Rozdział 1

2 1 0
                                    

Xavier

Jak rano, gdy już się obudziłem leżałem na łóżku szpitalnym z ręką w gipsie i plastrami przyklejonymi gdzieniegdzie na moim ciele. Obok mojego łóżka nie było nikogo, tylko kilku innych pacjentów na swoich miejscach obok i pielęgniarki krążące z miejsca na miejsce,jakby były czymś naprawdę zajęte... Ale nie było tu nikogo z mojej rodziny.
Czy są oni na innych salach?
Czy stało im się coś poważnego?
CZY TO... CZY TO KONIE(C)? - nie, na pewno nie - myślę odsuwając tę nieprzyjemną myśl od siebie.
Odpowiedzi mimo mojej niechęci są jednakże bliżej niż może mi się wydawać...
Ponieważ po chwili do sali wchodzi policjant zapewne wcześniej poinformowany przez pielęgniarkę, że się wybudziłem i może ze mną porozmawiać.
Funkcjonariusz podchodzi spokojnym krokiem do mnie, jednocześnie wyjmując z kieszeni swojego munduru policyjnego notes i długopis. Wysoki, ciemnoskóry z kręconymi, krótko ściętymi włosami policjant zajmuję stołek obok mnie. Przedstawia się i zaczyna zadawać pytania... masę żmudnych, wprawiających w osłupienie i negatywne nastawienie pytań:
- Możesz się przedstawić? - zaczął wcześniej przedstawiony się z nazwiska sierżant, lecz już zdążyłem je zapomnieć.
- Xavier.
- Xavier López - powtórzyłem, bo zdałem sobie sprawę, że mnie nie dosłyszał i czekał na to.
- Dobrze. Czy wiesz co Wam się przytrafiło?
- Nie.. nie do końca. Pamiętam tylko - próbuję sobie przypomnieć jakieś fakty... Właśnie fakty... Ale głowa mi tak pulsuję, że jedyne vo teraz mogę zrobić to proszę dyżurującą pielęgniarkę o tabletkę przeciwbólową.
- Od razu mi lepiej - mówię, właściwie sam do siebie i przymierzam do odpowiadania.
- A więc Xavier, co pamiętasz z wczorajszego wieczoru?
- Byliśmy całą rodziną na kolacji w restauracji z okazji urodzin siostry. Potem wracaliśmy do domu tą samą drogą co zawsze, a że mieszkamy poza miastem droga przez jakiś fragment nie była oświetlona, a do tego pogoda nie dopisywała. - Czuję jak łzy zaczynają napływać mi do oczu, a głos mi się coraz bardziej załamuję.
- Spokojnie, kontynuuj.
- Nie wiem. Nie pamiętam. Wydaje mi się jakbyśmy na coś w padli, ale byłem bardziej zajęty tym co się działo w komórce niż na trasie. I tak wszystko z tego widzę jak przez mgłę. A od razu po zderzeniu straciłem przytomność (chyba).- mówiąc to nie wytrzymuję już.
Zaczynam delikatnie szlochać.
- Dam ci czas, żeby się zebrać i poskładać myśli - mówi policjant wstając ze stołka i kierując się ku drzwiom.
- Przepraszam, ale...
- Tak? - odpowiada będąc już u progu sali.
- Czy oni... czy oni przeżyli? - pytam już kompletnie nie ukrywając płaczu, jednocześnie tak naprawdę nie będąc gotowym na to co mogę zaraz usłyszeć.
- Niestety nie, jedynie tobie udało się wyjść z tego prawie bez szwanku. - odpowiada po czym wychodzi.

Murderous delusions (pl)Where stories live. Discover now