-Spróbuj sięgnąć w ich stronę, tak jak do mnie- poradził mi Krystek. Nie do końca wiem, w jaki sposób sięgam do mojego smoka, aczkolwiek gdybym miała porównać to do czegoś, to byłoby to szukanie w hałasie jednego konkretnego dźwięku. W przypadku naszej więzi jest to najgłośniejszy „dźwięk", który praktycznie zagłusza pozostałe, ale gdy teraz spróbowałam sięgnąć do więzi drugiej pary, potrzebowałam dużo więcej skupienia. Z wciąż włączonym magicznym wzrokiem zobaczyłam jak podczas mojej koncentracji, część mojej magii splata się w warkoczyk i pełznie w kierunku ich więzi. W końcu dotknęło żółtej nici i usłyszałam jak się kłócą.

-Nie wierzę, że mój syn dostał taka mieszankę za jeźdźca! Niby wiem, że kundle żyją dłużej, ale hej...-Wydzierała się Szczerbata.

-Szczerbata Skało! Doskonale wiesz, że potrzebujemy jeźdźców, tym bardziej że to województwo od ponad dwóch lat nie ma swojego Strażnika!- tym razem to Roman mówił.

-Czkawka! Niby wiem, ale jednocześnie chcę jak najlepiej dla swojego dziecka! Za parę lat sam to zobaczysz!- krzyczała smoczyca. W dodatku tak głośno, że musiałam się trochę wycofać, by nie ogłuchnąć mentalnie.

-Nieładnie jest podsłuchiwać- mruknął Roman, tym razem na głos i w moją stronę. Acha! Zorientowali się.

-Jasne, że tak, ale mieliśmy porozmawiać, a na razie tylko wasza dwójka rozmawiała, a raczej wrzeszczała na siebie- powiedziałam, opierając się o ciemnoszare łuski mojego smoka. Mężczyzna westchnął i usiadł na skale.

-Żeby zrozumieć, dlaczego Szczerbata się tak zdenerwowała, muszę ci wytłumaczyć, w jaki sposób smoki łączą się z swoimi jeźdźcami.- zaczął mówić Roman- Zwykle, gdy smoczyca posiadająca jeźdźca składa jajo, to na ścianie naszej Twierdzy...- w tym momencie wtrąciłam mu się w sam środek wypowiedzi.

-Zaraz, tej Twierdzy Strażników? Tej, która mieści się jednocześnie wszędzie i nigdzie? Tej która ma zakamuflowane wejście w Warszawie?- zarzuciłam go pytaniami.

- Taak- westchnął. Smoczyca chyba już się uspokoiła, bo położyła się na skale, wyciągając przednie łapy tak, że Roman opierał się o jedną z nich.

-Wracając do sedna- Mężczyzna obrócił się tak, by móc patrzeć mi w oczy.-Na ścianie pojawia się kolejna para, smok i jego jeździec. To jest tak, że gdy jeździec się narodzi- tu popatrzył na mnie tak, że gdyby miał okulary, to na pewno, by je teraz zsunął na czubek nosa- jajo wyrusza w podróż do niego, a smok wykluwa się w drodze, docierając na miejsce jako w pełni rozwinięte pisklę.- Wyjaśnił.- Na smoki poluje się równie mocno, jak na łaki, dlatego zaraz po zniknięciu jaja, wszyscy jeźdźcy i strażnicy zaczynają poszukiwania. Zwykle odnajdujemy nowego jeźdźca w ciągu dwóch lat po oznaczeniu, które polega na tym, że smok zostawia na przedramieniu swojego jeźdźca specyficzny tatuaż, który wygląda jak znamię.- ledwo usłyszałam te słowa, zacisnęłam dłoń na moim znamieniu. Oznaczeniu. Krystek musiał dotrzeć w ciągu kilku minut po moich narodzinach, zanim mama zaczęła mnie wylizywać, dlatego zawsze myślałam, że jest to po prostu znamię i już.- Zresztą, niektóre łaki na którymś etapie swojego życia i tak docierają do twierdzy gdzie przechodzą podstawowe szkolenie. A w każdym razie tak było jeszcze parę lat temu- westchnął.

-Co się stało, że nastąpiła zmiana?- zapytałam, nie opuszczając mojego bezpiecznego kokonu.

-Miał miejsce atak- wyjaśnił mi- a właściwie nawet kilka, które miały wyciągnąć wszystkich z Twierdzy, pozostawiając ją bezbronną. Ją i najmłodszych- uściślił.- Było tam wtedy łącznie czworo dzieci, jeszcze bez ukończonego szkolenia, oraz jedna starsza łaczka. Troje łaków i dwójka młodziutkich jeźdźców.- Roman pokręcił głową- starsza dziewczynka i jeszcze jeden młody smokołak zaginęli. Ciało Srebrnej znaleźliśmy w zeszłym roku, ale młody Burzowy Wiatr nie odnalazł się do tej pory.- westchnął po raz kolejny, ale później wrócił do właściwego tematu- Twój smok to jedyne dziecko Szczerbatej, która chyba wyczuła, że masz tendencję do pakowania się w kłopoty, a że wasze życia są związane to po prostu martwi się o syna- wyjaśnił. Krystek uniósł głowę i przyjrzał się swojej matce. Zachowywał się tak jakby było mu ciężko uwierzyć w ich pokrewieństwo, w sumie mi również. Owszem, byli do siebie podobni, ale wiem z doświadczenia, że wszyscy członkowie jednego gatunku, przypominają się nawzajem. Ot, na przykład rysie. Wszystkie są rudawe, z pędzelkami na uszach i w ciemniejsze plamki. Szczerbata, owszem tak jak Krystek miała szare łuski i zielonkawe oczy, oraz ogromne (w stosunku do tułowia) skrzydła i ogon, ale równocześnie posiadała rogi i miała jednolity kolor.

-Rogi wyrastają smokom dość późno, prawda?- zapytałam, bo wyczułam, że oboje nas to ciekawi, w końcu Krystek był już całkiem spory, a nie miał nawet wyrostków!

-Jakby to ująć.- Roman podrapał się po czole- Rogi ma, że się tak wyrażę, odmiana górska, a ojcem twojego kolegi był smok powiązany z ogniem, więc nie, rogi mu nie wyrosną- wyjaśnił na spokojnie. Tym razem to Szczerbata zadała pytanie.

-Kiedy wpadniecie do Twierdzy? Przydałoby się wam szkolenie-powiedziała, starając się prześwidrować nas spojrzeniem, aż się skuliłam, ale Krystek nie zareagował zgodnie z oczekiwaniami i też zaczął się w nią wpatrywać.

-Nie wiem, bo podróż by nam zajęła parę dni, a już po jednym dniu nieobecności na zajęciach dostałam kazanie od opiekuna naszego roku- wyjaśniłam.

- Prawda jest taka, że nie chcesz się oddalać od gór i poznawać dużej ilości nowych ludzi-mruknął mój smok, nie przestając świdrować swojej matki spojrzeniem.

-Fakt, ale ty też się jakoś nie kwapisz do odwiedzin-rzuciłam, by odwrócić jego uwagę.

-To wszystko... to chyba dla mnie za dużo naraz. Nie dość, że tak jak ty jestem mieszańcem, to jeszcze zdecydowanie za bardzo zabiegają byśmy do nich dołączyli- powiedział opuszczając w końcu na mnie wzrok.

-Nie mów, że się go boisz- powiedział Roman, chyba nieświadomy naszej rozmowy i podjętej przez naszą dwójkę decyzji o odwleczeniu wyprawy.

-Nie boję się!- zaprzeczyłam- ale ciężko mi znieść gdy się na mnie wydziera.- wyjaśniłam i zerknęłam na niebo. Niedługo musiałam wracać do baraku, by w ogóle cokolwiek jutro kojarzyć.

-dobrze, tak czy siak będziemy musieli was wprowadzić na teren Twierdzy, a jutro wylatujemy z miasta, więc skoro nie teraz to na kiedy się umawiamy?- Roman wyrwał mnie z zamyślenia. Chyba zmarzł, bo poderwał się energicznie. Zanim zdążyłam coś wymyśleć, odezwał się Krystek.

-Po Wielkanocy- Powiedział, również wstając, co sprawiło, że musiałam się podnieść. Nagle rozdzwonił się telefon Romana. Przynajmniej tak założyłam, bo nikogo innego w okolicy nie było. Mężczyzna zamruczał pod nosem, ale po chwili poszukiwań znalazł swoje urządzenie, w kieszeni spodni. Zerknął na jasny ekran i westchnął.

-Ok, muszę odebrać. Wracajcie już do szkoły, skontaktuję się jeszcze z wami i widzimy się po Wielkanocy. Tylko wtedy już bez wymówek!- Powiedział i skupił się na telefonie. Dotknął ekranu i przystawił urządzenie do ucha, a później zaczął się przez nie z kimś kłócić. Skorzystałam z tego, że już nas wypuścił i podeszłam na skraj skały. Krystek stanął obok mnie i dał sygnał bym wspięła się mu na grzbiet. Posłuchałam, czując jak pysk otwiera mi się w potężnym ziewnięciu. Mój smok skoczył w górę, nakręcił nad skałą i poleciał w stronę baraku, ale za nim wypuściliśmy się nad wodę, wyczułam jeszcze jak Szczerbata szepcze:

-Do zobaczenia, Pisklaki.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Na górze macie obrazek, jak wyglądają Szczerbata i Roman (Jak widać brak umiejętności rysunku Zoji nie wziął się znikąd) Ale rzecz jasna, jeżeli ktoś chce wykonać lepszą ilustrację to proszę bardzo i zachęcam.

ZojaWhere stories live. Discover now