treinta y cinco

158 11 1
                                    

-Jak tu jest mało miejsca w tym aucie- Marc wymarudził próbując się wygodnie ułożyć na tylnym siedzeniu mojego auta.

-Było się nie rodzić z takimi długimi nogami- Molly parsknęła śmiechem

-Dzieci na którą macie jutro zakończenie?- odwróciłam się do chłopaków, korzystając z czerwonego światła.

-Bardzo śmieszne, na 8- oznajmił oburzony zaistniałą sytuacją Fort

-Uuuu- syknęłam sarkastycznie, podśmiechując pod nosem

-Zawieziesz nas?- usłyszałam słowa mojego chłopaka

-Za naszych czasów, to się z buta chodziło, albo autobusem jeździło, a teraz tylko w tych autach z domu w ogóle nie wychodzą, prawda?- gwałtownie spojrzałam na Molly, która przytaknęła mi.

-Jak zima była, ciepło się ubierało w 7 warstw i szło, a nie jak teraz wsiadają do auta i podgrzewanie dupy se włączają- Blondyna, powiedziała głośnym pouczającym głosem wymachujący wskazującym palcem na lewo i brawo. Spojrzałyśmy się z uśmiechami do tyłu, na miny dwóch Hiszpanów, które mówiły same za siebie.

-Ale odpowiadając, tak zawiozę was- ruszyłam, gdy światło zmieniło się na zielone.





-Nie wstaniesz rano- wyszłam z łazienki wchodząc do pokoju. Oparłam ręce na biodrach uginając jedną nogę. Patrzyłam na robiącego coś na telefonie chłopaka.

-Wstane- oderwał na sekundę wzrok od ekranu, by spojrzeć na mnie

-Idź spać jesteś po meczu, plus masz na rano musisz się wyspać- odwróciłam się zamykając drzwi wejściowe do pokoju, krzyknęłam „dobranoc" Molly i Marcowi, jednak odpowiedzi nie otrzymałam. Pewnie śpią. Weszłam pod kołdrę, pod którą leżał już brunet dalej przeglądający coś na telefonie. Zgasiłam świtało, a cały pokój opanowała ciemność. Hector puścił jedną rękę z telefonu i położył ją na mojej poduszce, tak, aby mógł mnie objąć swoim ramieniem, kątem oka patrzyłam jak nastawia budzik, a po chwili odkłada telefon na szafkę obok i obraca się obejmując mnie drugą ręką. Podniosłam głowę, żeby pocałować chłopaka i znowu się w niego wtulić. Gdy już byłam w fazie ledwo życia, poczułam składanego na mojej głowie buziaka i zasnęłam.



-Jak to jest, że twój własny budzik cię nie budzi, a mnie już tak- w trybie natychmiastowym podniosłam się do pozycji siedzącej, obok mnie nikogo nie było z łazienki dochodził odgłos prysznica, który po chwili się wyłączył. Podniosłam się, żeby wyłączyć drażniący moje uszy budzik i znowu położyłam się wciskając swoją twarz w poduszkę. Podniosłam głowę, gdy usłyszałam odgłos otwierających się drzwi. Spojrzałam na chłopaka, który stał w samych bokserkach, mokrymi włosami pocierając je białym ręcznikiem.

-Wstawaj- powoli podszedł do mnie dalej wycierając swoje ciemne kręcone włosy

-Zamówcie ubera- wymamrotałam pod nosem, zamykając oczy.

-Wstawaj z tego łóżka- chłopak się powtórzył. Pokazałam mu język uśmiechając się, a po chwili ułożyłam się wygodnie na poduszce. Hector najwidoczniej nie mając żadnego wstydu, rzucił mi prosto na twarz prawie, że przemoczonym do ostatniej nitki ręcznikiem. Zerwałam się do siadu zdejmując z siebie materiał, spojrzałam na niego na co ten mi tylko puścił oczko z cwanym uśmiechem na twarzy. Odrzuciłam w niego ręcznikiem. Wstałam i poszłam do łazienki wymijając Hectora, który poszedł do garderoby. Umyłam zęby, przemyłam twarz wodą, rozczesałam włosy posprzątałam to co ja i chłopak zostawiliśmy w nieładzie i skierowałam się do garderoby po ubrania. Weszłam i zastałam tam Hiszpana ubranego w czarne garniturowe spodnie, czarną koszulę, a na pufie leżała czarna marynarka. Stał przed lustrem męcząc się z czerwonym krawatem, którego wiązanie aż paliło mnie w oczy.

-Daj pomogę ci- powiedziałam spokojnym głosem podchodząc do chłopaka, przejęłam od niego czerwony materiał i zaczęłam go wiązać. Chłopak patrzył przed siebie w lustro, w którym odbijało się jego odbicie.

-Co ty taki zestresowany- mruknęłam nie patrząc nawet do góry na niego

-Nie wiem jakoś tak dziwnie, kończę szkołę już nigdy do niej nie wrócę, nie mam po co, zaczynam dorosłe życie i co teraz, mam wstawać rano na trening, a potem co? Nie jechać do szkoły na którąś lekcję? Przecież to chore, jeszcze mojej mamy nie będzie.

-Mamy nie będzie?- podniosłam głowę by spojrzeć na niego, pokiwał głową przecząco opuściłam wzrok na zawiązany krawat, którego wypuściłam z rąk.

-Jak chcesz mogę pojechać z tobą, Molly też może- podrapałam się po karku szukając jakiegoś sposobu na pocieszenie.

-Nie musisz serio, po prostu jakoś mnie to uderzyło, że mama nie zobaczy tego momentu- usiadł smutny na pufę wypuszczając głośno powietrze

-Mama była na praktycznie każdym twoim meczu nawet jeśli nie grałeś to była tam dla ciebie, to są ogromne momenty grasz o historię swojego klubu, a szkoła? Pochodziłeś kilka lat i koniec, nie wpływa już na twoją przyszłość za chwilę o tym zapomnisz i tyle- podeszłam do siedzącego chłopaka i usiadłam mu na kolano, objął mnie ręką kładąc dłoń na moje biodro.

-Serio nie przejmuj się, będzie dobrze jeśli chcesz mogę się ubrać szybko ogarnąć i w 30 minut będę gotowa- Ujęłam chłopaka twarz w swoich dłoniach i złożyłam na jego ustach, krótki pocałunek.

-Dziękuję- uśmiechnął się, obejmując mnie drugą ręką i przyciągając do siebie.

-Nie musisz iść tylko mnie odbierz- kiwnęłam wstając z kolana chłopaka, wyszłam z garderoby zabierając przy okazji szare dresy, które założyłam idąc do drzwi.

Otworzyłam drzwi od mojego pokoju idąc w stronę schodów zajrzałam do pokoju Molly, a potem Marca jednak ani jednego nie zastałam w nich. Zeszłam na dół i ruszyłam w stronę kuchni. Wyciągnęłam z szafki jajka i białko, czyli najprostsze i najszybsze śniadanie jakie tylko może być. Do 4 osobnych kubków wbiłam po 2 jajka do każdego dosypałam miarkę białka i porządnie wymieszałam. Wyjęłam patelnię, na która po nagrzaniu wrzuciłam pół łyżki masła kokosowego wlałam miksturę z jednego kubka czekając chwilę, przełożyłam gotowego omleta na talerz i potem powtórzyłam to samo z pozostałymi 3 miksturami. Wyjęłam jogurt naturalny z lodówki i nałożyłam na każdego z omleta posypałam borówkami malinami i truskawkami oraz orzechami. Nalałam soku pomarańczowego do szklanek i voilà (włala) gotowe.

-Śniadanie!- krzyknęłam na cały dom, aby napewno każdy mnie usłyszał, nawet jeśli jest ktoś na ogrodzie. Położyłam 4 talerze na stół razem z szklankami, a na środek komplet sztućców. Wszyscy przyszli praktycznie w tym samym czasie natomiast z 3 różnych kierunków. Usiedliśmy do stołu i w ciszy zaczęliśmy jeść. Po zjedzeniu od razu wstaliśmy, posprzątaliśmy i 5 minut później byliśmy już w samochodzie kierując się w stronę szkoły chłopaków. Wszyscy byliśmy strasznie zmęczeni, cała trójka zasnęła, a ja na każdych tylko możliwych światłach opierałam głowę o kierownicę robiąc turbo drzemkę, kierowcą za mną najwidoczniej się to nie spodobało bo trąbili na mnie jak walnięci. Podjechałam pod budynek, pod którym zgromadzona była duża ilość nastolatków, jedni ze sobą rozmawiali, nie zwracając na nic uwagi, a drudzy obserwowali tylko co się dzieję na parkingu. Dużą ilość oczy przykuło uwagę moim samochodem, trochę mnie to nie dziwi nie na co dzień widuję się bandę gówniarzy jeżdżących Brabusem G klasą.

-Piszcie jak skończycie będziemy w okolicy- powiedziałam gdy zaczęli wysiadać trzasnęli drzwiami i odeszli w kierunku swoich znajomych

-Czuję się jakbym to ja kończyła szkołę-rzekłam do mojej już przebudzonej przyjaciółki, złapałam z uchwytu na kubku za jednorazówkę i przyłożyłam ją do ust zaciągając się dymem.

-Po części żałuję, że nie zostałyśmy do końca- spojrzałam na dziewczynę, która wpatrywała się w tłum ludzi jak za hipnotyzowana, zmarszczyłam brwi na słowa dziewczyny ponownie zaciągając się trucizną.

-No zobacz ominął nas prom, graduation, senior prank, wielka impreza, ale z drugiej strony cieszę się, że uwolniłam się od ojca- głośno wypuściła powietrze z płuc, wzruszyłam ramionami na te słowa tylko, złapałam za telefon gdy dostałam powiadomienie o wiadomości od... Gaviego?

He's the one || Pablo GaviOù les histoires vivent. Découvrez maintenant