31. Ucieczka.

4.3K 352 28
                                    

- Jesteś pewien, że nie chcesz jechać z nami? - spytałem, patrząc na jedną z toreb należących do Michaela.

- Nie – uśmiechnął się do mnie łagodnie. - Miałem już dość czasu na przemyślenia.Teraz nadszedł czas na to byście mieli czas tylko i wyłącznie dla siebie. Cholernie ciężko jest być piątym kołem u wozu.

- Nie byłeś nim – zawołała Jane, uderzając go pięścią w ramię.

- Byłem – powiedział dobitnie i chwycił w dłoń swoją walizkę. - Nie wiem jak wam podziękować za to wszystko co dla mnie zrobiliście.

- Wystarczy jak przestaniesz wiecznie się narażać.

- I mnie denerwować – dodałem do wypowiedzi Jane i mocno go wyściskałem. - Wrócimy zanim się obejrzysz. Jakby coś się działo, to dzwoń. Z lotniska odbierze cię Anastazja. Pomoże ci w załatwieniu wszystkich formalności.

- Dziękuję –  powiedział szczerze. Spojrzał uważnie na naszą dwójkę, która aktualnie trzymała się mocno za ręce. - Już uciekajcie, zanim ktoś was rozpozna – ponaglił nas ruchem ręki, a sam po ostatnim spojrzeniu rzuconym na nasze twarze, ruszył przed siebie pewnym krokiem. Ciągnął za sobą swoje bagaże z siłą, jakiej jeszcze w nim nie widziałem. Zdawałem sobie z sprawę z tego, że to co wydarzyło się w naszym życiu w ostatnim czasie go odmieni, ale nie spodziewałem się tego, że tak szybko się temu podda. Podda się nam i temu, że naprawdę chcieliśmy dla niego tylko i wyłącznie dobrze. Może jego dziecinna zagrywka w szpitalu miała zawsze mieć miejsce. Dzięki niej oprzytomniał i w krótkim czasie dorósł. Stał się mężczyzną i w pokrętny sposób miałem w tym swój udział, a nie zrobiłem niczego poza wspieraniem go i trwaniem u jego boku, gdy tak bardzo chciał mnie od siebie odepchnąć. Może właśnie na tym to wszystko polegało. Na trwaniu u boku kogoś, kto po prostu tego potrzebował. To on sam rozwinął swoje skrzydła i pewnym siebie krokiem szedł w stronę tego co miało nastąpić w kolejnych kilku dniach. Pogodził się ze stratą. Zrozumiał ją i był nareszcie gotowy na podjęcie się zdania, na które nigdy nie był gotowy. Myślę, że pomimo szczerych chęci i zapewnień, nadal tak było, ale tym razem miał zamiar walczyć. Byłem z niego dumny. Cholernie dumny.

- Kolejny Harrison wypuszczony w świat – powiedziała Jane, ciągnąc mnie w tylko sobie znanym kierunku.

- Miejmy tym razem nadzieję, że ten nie zrobi niczego głupiego.

- Nawet tak nie mów – powiedziała poważnym tonem, patrząc na mnie spode łba.

- To był tylko żart – powiedziałem w swojej obronie. - Za wcześnie na niego?

- Za wcześnie – potwierdziła przytakując głową. - To jaki jest plan?

- Planem jest brak planu – powiedziałem radośnie i pociągnąłem ją w stronę najbliższego sklepu z gazetami. Wlecieliśmy do środka roześmiani i zdyszani szybkim biegiem. Jedna z młodych dziewczyn rozpoznała moją sylwetkę i chwyciła po telefon. Mieliśmy bardzo mało czasu na ucieczkę. - Ma Pan może mapę Europy? - spytałem, patrząc na starszego mężczyznę wyczekująco. Obserwował nas zaskoczony. Wiedziałem, że nas rozpoznał. Jakby miał tego nie zrobić, skoro moja twarz zdobiła dosłownie każdą pierwszą stronę otaczających nas pism? Otrząsnął się szybko i podał mi wyczekiwany przeze mnie przedmiot. - Kochanie, zamknij oczy – szepnąłem wprost do ucha Jane. Zrobiła to o co ją poprosiłem. Otworzyłem mapę na pierwszej lepszej stronie. - Celuj palcem przed siebie. I nie podglądaj – dodałem, widząc jak kręci głową z niezadowoleniem. Jej palec pewnie wycelował w jego z europejskich miast, a ja nie mogłem opanować szerokiego uśmiechu rozciągającego moje usta. Szybko oddałem mapę mężczyźnie i w szaleńczym biegu pognałem z Jane w stronę kas biletowych.

Darling I'll jump with you - WYDANE!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz