#9

5.9K 521 20
                                    

- Dlaczego miałam do niego strzelać? - pytała Anais przez całą drogę. Naprawdę chciałem by zamknęła się w końcu i doszła do wniosku, że teraz nie mam przyjemności z nią gadać. Mija kolejny dzień, a po moim dziecku ani śladu. Naprawdę nie chciałem się jej zwierzać z moich problemów.

- Stul się i właź. - otworzyłem jej drzwi. Mruknęła coś pod nosem i wsiadła. Zatrzasnąłem je mocno, aż auto lekko się poruszyło. Naprawdę nie planowałem tego, ale skrajne emocje mną targały. Co chwila odrzucałem połączenia od mojej matki, która chciała dowiedzieć się coś o dziecku, którego nawet nie widziałem na oczy. Teraz, kiedy Arlond jest w szpitalu na pewno nikt mi nic nie powie. To aż dziwne, że trudne do znalezienia jest dziecko.

- Zrobił ci coś?

Ułożyłem usta w wąską linię odjeżdżając z terenu tego chujostwa. 

- Czy ja wyglądam na kogoś, kto jest rozmowny? - warknąłem w jej stronę. Patrzyła na mnie uważnie.

- Nie, nie wyglądasz, ale...

- Nie jesteśmy na ty. - przerwałem niemal od razu. - A kiedy mówię byś się zamknęła, to masz to uszanować, rozumiesz? Chyba, że chcesz wylecieć, mi to na rękę.

Zmierzyła mnie spojrzeniem i odwróciła się w stronę szyby bocznej. Odetchnąłem lekko opierając się o zagłówek fotela. Mam z nią jeszcze do pogadania w stosunku jej zachowania. Ma mnie traktować jak Pana i tak ma się zwracać. Nie jestem jej kolegą czy znajomym by mówiła do mnie po imieniu...

Dojechaliśmy pod mój dom. Nie kłopotałem się by spojrzeć do tyłu czy dziewczyna idzie za mną, gdy ja szedłem otworzyć drzwi. Wchodząc do środka miałem kolejną niespodziankę. 
Stella patrzyła na mnie z założonymi na piersiach rękami. A kiedy Anais stanęła obok mnie, jej buzia się otworzyła. Szok, to jedyne co przychodziło mi do głowy, by opisać jej stan.

- Już mnie zdradzasz? - zapiszczała idąc do nas twardym krokiem.

- Idź na górę, muszę z nią porozmawiać. - szepnąłem szybko.

Anais obróciła głowę w moją stronę.

- Ale ja nie wiem gdzie, bo...

- Idź kurwa.

Przełknęła ślinę i odeszła szybko udając się chodami na wyższe piętro. Stella gromiła ją wzrokiem, aż całkowicie znikła z pola widzenia.

- Ja już się znudziłam, tak?

Westchnąłem ściągając z siebie kurtkę.

- Mówię do ciebie!

- Krzyknij jeszcze raz - złapałem ją za dłoń, która sekundę później rzekomo miała uderzyć mnie w policzek. - a porozmawiamy inaczej.

- To dlaczego przyprowadzasz już jakąś dziwkę do domu. - teraz już płakała. - Nie było mnie kilka dni, tylko kilka dni. 

- Jestem odpowiedzialny za jej szkolenie. - puściłem jej dłoń. Zaczęła rozmasowywać obolały nadgarstek. - I nie rycz.

Powinienem być w stosunku do niej bardziej czuły? Chcąc nie chcąc nadal była moją dziewczyną... jednak to wszystko wokół mnie wkurwiało. Może patrzyłbym inaczej na świat gdybym miał przy sobie to, na co czekałem od kurwa bardzo dawna.

- Mnie też jest ciężko. - szła za mną do kuchni. - Też chciałam zostać matką.

Dzieckiem zaczęła interesować się dopiero gdy kobieta, którą wynająłem urodziła. Przed tym o nic nie pytała, jakby nie było tego wszystkiego. Na biurku zawsze leżały u mnie zdjęcia USG, ale ta nawet na nie, nie spojrzała. Bądźmy szczerzy, może to i dobrze, że na razie nie mam przy sobie dziecka. Pozwala mi to załatwić sprawy ze Stellą, a mianowicie zerwanie. Tylko jak ja kurwa mam to niby zrobić?

- Ty nie nadajesz się na matkę. - zacząłem spokojnym tonem. Im szybciej się z tym uporam tym lepiej. 

- Że niby co proszę?

- Stella ja mówię poważnie i to co teraz usłyszysz radzę ci zapamiętać. Nie kocham cię, wpisałem cię na matkę tylko dlatego, że byłaś moją partnerką.

Jej brwi drgnęły.

- Nie obchodzi mnie to. - zaśmiała się histerycznie. - Mam takie same prawa do dziecka jak ty.

- Właśnie, że nie. Nie jesteś biologiczną matką, tylko rzekoma Siana.

- Chyba nie chcesz wiązać się z kobietą, która ma twoje dziecko.

- Nie zamierzam, ale chcę ją odnaleźć i się dogadać.

- Nie możesz. - oddychała szybko. - Nie możesz ze mną zerwać.

- Stella nie utrudniaj tego.

Po siarczystym policzku, przekleństwach i płaczu wyszła z mojego domu. Tak jak miałem w zwyczaju z piwem w ręku usiadłem na kanapie.

- Ale bagno. - usłyszałem głos Anais. - Starasz się o dziecko?

Spojrzałem na nią morderczym wzrokiem.

- To chyba nie powinno cię obchodzić. Ile razy mam powtarzać, że nie jesteśmy na ty? 

- Przepraszam, zapomniałam się.

- I chyba też zapomniałaś, że ja tu rządzę i nie możesz się zachowywać jak chcesz. - uniosłem brwi znacząco. Siedziała na wprost mnie na fotelu. Od razu wstała łapiąc o co chodzi.

Skinęła szybko głową poprawiając kosmyk włosów.

- Widzę, że się nudzisz. - obróciłem się na plecy. - Posprzątaj mi górne piętro. 

- Myślałam, że szkolenie inaczej się wykonuje. 

- Nie wkurwiaj mnie. - zamknąłem oczy. Miała rację, jutro musiałem gdzieś z nią jechać, bo szef się przyczepi.

- Przepraszam.

Jak ja nienawidzę jak ona przeprasza.

- Idź już.

- Mogę jeszcze o coś zapytać?

Otworzyłem oczy.

- Co znowu?

- Jak masz... znaczy jak ma pan na imię?

Zmarszczyłem brwi biorąc łyk piwa. Nie przedstawiłem się? Widocznie tylko Harry to zrobił.

- Mówię to pierwszy i ostatni raz, jestem Zayn.

- Malik?

- Tak.

Przez jej twarz migły dziwne emocje. Miałem wrażenie, że skądś mnie zna, jednak kiedy chciałem o to zapytać, ona już uciekła na górę.

Anais 》Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz