłem nową paczkę kondomów i fajki.
Świetnie.

'Cause I'm tired of sleeping aloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz