Rozdział 4

2 1 0
                                    

Mój nowy pokój był całkowicie inny, niż poprzedni. Tutaj wszystko wydawało się przytulniejsze, mimo, że oprócz podstawowego wyposażenia nie było nic. Żadnych obrazów, zdjęć, plakatów, czy czegoś w tym stylu. Zastanawiałam się, czy był to celowy zabieg, żeby każdy gość mógł urządzić pokój w swoim stylu. W końcu pewnie o to chodziło Charlie, aby każdy mógł się tutaj poczuć jak w domu. Naprzeciw łóżka, zauważyłam duże okno. Mimo, że była noc, mogłam co nie co dostrzec. Miasto wyglądało jak opuszczone, co dziwne, bo zwykle w nocy najwięcej się działo, oczywiście tego złego. Może była to sprawka eksterminacji? Każdy próbował jak tylko potrafił się zabezpieczyć? Moje pierwsze eksterminacje. Bałam się tego dnia, odkąd tylko się dowiedziałam z czym to się je. Byłam tutaj bezpieczna, ale sama świadomość tego, co jutro będzie się działo, wystarczająco mnie przerażała. Odeszłam od okna i starałam się przekierować swoje myśli na zupełnie inne tory. Zauważyłam obok szafy przywieszone na ścianie puste półki. Zaczęłam się zastanawiać, na co mogłabym je przeznaczyć. Może była w Piekle jakaś księgarnia, w której mogłabym znaleźć coś dla siebie? A gdyby tak zrobić parę zdjęć i postawić je tutaj w ramkach? Albo jakieś szkice? W szkole bardzo lubiłam plastykę, co prawda od dawna nie rysowałam, ale może bym do tego wróciła. Nagle moje rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. Otworzyłam je, a przede mną, stanął Angel.
- Nie przeszkadzam? - zapytał. Wyglądał na lekko zmieszanego.
- Nie, wchodź śmiało - zaprosiłam go do środka. Chłopak zajął miejsce na łóżku, a ja usiadłam tuż koło niego.
- Wiem, że jest strasznie późno i pewnie chcesz już odpocząć, a ja ci przeszkadzam... - zaczął.
- Angel, ty nigdy nie będziesz mi przeszkadzać. Co się stało? - położyłam rękę na ramieniu chłopaka.
- Nawet nie wiem, jak to nazwać, ale dzisiaj stało się coś dziwnego - próbował znaleźć odpowiednie słowa.
- Przepraszam cię, mogłam się domyślić, że Val się dowie i stanie się to, co się stało, nie chciałam cię narażać, ja nie... - zaczęłam.
- Nie, nie chodzi o tamto, ale o naszą późniejszą rozmowę. Jeszcze nikomu nie mówiłem o swojej siostrze, mało kto w ogóle wie, że miałem rodzeństwo - przerwał mi.
- Czasem coś w nas pęka i trzeba się wygadać, a łatwiej jest opowiedzieć wszystko prawie nieznajomej osobie, niż bliskiemu przyjacielowi - zauważyłam.
- Może i masz rację, ale nawet Husk'owi nigdy o niej nie opowiadałem, a w końcu jesteśmy razem pare miesięcy. Przy tobie jednak czuję, że mogę ci zaufać i wszystko powiedzieć, całkiem jakbyśmy byli przyjaciółmi od dziecka - powiedział.
- Dość często słyszałam to od innych, więc chyba to po prostu moja natura - stwierdziłam.
- Molly też taka była. Zawsze mogłem do niej przyjść z problemami, mimo, że miała pełno swoich, ale zawsze chętnie i uważnie mnie wysłuchała, nawet kiedy nie wiedziała co powiedzieć, jak mnie pocieszyć, cieszyłem się niezmiernie, że mam kogoś, kto zawsze jest przy mnie. Nasz brat był inny, miał swoje życie i nie dopuszczał nas do niego. Czasem zaciągał długi, przez co cierpiała cała rodzina. Rodzice pracowali dniami i nocami, żeby zapewnić nam dobre życie, dlatego w głównej mierze to my wychowywaliśmy siebie nawzajem. Brat był najstarszy z całej naszej trójki, więc logiczne, że to on powinien nas najbardziej pilnować, jednak często wychodził ze znajomymi, więc jego obowiązki spadały na mnie. Nie chciałem niczym obciążać siostry, chodziła do szkoły i miała swoje priorytety, a nie chciałem być jak mój brat, który odebrał mi te lata i moje życie. Siostra była zbyt dobra, by jej to zrobić. Pamiętam jak rodzice zabrali nas do restauracji. Udało im się wtedy odłożyć większą sumę i zamówili nam wykwintne dania. To śmieszne, że trójka dorosłych ludzi cieszyła się z tego, ale tak było, skakaliśmy ze szczęścia. Jednak to nie trwało zbyt długo. Nagle do restauracji wpadł jakiś człowiek z bronią i zaczął strzelać na oślep. Schowaliśmy się pod stołem, a któryś z pracowników zadzwonił po policję. Chwilę to trwało, ale udało im się złapać tego faceta. Myślałem, że nikomu nic się nie stało, ale byłem w wielkim błędzie. Pomogłem siostrze wyjść spod stołu i wtedy zauważyłem, że strasznie krwawiła. Trafił ją. Mimo szybkiej pomocy, nie udało się jej uratować. Po pogrzebie wszystko wróciło do swojej codzienności, to znaczy dla reszty. Rodzice uciekali w pracę coraz więcej, ale nie mam im tego za złe, pewnie po prostu chcieli zapomnieć. Brat natomiast dalej wychodził nie wiadomo z kim i nie wiadomo dokąd, całkiem jakby nic się nie wydarzyło. Ja jednak tak nie umiałem, nie umiałem zapomnieć i żyć dalej tak jak do tej pory. Niedługo później brat oznajmił, że znalazł sobie mieszkanie i utraciliśmy zupełnie kontakt. Zostałem więc sam z całym tym bólem i smutkiem. Wtedy zacząłem pić. Wcześniej było to tylko okazyjnie, ale od tamtej pory piłem coraz częściej i coraz więcej. Wszystko po to, aby zagłuszyć tą pustkę i chociaż na chwilę zapomnieć. Z biegiem czasu alkohol jednak nie wystarczył, potrzebowałem czegoś mocniejszego. Tak więc, zacząłem ćpać. Kiedyś odrzucała mnie sama myśl, że ktoś może to robić, ale jak widać, człowiek się zmienia. Próbowałem coraz nowszego i mocniejszego towaru. To była pierwsza rocznica jej śmierci. Nie mogłem wtedy spać i od bladego świtu byłem przy jej grobie. Płakałem i rozmawiałem z nią całymi godzinami. Rodzice byli jak zawsze pochłonięci pracą i choć nie chciałem tak myśleć, to miałem wrażenie, jakby zapomnieli o tej rocznicy. Próbowałem skontaktować się z bratem, bo skoro nie rodzice, to może chociaż on przeżyłby ze mną ten dzień. Niestety, nie było żadnego odzewu z jego strony. Byłem skazany na samotność. Poniekąd byłej już do tego przyzwyczajony, ale tamtego dnia to było zupełnie co innego. Nie mogłem uwierzyć, jak tamten rok szybko minął. Uświadomiłem sobie też, że przez ten czas stałem się kompletnie kimś innym. Bez siostry moje życie całkowicie straciło sens. Zrozumiałem też, że jej śmierć rozdzieliła naszą rodzinę. Nigdy jakoś nie byliśmy ze sobą blisko, ale od tamtej pory staliśmy się dla siebie niemal obcy. Wieczorem miałem od razu wracać do domu, ale nie miałem na to najmniejszej ochoty i dlatego krążyłem po mieście bez celu, byle by tylko opóźnić mój powrót. Tak trafiłem do jednego z najbardziej obleganych barów. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale sporo wypiłem. Może chciałem po prostu znów zapomnieć choć na chwilę? Teraz to już nie istotne. Wśród tłumu wyhaczyłem grupę znajomych. Byli już dość mocno pijani, z resztą tak samo jak ja, ale nie przeszkadzało nam to w spójnej zabawie. Nagle ktoś wysypał jakiś narkotyk na stolik. Nawet nie zapytałem, co to było, tylko wciągnąłem. Ostatnie co pamiętam, to krzyki i syreny karetki, jednak to bardzo mgliste wspomnienia. Chwilę później byłem już tutaj - zakończył swoją historię.
- Strasznie mi przykro - położyłam rękę na ramieniu przyjaciela.
- No cóż, sam sobie zgotowałem taki los. Podjąłem w przeszłości wiele złych decyzji i dlatego teraz jestem tutaj - powiedział.
- Nasze historie są do siebie bardzo podobne - zauważyłam.
- Może na pierwszy rzut oka, ale nie tak naprawdę. Też, tak jak ty, podejmowałem wiele prac i to od najmłodszych lat, ale dla własnych korzyści. Od zawsze zazdrościłem rówieśnikom wielu rzeczy, których moi rodzice nie byli w stanie mi kupić, więc zacząłem sam zarabiać. Ty natomiast zawsze myślałaś o bliskich i chciałaś im tylko pomóc. Wiesz, odkąd mi opowiedziałaś o sobie, zastanawiam się, czemu tutaj jesteś, znaczy wiesz, miałaś dobre intencje - powiedział.
- Kiedyś usłyszałam, że Piekło jest wybrukowane dobrymi intencjami. Wiesz, wydaje mi się, że nikogo nie obchodzi z jakich pobudek coś zrobiłeś, a jedynie fakt, że to zrobiłeś. Kiedyś myślałam, że świat nie jest wyłącznie czarno biały i nie istnieje coś takiego jak czyste zło, czy czyste dobro, że to wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane, ale jak widać, jest całkiem na odwrót - chciałabym, aby było inaczej, ale nie było co dyskutować z faktami. Znaczy mogłoby być inaczej, gdybym tylko podjęła inne decyzje. Angel chciał właśnie coś powiedzieć, ale w tym samym momencie moja komórka zaczęła wibrować. Wzięłam telefon do ręki i spojrzałam na wyświetlacz.
- Coś się stało? - zapytał chłopak widząc moją zmieszaną minę.
- To Val - oznajmiam. - Czego może chcieć o tak później porze?
- Olej go, pewnie ochłonął po tej całej dzisiejszej akcji i chce wszystko naprostować - po tych słowach przyjaciel zmienił temat na jakiś przyjemniejszy. Fakt, ten dzień był ciężki zarówno dla mnie, jak i dla niego i dobrze byłoby go skończyć jakoś miło. Niedługo później Angel poszedł do siebie. Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, do mojej głowy nagle powróciły wszystkie ponure myśli. Począwszy od moich bliskich, przez moje okropne decyzje, aż po jutrzejsze eksterminacje. Próbowałam jak najszybciej zasnąć, ale gonitwa myśli skutecznie mi to utrudniała. Przewracałam się z boku na bok, aż zauważyłam, że zaczynało świtać. Nigdy nie potrafiłam zasnąć, kiedy było już jasno, więc zapewne ta kwestia się nie zmieniła, mimo, że umarłam. No cóż, musiałam przeżyć jakoś dzisiejszy dzień i pewnie następnej nocy zasnę bez problemów z wyczerpania. Ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy i wyszłam z pokoju. W hotelu było jeszcze dość ciemno i tylko jakieś pojedyńcze, blade promienie słońca wdzierali się do środka przez okna. Poczułam suchość w gardle, więc postanowiłam udać się do kuchni po szklankę wody. Byłam wdzięczna za moją fotograficzną pamięć, bo bez trudu odnalazłam drogę. Usiadłam przy stole i starałam się rozgonić natłok myśli i skupić na tym, co tu i teraz. Dzisiaj miałam po raz pierwszy na własnej skórze przekonać się, czym tak naprawdę były eksterminacje. Jeśli wierzyć Lucyferowi, w hotelu byłam bezpieczna. Nie zmieniało to jednak faktu, że wielu ludzi będzie w niebezpieczeństwie.
- Ciężka noc? - do pomieszczenia wszedł Husk.
- Tak właściwie, to nieprzespana. Od zawsze cierpiałam na natłok myśli, ale jakoś ostatnio strasznie się nasilił - powiedziałam.
- To chyba normalne, no wiesz, stało się to, co się stało, daj sobie czas - poradził mi.
- Ty też miałeś ciężką noc? - zapytałam.
- Nie, w odróżnieniu od większości tutaj, lubię wcześnie wstawać - odpowiedział. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, kręciłam się bez celu po hotelu. Był naprawdę ogromny, a ja nie miałam zamiaru się w nim kiedykolwiek zgubić. Patrzyłam jak hotel powoli budził się do życia i wszyscy zajmują się swoimi sprawami. Czułam się tutaj trochę obco, wiedziałam, że dopiero wczoraj się tu pojawiłam i powinnam dać sobie czas, ale patrzenie na wszystkich, którzy mieli tu swoje zadania, a ja jedyna plątałam się bez większego celu, było dość przytłaczające. Patrząc na to, że dzisiaj były eksterminacje, zachowywali się zwyczajnie, choć pewnie to nic takiego, pewnie widzieli już setki mordowanych ludzi i na nikim to już nie robiło wrażenia. Nagle natrafiłam na korytarz, w którym jeszcze nie byłam. Nie był on jakoś ukryty, a wręcz przeciwnie, bo prowadził do niego główny hol, ale mnie po prostu tu nie było, z resztą jak w większości miejsc. Zauważyłam, że na ścianie było coś zawieszone. Myślałam, że to jakieś zdjęcie grupowe zrobione przed hotelem, czy coś w tym stylu. Jednak kiedy podeszłam bliżej, prawda okazała się zupełnie inna. Był to portret. Nie znałam jego historii, zarówno jak tego miejsca, ale miałam wrażenie, że był to ktoś ważny. Nie chciałam szlajać się cały dzień, ale też nie chciałam przesiedzieć go w pokoju. Dlatego też postanowiłam poszukać kogoś i zapytać, czy mogłabym się na coś przydać. Nagle minęła mnie Cherry, która wydawała się dość mocno przybita. Nie znałam jej, ale wydawała się mega żywiołową dziewczyną. Biłam się z myślami, czy podejść do niej i spytać się co się stało, ale wiedziałam, że takie pytanie może być niegrzeczne i sprawić jeszcze większy ból. Zanim się na coś zdecydowałam, do Cherry podszedł Angel. Może to i lepiej, w końcu znali się znacznie dłużej i lepiej.
- Nie do wiary, że minęło już pół roku - obok mnie pojawiła się Vaggie. Spoglądała na dwójkę przyjaciół, którzy rozmawiali ze sobą. Oboje wyglądali na dość przygnębionych.
- Pół roku od? - zapytałam.
- Od ostatnich eksterminacji i co gorsze od bitwy i starty Pentious'a - odpowiedziała.
- Straty? Co się z nim stało? - zadałam kolejne pytanie. - Przepraszam, to było niegrzeczne, nie powinnam. To pewnie było dla was bardzo trudne, a ja rozgrzebuję stare rany.
- Nie, w porządku, nic się nie stało. Nikt ci jeszcze nie opowiedział, co się wtedy stało? - zapytała. Pokręciłam głową, a Vaggie zaprowadziła mnie na kanapę. Kiedy usiadłyśmy zaczęła mi opowiadać, ale nie o bitwie, a o samych początków hotelu, ale powiedziała, że żebym lepiej zrozumiała tamtą historię, muszę poznać parę wydarzeń, które ją poprzedzały i do niej doprowadziły. Nie wiedziałam, czy faktycznie tak było, czy powiedziała tak po prostu, żeby zabić czas dłuższą opowieścią, ale byłam bardzo ciekawa całej historii. Czułam, że kryło się w niej naprawdę wiele interesujących rzeczy. Tak więc swoją historię zaczęła od momentu, w którym powstał hotel. To wszystko wydawało mi się naprawdę fascynujące. Vaggie pomijała mniej istotne elementy, a skupiała się na naprawdę istotnych, jednak nie brzmiało to ani trochę jak jakiś nudny wykład z historii, na którym były przedstawiane same suche fakty, a wręcz przeciwnie. Na twarzy dziewczyny mogłam dostrzec cały wachlarz emocji, przez co łatwo było wczuć mi się w opowieść i zrozumieć, co moi  nowi przyjaciele czuli w danym momencie. Naturalne, że nie mogła mi opowiedzieć przebiegu całej bitwy, w końcu sama walczyła i była skupiona na swoich zadaniach, ale po niej trochę rozmawiali ze sobą, przez co wiedziała trochę więcej. To musiał być naprawdę ciężki dzień dla wszystkich, a utrata przyjaciela musiała być dla nich strasznie bolesna. Kiedy usłyszałam, że stosunkowo niedawno dowiedzieli się, że Pentious jest w Niebie, nie mogłam uwierzyć. Czyli odkupienie jednak naprawdę było możliwe? Nadal nie wiedziałam o Piekle wielu rzeczy, ale nie przypuszczałam, że coś takiego może się wydarzyć, nawet jak byłam w miejscu, które właśnie do tego dążyło.
- Co to było? - spytałam przestraszona słysząc jakiś hałas i krzyki.
- Egzorcyści musieli już przybyć - powiedziała Vaggie. - Nie wychodź z hotelu i wszystko będzie dobrze. Wybacz, ale pójdę zobaczyć co z Charlie, dość kiepsko znosi eksterminacje.
- Dziękuję Vaggie, że mi to wszystko opowiedziałaś - uśmiechnęłam się do dziewczyny, a ta natychmiast odwzajemniła mój gest, po czym zniknęła, a ja zostałam sama. Weszłam do swojego pokoju. Za oknem słyszałam ciągłe krzyki bólu i rozpaczy. Położyłam się na łóżku tyłem do szyby. Dopiero teraz wzięłam do ręki telefon. Ostatni raz spojrzałam na niego wczoraj, kiedy dzwonił do mnie Val. Zauważyłam, że miałam od niego mnóstwo nieodebranych wiadomości. Angel miał dobrą intuicję, bo faktycznie, wszystkie wiadomości były praktycznie o tym samym. Włodarz chciał, żebym wróciła, ale na to nie było szans. Pomimo, że w hotelu byłam dopiero od wczoraj i nie zdążyłam się tutaj jeszcze zadomowić, czułam się tutaj znacznie lepiej niż w studio. Wiedziałam, że będę musiała tam wracać, a stosunek Val'a do mnie drastycznie się zmieni, jednak myśl, że będę mogła wracać do tak pięknego miejsca z tyloma cudownymi ludźmi, bardzo mnie pokrzepiała. Poszłam do łazienki przepłukać twarz zimną wodą, aby wrócić myślami do teraźniejszości. Często tak miałam, że odbiegałam myślami do przyszłości, lub też nawet przeszłości, wszystko, byle nie myśleć o teraźniejszości. Nigdy nie byłam zadowolona z życia, które prowadziłam w danej chwili, dlatego często myślałam, że przyszłość będzie lepsza, lub też wspominałam, jakie kiedyś miałam szczęśliwe życie. Tutaj raczej nie mogłam liczyć na wesołe myśli. Spaprałam swoje nowe życie zanim się jeszcze zaczęło, a miało być tylko jeszcze gorzej. Nie, na pewno tylko wyolbrzymiałam wszystko, na pewno nie mogło być tak źle, z resztą nikt nie wie, co przyniesie przyszłość. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam na swojej szyi dość duże siniaki. Pewnie powstały kiedy Val mnie mocno trzymał. Usiadłam na łóżku i starając się nie słuchać krzyków z zewnątrz, przeglądałam media społecznościowe. Nic ciekawego się na nich nie działo, ale zawsze to byo jakieś zajęcie. Po jakimś czasie wrzaski zaczęły cichnąć aż na zewnątrz zrobiło się całkowicie cicho. Nagle usłyszała pukanie do swojego pokoju, chwile później drzwi się otworzyły, a w progu pojawiła się Charlie.
- Właśnie zbieramy sie do kolacji. Chcesz zjeść z nami? - zapytała. Pokiwałam głową i poszłam z dziewczyną. Na posiłku panowała dość ciężka cisza. Co jakiś czas ktoś próbował zarzucić jakimś tematem, ale wszelkie rozmowy szybko się kończyły. Może i nikomu z nas nic się nie stało, ale widziałam, że to był ciężki dzień dla wszystkich. Po tym, co opowiedziała mi Vaggie, nie dziwiłam się. Mimo ponurych nastrojów, wszyscy się uśmiechali. No tak, byli cali i zdrowi,a to przecież najważniejsze. Miałam wrażenie, że w takim miejscu jak Piekło, trzeba było cieszyć się z każdej drobnej rzeczy.

Welcome to HellWhere stories live. Discover now