Rozdział 25 (8.03.2017)

Start from the beginning
                                    

-Spróbuj po zajęciach podejść do tego prowadzącego, chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o moim gatunku, a on mi wygląda na takiego, który może o smokach sporo opowiedzieć.- powiedział i wrócił do roli obserwatora.

-Okej, spróbuję- odpowiedziałam mu i dostrzegłam, że jakiś blondyn idzie w moją stronę i niesie długi miecz oraz tarczę w kształcie tych herbowych. Stanęliśmy naprzeciwko siebie i kiedy prowadzący dał sygnał, zaczęliśmy walczyć. W przeciwieństwie do Mai, mój nowy przeciwnik wykorzystywał każdą przewagę, jaką zdołał zdobyć. Był ode mnie sporo wyższy, więc miał dłuższe ręce, co w połączeniu z długim mieczem, znacznie wydłużało jego zasięg. Musiałam się nieźle wyginać, by nie obrywać zbyt mocno i mieć jakąś szansę na trafienie go! Nawet fakt, że mogłam przeskakiwać mu nad głową, niezbyt pomagał. Po paru minutach oboje byliśmy już zgrzani i spoceni, chłopak powoli zaczynał się męczyć, a kiedy w którymś momencie zmusiłam go najpierw do gwałtownego przykucnięcia, a później do szybkiego powstania stracił na moment przestał orientować się co się dzieje i zyskałam szansę, na porządny kontratak. Gdyby była to prawdziwa walka na bank właśnie by się skończyła, bo udało mi się przeskoczyć nad przeciwnikiem i pacnąć go łapą w odsłonięty kark. Jednak po chwili otrząsnął się i zmusił mnie do gwałtownej obrony.

W końcu prowadzący zakończył sparingi i odeszliśmy od siebie, dyszałam ciężko i czułam na ciele sporo siniaków. Natomiast mój przeciwnik wyglądał nieco gorzej, odłożył tarczę na skopaną przez nas trawę i oparł się na mieczu. Podliczyliśmy trafienia i wyszło na to, że mamy remis. Mój przeciwnik się wyraźnie zdenerwował, ale nic nie powiedział i myślałam, że wszystko gra. No cóż, następne wydarzenia dobitnie pokazały mi ja bardzo się myliłam. Pachnący smokiem stwierdził, że na dziś nam wszystkim wystarczy i kazał zebrać się w początkowej formacji. Odwróciłam się od mojego przeciwnika, z zamiarem znalezienia Tymka i w tym momencie coś kazało mi wyskoczyć w górę. Dobrze, że to zrobiłam, bo ledwo wyskoczyłam w powietrze, pode mną przemknęło pozbawione osłony ostrze! Gdybym wciąż stała na ziemi, jak nic przebiłoby moje plecy i wyszło przez brzuch! Wezwałam wiatr, który pozwolił mi się odwrócić w powietrzu i pchnąć atakującego w tył, aż usiadł na ziemi. Wylądowałam, doskonale czując wściekłość nadlatującego właśnie Krystka. Jeżeli dopadł by tego chłopaka, to niewykluczone, że skończyłoby się to śmiercią blondyna. Nie zdążył, bo w tym momencie potężny podmuch wiatru dosłownie wbił go w ziemię. Jednak nie był to mój cios, tylko kogoś o wiele ode mnie silniejszego, kto w dodatku nie wykorzystał całej swojej mocy, a zaledwie jej ułamek, a i tak wepchnął blondyna w glebę! Opadłam na ziemię i przełączyłam wzrok na magiczny, co sprawiło, że zobaczyłam kolorowe dymy, otaczające prawie wszystkich. Silne, typowo wietrzne otaczały blondyna i przyciskały go do ziemi, powiodłam za nimi wzrokiem, starając się ignorować rozbłyskujące zewsząd kolory. Prowadziły, do prowadzącego, który właśnie szedł w naszym kierunku i już z daleka wyczułam, że jest wściekły jak mało kto.

-Czyś ty oszalał?- zapytał pachnący smokiem, kiedy w końcu znalazł się obok wgniecionego w ziemię blondyna. Hamował wściekłość, ale i tak było ją czuć w jego głosie. Rozbłyskujące zewsząd kolory zaczęły mnie męczyć, więc wróciłam do normalnego postrzegania świata, w międzyczasie straciłam chyba parę minut dyskusji.

-Przegrałem po raz pierwszy i to z małą dziewczynką!- krzyknął próbujący wstać chłopak, ale powietrze ponownie wgniotło go w ziemię.

-Mieliśmy remis, więc nie przegrałeś!-Sprostowałam. Przytrzymałam Krystka, który właśnie wylądował i szykował się do zmienienia blondyna w skwarek!

-Hej! spokojnie, nic mi nie jest, to nie pierwszy raz, kiedy ktoś mnie atakuje- powiedziałam na głos starając się uspokoić wszystkich, żeby nie doszło do jakieś masakry.

-Tak czy siak kończymy na dziś, a wasza trójka ma jeszcze zostać to omówimy sprawę- prowadzący wskazał na mnie, blondyna i Krystka. Reszta chyba poczuła się zwolniona, bo ruszyli do pozostałych grup i razem z nimi poszli do miasta, zostawiając nas, na skopanym polu. Staliśmy w mroku, kiedy prowadzący skupił się i nagle błysnęło porządnie. Koło mężczyzny pojawiła się ogromna, szara smoczyca, przypominała trochę Krystka, zwłaszcza z budowy ogona i skrzydeł, a raczej to on przypominał ją. Blondyn w końcu zdołał wstać, ale go wyraźnie wmurowało w ziemię, bo stał jakby oszołomiony. Mój smok trochę się uspokoił i wyciągnął pysk w górę, by powęszyć i wyczuć zapach smoczycy.

-Dobra, Tomasz- tu prowadzący wskazał na blondyna- idź już, tylko żeby był mi to ostatni raz!- powiedział mezczyzna, puszczając chłopaka i wskazał mu drogę do miasta.

-Dobrze Romanie- rzucił chłopak, wsadził miecz do pochwy na plecach i pobiegł w stronę bramy tak szybko, że prawie nogi pogubił. Przez chwilę obserwowaliśmy majaczącą w mroku jasną czuprynę chłopaka.

-Musimy porozmawiać- powiedział mężczyzna, Roman. Jego smoczyca ułożyła się na ziemi i westchnęła, ale po chwili poderwała się z mokrego podłoża, z obrzydzeniem malującym się na pysku.

* Określenie na mrok, ciemność, noc

ZojaWhere stories live. Discover now