#4

7.1K 540 112
                                    

< Następny dzień >

- Jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna, możesz przyjechać o trzynastej. - mamroczę patrząc na swoje odbicie w lustrze. Wszystko już załatwiłem z tym człowiekiem, sam nie wiem jak go nazwać... alfons? Był dyrektorem tego burdelu, więc tylko to przychodziło mi na myśl. Nie był chętny na spotkanie, ale do kurwy. Miał moje dziecko. 

Zapłaciłeś, więc wymagaj.

- Jaka propozycja?

- Z wyjazdem po dziecko, jeśli masz już inne plany to...

- Nie, nie, jadę z tobą. Jak powinienem się ubrać?

Zmarszczyłem brwi na pytanie Louisa. A Jak powinien?

- Normalnie, to nie są przecież chrzciny, czy inne gówno. Po prostu je odbieramy.

- Nie sądzisz, że wyjdziemy na gejów? - zaśmiał się. Westchnąłem, ale moje kąciki ust nie drgnęły.

- Nie.

- Och, tak bezpośrednio. Okej, spodziewaj się mnie pół godziny przed.

Tak jak zawsze...

- Dzięki. - rozłączyłem się i padłem na łóżko. Była dopiero jedenasta, więc sięgnąłem po telefon i połączyłem się z pizzerią. Byłem głodny, a że Stella przychodziła o dwunastej z chęcią robienia obiadu wolałem teraz się najeść, niżeli musiałbym głodować przez cały jej pobyt w moim domu. 

Nie myliłem się, kiedy kończyłem ostatni kawałek pizzy, usłyszałem szczęk zamka. 

- Już przylazła. - westchnąłem cicho i schowałem opakowanie pod łóżko, z zamiarem późniejszego wyrzucenia.

- Kochanie!

Mruknąłem zirytowany wycierając kąciki ust i zszedłem na dół. Stała do mnie tyłem i rozglądała się jak idiotka. Co jak co, ale powinna już zapamiętać, że większość czasu spędzam w mojej sypialni.

- Tu jestem. - przestraszyła się, jednocześnie odwracając do mnie. Jej małe piersi podskoczyły, a twarz pobladła.

- Nie strasz mnie tak.

To nie mów do mnie kochanie. 

Wyminąłem ją idąc do kuchni z zamiarem napicia się wody. Pizza była bardzo pikantna.

- Co chciałbyś na obiad?

Znowu się zaczyna. Z wymuszonym uśmiechem odwróciłem się w jej stronę.

- Nie jestem głodny.

- No jak to nie? - rzuciła torebkę na skórzaną sofę. - Musisz zjeść coś ugotowanego, nie będziesz cały czas żył na tych rakotwórczych zupkach.

- Przesadzasz.

- Nie, nie przesadzam. 

No i się zaczęło. Stella gadała sama do siebie robiąc mi zupę i coś jeszcze. Ewentualnie mówiła do mnie, ale zająłem się odpisywaniem Louisowi niż słuchaniem jej paplaniny. I pomyśleć, że będzie tu przebywać coraz częściej ze względu na dziecko. Mam jedynie nadzieję, że nie zechce się wprowadzić.

Od : Louis

Zielona czy niebieska koszula?

Popatrzyłem na swój podkoszulek, czarne jeansy i jęknąłem.

Do : Louis

Co ty znowu odwalasz? Jedziesz normalnie ubrany, inaczej możesz nie przychodzić.

W gruncie rzeczy nie chciało mi się przebierać, ale nie musiał o tym wiedzieć. Przecież to całe 'spotkanie' będzie trwał mniej niż dziesięć minut. Podpiszę się, dadzą mi dziecko i wrócę do domu.

Od : Louis

Nie sądzisz, że to trochę zbyt prostacko? Uznają mnie za wieśniaka.

Wielkie dzięki.
Z westchnieniem oparłem się o krzesło. 

Do : Louis

Niebieska. Ja też powinienem ubrać garnitur? Będę wyglądał jak idiota.

Od : Louis

Będziesz wyglądał jak bogacz, a nie jak prostak.

Do : Louis

Jestem bogaczem, a teraz bezpośrednio nazwałeś mnie prostakiem.

Od : Louis

Sorry, ale nie idziesz w parze z modą.

Że niby chodzę brzydko ubrany? Louis coś ćpał, to na pewno. Postanowiłem mu już nie odpisywać. Kiedy chowałem telefon do kieszeni Stella postawiła przede mną talerz zupy.
Ja pierdole, jak to śmierdzi.

- Smacznego.

Życzy firma udław się. Ugh.

- Dzięki. - niepewni mieszałem łyżką w zupie.

- Ja idę do łazienki się jeszcze domalować przed wyjazdem, a za ten czas to ma zniknąć. - wyszła.

Tak, na pewno zniknie.

Podszedłem do zlewu i wylałem zawartość talerza. Usiadłem z powrotem na miejscu zastanawiając się nad jednym. Stella też ma zamiar jechać? Skąd w ogóle wie, że ja się tam wybieram?

Od pica wytarłem usta, kiedy pojawiła się na horyzoncie. Pochwaliła mnie jak ja to ładnie zjadłem, miałem ochotę rzygnąć. 

Louis zjawia się przed czasem tak jak mówił, a kiedy widzi Stellę jęczy. Że jej nie lubi to mało powiedziane. Mruknął coś o tym, że powinienem się przebrać, ale miałem to w dupie. To on wyglądał jak palant w tym garniturze, nie ja. Stella wylądowała na tylnym siedzeniu, bo postanowiliśmy pojechać jednym autem. Jeśli chciała jechać musiała zająć tylne miejsce. Jak nie, to nie.

Pod budynkiem Arlonda skręciło mnie lekko. Czułem się podniecony, niczym dzieciak, który zaraz dostanie swoją upragnioną zabawkę. Pchnąłem ogromne drzwi nie fatygując się by spojrzeć w tył, czy aby nie uderzą Louisa albo Stellę.

- Stresujesz się? - Louis zrównał ze mną krok, kiedy dwa goryle pozwolili nam iść dalej.

Jak cholera.

- Nie.

- Jakżeby inaczej. - zaśmiał się. Po kryjomu wziąłem drogocenny oddech gdy wchodziliśmy do gabinetu Arlonda.

- Och Zayn, miło cię widzieć.

- Wzajemnie.

Nie kurwa, wcale nie.

- Zapewne chciałbyś od razu przejść do konkretów. - zaśmiał się i wstał. Wziął jakieś kartki. - Ale nie wiem po co ci obstawa.

- Daruj sobie, przyjechałem po dziecko.

- Po dziecko - zanucił do siebie szperając w komputerze. - Niemowlę nr 423?

- Tak.

Przez chwilę milczał przesuwając w dół tabelę. Zmarszczył brwi.

- O ile się nie mylę masz Malik na nazwisko. - jakoś wytrzymałem z niemiłym komentarzem. - Ale na to wychodzi, że twoje dziecko zostało już odebrane. Nie ma tu żadnego niemowlaka pod twoim nazwiskiem.


Anais 》Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz