Rozdział 2

3 1 0
                                    

Dni mijały mi raczej spokojnie, głównie na pracy i poznawaniu Piekła. Nadal nieco obawiałam się chodzić po mieście, ale w końcu musiał wiedzieć co i jak. Velvett czasem pokazywała mi to i owo, kiedy musiała gdzieś wyjść i coś załatwić. Vox zaczął się chyba do mnie przekonywać, choć pewnie duży wpływ miał na to Valentino, jednak wystarczyło nie wchodzić mu w drogę i wszystko było w porządku. Co do samego Val'a, nadal był dla mnie bardzo miły. Po rozmowach z innymi, którzy pracowali dla niego, albo też dla kogoś z pozostałej dwójki, wiedziałam, że to były tylko pozory. Zastanawiałam się, kiedy odsłoni przede mną swoje prawdziwe oblicze. W końcu i tak byłam związana umową, więc nie miałam jak odejść, a nawet jeśli, to gdzie, przecież on znał to miasto znacznie lepiej ode mnie i na pewno wszędzie miał wtyki, więc nie sądziłam, że mogłabym się gdziekolwiek przed nim schronić. Za mną była kolejna ciężka i nieprzespana noc. Znowu, zaraz po zaśnięciu, w mojej głowie pojawił się obraz moich bliskich, którzy dowiadywali się o mojej śmierci. Widziałam zapłakaną babcię i dziadka, który starał się ją pocieszać, choć sam był na skraju załamania. Widziałam także Kate, która starała się żyć normalnie, chodzić do szkoły, spotykać się z przyjaciółmi, ale tak naprawdę miała ochotę zamknąć się w swoim pokoju i płakać po stracie przyjaciółki. Zawsze budziłam się z tego koszmaru z mokrymi od łez policzkami. Byłam w Piekle już ponad tydzień i jeszcze nie miałam nocy, w czasie której nie nawiedziłby mnie ten koszmar. Miałam nadzieję, że w końcu ustanie i przestanie mnie dręczyć. Dzisiaj jednak było jeszcze gorzej, bo oprócz standardowych obrazów, doszły jeszcze pokazujące moich dziadków, którzy całkowicie zamknęli się na świat zewnętrzny i już nigdzie nie wychodzili i obraz Kate płaczącej nad moim grobem. Kiedy się z niego budziłam, musiałam się uspokajać, zawsze byłam mocno roztrzęsiona, a serce waliło mi jak młot. Weszłam pod prysznic, woda w każdej postaci pozwalała mi się uspokoić. Nieważne, czy była to długa kąpiel, szybki prysznic, zanurzenie się w jeziorze, czy szklanka wody do picia. Kiedy poczułam na ciele pierwsze krople, moje myśli zaczęły się uspokajać. Kiedy wyszłam spod prysznica, spojrzałam na swój telefon. Zobaczyłam godzinę i zaczęłam panikować, za pięć minut miałam być w studiu. Wbiegłam szybko do pokoju, wyciągnęłam z szafy pierwsze lepsze ubrania i w błyskawicznym tempie się w nie przebrałam. Wróciłam do łazienki, aby wysuszyć włosy. Cały czas kontrolowałam czas. Wybiegłam pędem z pokoju i biegłam kolejnymi korytarzami, aż wreszcie znalazłam się pod odpowiednimi drzwiami. Przystanęłam na chwilę, aby uspokoić oddech i weszłam do środka. Zobaczyłam Valentino stojącego w centrum wydarzeń i wrzeszczącego na całą ekipę filmową. Podeszłam do niego i strasznie przepraszałam za spóźnienie. Już byłam przygotowana na to, że mi się oberwie, jednak włodarz odesłał mnie spokojnie do garderoby, abym się przygotowała. Nie grałam niewiadomo jak wielkich ról, a raczej pracowałam jako statystka, czy postać drugoplanowa, jednak miałam wrażenie, że Val czekał, aż nabiorę trochę więcej doświadczenia i pewności siebie.
- Cięcie! - usłyszałam głos włodarza. Zauważyłam, że nawet na nas nie patrzył. Był skierowany przodem do drzwi, przez które właśnie ktoś wszedł. Przez ostre światło nakierowane na mnie, nie byłam w stanie dostrzec nic, poza konturami tej postaci. - Dust, miałeś być tu już kwadrans temu!
- Przepraszam Val, nie chciałem, musiałem... - zaczął.
- Nie obchodzą mnie twoje wyjaśnienia! Masz szczęście, że jeszcze nie dotarliśmy do twoich scen. Przygotuj się i na scenę! - zagrzmiał. Zrobiło mi się żal tego całego Dust'a. Wróciliśmy do nagrywania przerwanej sceny, a kolejna właśnie uwzględniała nowo przybyłego aktora. Mnie w niej nie było, a więc mogłam przypatrzeć się jak grał. Był naprawdę dobry, nie tracił rezonu nawet pomimo wielu uwag Valentino. Widać było, że nie znosił tej pracy, ale w sumie kto ją lubił. Kiedy nagrania na dziś się skończyły, ruszyłam od razu przebrać się w swoje normalne ubrania.
- My się chyba jeszcze nie znamy. Jesteś tu nowa? - odezwał się ktoś do mnie, kiedy wyszłam na korytarz. Zauważyłam, że był to ten chłopak, któremu się oberwało za spóźnienie.
- Pytasz o Piekło, czy to studio? Z resztą nieważne, na jedno wychodzi. Natknęłam się na Val'a tego samego dnia, co tu trafiłam - powiedziałam.
- Gorzej, chyba nie mogłaś trafić - skwitował. - Angel Dust.
- Natalie, ale możesz mi mówić Tali, jest krócej i w ogóle - powiedziałam. Nie chciałam żegnać się z tym zdrobnieniem, tak samo, jak nie chciałam się żegnać ze wspomnieniami o moich bliskich, a to była teraz jedyna rzecz, która mi została z tamtego życia i przypominała mi o nich.
- Widziałaś już miasto? - zapytał.
- Niezupełnie, najbliższą okolicę jedynie - powiedziałam.
- To chodź, pokażę ci, gdzie mieszkam, to czadowe miejsce. Oczywiście jeśli chcesz - miałam wrażenie, że wymyślił jakiś plan, ale nie miałam pojęcia, czego mógł dotyczyć.
- Nie jestem pewna - odpowiedziałam.
- To jedno z bezpieczniejszych miejsc tutaj, ale rozumiem, nie będę naciskał - powiedział. Bałam się, szczególnie po tym, co spotkało mnie ostatnim razem, ale Angel wydawał się całkiem inny niż Valentino, a przede wszystkim wydawało mi się, że nie kłamał, ani nie zgrywał przede mną miłego, a naprawdę taki był.
- Okej, ufam ci - miałam nadzieję, że nie będę żałować tych słów. Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy przed siebie. Myślałam, że w trakcie drogi będzie towarzyszyć nam niezręczna cisza, która zwykle występowała w takich sytuacjach, ale byłam w błędzie. Rozmawiałam z Angel'em całą drogę. Chłopak opowiadał mi o realiach życia w Piekle z perspektywy zwykłego grzesznika i tego, czego powinnam się wystrzegać. Czasem też rzucał jakimiś żartami, aby rozluźnić atmosferę.
- Jesteśmy! Witaj w Hazbin Hotel! - powiedział zatrzymując się i wskazując na coś ręką. Podążyłam za nią wzrokiem i zobaczyłam ogromny budynek.
- Wygląda wspaniale - nie kryłam zachwytu.
- Ta, po ostatniej bitwie trochę poszaleliśmy z designem - powiedział.
- Jakiej bitwie? - zdziwiłam się, bo wcześniej słowem się o tym nie zająknął.
- Kiedyś ci opowiem, a teraz choć, poznam cię z moimi przyjaciółmi - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie.
- Jakie piękne kwiaty - przed wejściem zauważyłam rabatkę z wielokolorowymi roślinami.
- Dziękuję, właśnie je posadziłyśmy - podeszła do nas jakaś blondynka.
- Charlie, poznaj proszę Natalie - przedstawił mnie Angel, a ja się uśmiechnęłam do dziewczyny. - A to jest Charlotte Morningstar, księżniczka Piekła i dziedziczka tronu, a także właścicielka hotelu, dla przyjaciół po prostu Charlie - zobaczyłam jak blondynka zarumieniła się lekko na słowa chłopaka.
- Powinnam się ukłonić, czy coś? - zapytałam. Sama nie do końca wiedziałam kogo, siebie, Angel'a, czy Charlie, po prostu puściłam pytanie w eter.
- Jeśli chcesz ją zawstydzić i żeby myślała o tym cały kolejny tydzień - zaśmiała się dziewczyna, która do nas podeszła.
- Przepraszam, wciąż się uczę panujących tu zasad - powiedziałam. Poczułam się strasznie niezręcznie.
- Charlie w zupełności wystarczy. Miło cię poznać - blondynka uśmiechnęła się do mnie szeroko, co odwzajemniłam.
- A to jest Vaggie, nasz prywatny ochroniarz - Angel przedstawił drugą dziewczynę.
- Pomóc wam z tymi kwiatami? - zapytałam.
- Nie trzeba, już prawie skończyłyśmy - powiedziała Vaggie.
- Miło było was poznać - uśmiechnęłam się do dziewczyn.
- Tata gdzieś wyszedł w jakiś ważnych sprawach, ale reszta powinna być w środku - powiedziała Charlie, a chłopak kiwnął głową. Ruszyłam z Angel'em do środka. Mojej uwadze nie umknął ogromny posąg przed wejściem. Chłopak jednak się nie zatrzymywał, więc uznałam, że zapytam o niego później. Hol był bardzo przestronny i piękny. Chłopak skręcił w bok i zatrzymał się przy czymś, co wyglądało jak bar, tak, to musiał być bar. Nagle zalała mnie kolejna fala wspomnień. Ostatnie trzy lata swojego życia spędziłam jako barmanka, do najlepszych ta praca nie należała, ale mogłam dzięki niej pomóc finansowo swoim dziadkom. O nie, przecież teraz zostali sami, mnie już z nimi nie było. Jak mieli sobie teraz poradzić? Oboje mieli dość wysokie emerytury, ale ceny za ich leki i zabiegi, które były im niezbędne, były niemalże tak samo wysokie, a przecież za coś musieli jeszcze opłacać rachunki i żyć. Co się teraz z nimi stanie? Poproszą kogoś o wsparcie? Będą wynajmować mój pokój? Sprzedadzą dom i przeniosą się do jakiegoś taniego mieszkanka w bloku? Nie zasługiwali na taki los, byli zbyt dobrymi ludźmi. To wszystko była moja wina. Gdybym nie była tak głupia! Mogłam odpuścić sobie tą wygraną, ale nie! Musiałam udowodnić, że byłam najlepsza. Czemu ja to zrobiłam?! Miałam dziewiętnaście lat, powinnam być mądrzejsza. Powinnam pomyśleć o bliskich.
- Wszystko w porządku? - z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Angel'a.
- Tak, wybacz, po prostu się zamyśliłam. Od teraz słucham cię uważnie - powiedziałam. Chłopak spojrzał na mnie bardziej przenikliwie, ale trwało to tak krótko, że nie byłam pewna, czy sobie po prostu czegoś nie dopowiedziałam.
- To jest Charry Boomb, a to Husk - przedstawił mi kolejną dwójkę swoich przyjaciół.
- Napijesz się czegoś? - zapytał się Husk, który pewnie był tutaj barmanem.
- Nie dziękuję, nie piję alkoholu - uśmiechnęłam się przepraszająco w odpowiedzi. Parę razy spróbowałam różnych procentów, ale w ogóle mi nie podeszły. Jak to się mówi, szewc bez butów chodzi. Z resztą i tak wszędzie dojeżdżałam motorem, a nietrzeźwa nie miałam zamiaru wsiadać za kierownicę.
- Choć, jest jeszcze dużo do zobaczenia, a po drodze znajdziemy reszte - powiedział Angel. - Co się dzieje? - zapytał, gdy odeszliśmy na tyle, aby nikt nas nie słyszał.
- To nic takiego, miałam dzisiaj ciężki dzień i tyle - odpowiedziałam wymijająco. Chłopak zdawał się naprawdę przejęty moim samopoczuciem. Na moje szczęście jednak nie dążył tematu. Ruszyliśmy po schodach na piętro. Angel opowiadał mi po drodze o głównym celu tego miejsca. Nie cieszyło się ono za dużą popularnością, oprócz niego i Charry, nie było tutaj żadnego gościa, wszyscy pozostali po prostu tu pracowali.
- Mnie też było ciężko zapomnieć o poprzednim życiu - powiedział nagle.
- Co? - spojrzałam na niego zaskoczona.
- Tak tylko mówię, ale gdybyś chciała pogadać, to możesz na mnie liczyć - uśmiechnął się do mnie.
- Naprawdę? - do tej pory nie miałam ochoty nikomu wspominać o swojej historii, w końcu było minęło i nie było sensu do tego wracać. Jednak czułam, że mogłam zaufać Angel'owi i podzielić się z nim swoją historią. Może poczuję się lepiej, gdy się komuś wygadam?
- Jak chcesz, możemy iść do mojego pokoju, chyba, że wolisz gdzie indziej - przystałam na propozycję chłopaka. Po przekroczeniu drzwi jego sypialni, czekała mnie miła niespodzianka w postaci słodkiej świnki. Należała ona do Angel'a. Usiadłam na łóżku, a zwierzak, jakby wyczuł, że potrzebowałam wsparcia i wdrapał się na moje kolana. Zaczęłam głaskać go delikatnie po grzbiecie. Uwielbiałam zwierzęta, choć sama nigdy żadnego nie miałam. Szkoła i praca zabierały mi za dużo czasu, abym znalazła go jeszcze trochę na opiekę nad jakimś stworzeniem. Nie miałam zamiaru obciążać tym dziadków, mieli swoje zmartwienia na głowie, z resztą, gdybym miała zwierzaka, byłabym za niego w pełni odpowiedzialna i to do mnie należałyby obowiązki z nim związane, mogłabym prosić innych o pomoc, ale nie cały czas. Angel usiadł obok mnie, nic nie mówił, tylko czekał, aż będę gotowa. Opowiedziałam mu o wszystkim. O ojcu, który nas zostawił, kiedy byłam jeszcze mała. Nikt mi tego wprost nigdy nie powiedział, ale z podsłuchanych rozmów dowiedziałam się, że lekarze podejrzewali, że nie będę w pełni zdrowa, a on wystraszył się i zażądał rozwodu, po którym zniknął i nigdy nie próbował się ze mną skontaktować, nie mówiąc już o zorganizowaniu jakiegoś spotkania. Mamie, która przegrała walkę z rakiem, kiedy miałam dziewięć lat. Tego dnia, w którym dowiedzieliśmy się o diagnozie, chyba nigdy nie zapomnę. Były to urodziny mojej mamy, poszliśmy wtedy razem z nią i dziadkami na mini golfa. Wszystko było wspaniale, ale w pewnym momencie mama poczuła się strasznie źle. Jeszcze tego samego dnia wieczorem usłyszeliśmy, że miała raka. Podjęła się terapii i przez pewien czas było wszystko dobrze, nawet na tyle dobrze, że lekarze pokładali nadzieję na to, że wyzdrowieje, jednak nasza radość nie trwała długo, ponieważ nagle stan zdrowia mamy drastycznie się pogorszył. Lekarze próbowali robić co w ich mocy, ale niestety mama zmarła. Dziadkach, którzy przez cały czas byli przy mnie i to oni mnie wychowywali. To o nich bałam się teraz najbardziej. Nie chciałam, żeby byli smutni, już lepiej zniosłabym to, że byli na mnie wściekli, że brałam udział w jakiś nielegalnych wyścigach. Obawiałam się, że wiadomość o mojej śmierci mogła sprawić, że ich zdrowie się pogorszyło. Kate, która była moją najlepszą przyjaciółką, na której zawsze mogłam polegać i była przy mnie, kiedy tego potrzebowałam. Opowiedziałam też o wszystkich swoich pracach. Wreszcie dotarłam do opowieści o nielegalnych wyścigach motorowych i dnia, w którym zginęłam. Podzieliłam się z chłopakiem wszystkimi swoimi obawami związanymi z moimi bliskimi. Chyba nigdy tyle o sobie nie mówiłam. Ostatnio tyle się wydarzyło, że powinnam się spodziewać, że w końcu pęknę. Angel sprawiał wrażenie kogoś, komu mogłam o tym wszystkim opowiedzieć, nie wyglądał na takiego, co mógłby wykorzystać moje słowa, żeby mnie zniszczyć jeszcze bardziej, niż już byłam. Wiedziałam, że pozory potrafiły mylić, ale chłopak wydawał się naprawdę autentyczny w swoich intencjach. Mimo, iż moja opowieść trwała dość długo, Angel ani na chwilę nie pokazał, że był znudzony, czy podirytowany moim rozgadaniem. Przez cały czas słuchał mnie uważnie i dawał czas, kiedy potrzebowałam chwili ciszy, aby pozbierać się i opowiadać dalej.
- Wybacz, strasznie się rozgadałam - powiedziałam przepraszająco.
- Czasem dobrze jest się komuś wygadać - uśmiechnął się, jakby coś sobie przypomniał. - Jest jeszcze dużo do zobaczenia, oczywiście jeśli chcesz.
- Z przyjemnością - odpowiedziałam. Kiedy wyszliśmy na korytarz, koło nas przemknęła jakaś postać.
- Niffty, pozwolisz na chwilę? - zawołał za nią Angel. Dziewczyna odwróciła się i podeszła do nas. - Niffty, to jest Natalie.
- Ładna jesteś - powiedziała.
- Dziękuję, ty również - uśmiechnęłam się do niej. Nagle pobiegła gdzieś szybko, a ja z Angel'em poszłam w przeciwnym kierunku.
- Sprząta tutaj i ma kompletnego świra na tym punkcie - wyjaśnił.
- Och, Angel, co to za młoda dama u twojego boku? - usłyszałam za sobą czyjś głos.
- Alastorze, to jest Natalie, a to jest Alastor, menadżer hotelu - przedstawił nas sobie chłopak. Dotąd uważałam, że to Valentino miał przerażający uśmiech, ale cofam to. Przy Alastorze nikt się nie może równać.
- Miło poznać taką urokliwą damę - powiedział podając mi rękę. Odwzajemniłam gest i delikatnie się uśmiechnęłam. Angel pokazał mi jeszcze kilka ciekawych miejsc, a później wróciliśmy na dół do jego przyjaciół. Usiadłam wspólnie z nimi i rozmawialiśmy na różne tematy, to znaczy oni rozmawiali, a ja słuchałam, czasem odpowiedziałam na jakieś pytanie skierowane do mnie, ale wolałam o wiele bardziej posłuchać, co inni mają do powiedzenia. Wszyscy zdawali się być naprawdę mili. Widać było, że łączyła ich prawdziwa przyjaźń. Naprawdę byli zgraną ekipą. Nagle drzwi hotelu otworzyły się, a już chwilę później nowo przybyły gość stał obok nas.
- Mam dobrą wiadomość - powiedział.
- Anioły odwołały eksterminacje? - zapytała Vaggie.
- Niebo chce nam pomóc w odkupieniu grzeszników? - Charlie aż wstała z podekscytowania.
- Nie i nie, ale zostawią hotel w spokoju. Podobno chcą nam dać szansę na sprawdzenie się, chociaż według mnie, boją się powtórki z ostatniego razu - powiedział.
- Czy to...? - spytałam cicho Angel'a, który siedział obok mnie.
- Tak, to Lucyfer - odpowiedział.
- Mamy nowego gościa! - zawołał entuzjastycznie władca Piekła patrząc na mnie.
- To przyjaciółka Angel'a, Natalie - przedstawiła mnie Charlie. Dodała jeszcze, że trafiłam tutaj niedawno i dopiero oswajałam się z tym miejscem. Nie była to jakaś niezmiernie ważna informacja, ale nie miałam jej tego za złe. Szczególnie, że wydawała się naprawdę podekscytowana moją obecnością.
- Miło mi poznać pana... to znaczy waszą wysokość - poprawiłam się.
- Och, daj spokój, mów mi po imieniu - powiedział. Lucyfer przysiadł się do nas i włączył do wcześniej przerwanej rozmowy. Nagle spojrzałam na zegar i lekko się przeraziłam, zrobiło się naprawdę późno.
- Odprowadzę cię - zaproponował Angel widząc moją minę.
- Dziękuję - powiedziałam i oboje wstaliśmy ze swoich miejsc. Podziękowałam wszystkim za miłe spędzony czas razem i wyszliśmy z hotelu. Nie miałam za bardzo ochoty opuszczać tego towarzystwa, wszyscy byli tacy mili i ciekawie się z nimi rozmawiało. Na moment udało mi się całkowicie zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, które mnie spotkały. Przez moment nie było ani Valentino, ani studia, ani moich wyborów, które do najlepszych nie należały. To niewiarygodne, jak dobrze można było się poczuć wśród nowo poznanych ludzi.
- Wiesz, jakbyś chciała, możesz z nami zamieszkać - powiedział Angel, całkiem jakby czytał mi w myślach.
- A co z Valentino? Nie będzie wściekły? - zapytałam.
- Na pewno, ale masz z nim podpisaną umowę, prawda? - spojrzał na mnie.
- Tak i co z tego? - nie wiedziałam, do czego chłopak zmierzał.
- Jeśli jest taka sama jak moja, a zakładam, że tak, to poza studiem Val nie ma nad tobą żadnej kontroli i możesz robić co tylko chcesz - powiedział.
- W takim razie, byłoby wspaniale - uśmiechnęłam się.
- Tylko wiesz, Val będzie ostro wkurwiony i będziesz musiała być mega ostrożna, żeby nie wkurzyć go jeszcze bardziej - ostrzegł mnie.
- Rozumiem, w takim razie, dasz mi czas do namysłu? - zapytałam.
- Nie śpiesz się z decyzją - powiedział. Pożegnaliśmy się pod studiem i każde z nas poszło w swoją stronę.

Welcome to HellWhere stories live. Discover now