Prolog

9 1 0
                                    

- Zrób mi drinka dziunia, tylko niech będzie mocny - powiedział facet siadając przy barze.
- Dla mnie to samo i numer do ciebie laleczko - powiedział drugi, który z nim przyszedł.
- Możesz pomarzyć pajacu - odpowiedziałam i odeszłam od nich kawałek, żeby wziąć alkohole z półki. Na usta cisnęło mi się wiele przekleństw, ale byłam w pracy i na nieszczęście musiałam zachować jakieś resztki kultury, żeby z niej nie wylecieć. Nie pogardziłabym czymś lepszym, ale tutaj mogłam zarobić najwięcej na ten moment. Miałam zaledwie dziewiętnaście lat i jeszcze nawet nie miałam matury. Obiecałam sobie, że jak tylko skończę szkołę, znajdę sobie coś o wiele lepszego. Jednak na ten moment były mi potrzebne pieniądze. Zabiegi i leki moich dziadków były dość drogie, a dochodziło ich coraz więcej. No cóż, przecierpiałam w tej pracy ostatnie trzy lata, dam radę jeszcze parę miesięcy. Wróciłam do tamtej dwójki i postawiłam przed nimi dwie szklanki.
- Dzięki skarbie - usłyszałam w odpowiedzi, na co tylko przewróciłam oczami i odeszłam. Dzisiaj na szczęście nie było wielu klientów, z resztą jak zwykle w środku tygodnia. No i dobrze, dzięki temu mogłam się pouczyć na jutrzejszy sprawdzian z podręcznika, który ukryłam pod blatem. Nigdy nie byłam prymuską w szkole, ale miałam za wiele zmartwień na głowie, żeby pozwolić sobie jeszcze na zagrożenie, tym bardziej, że to był mój ostatni rok. Nie wybierałam się na studia. Nie miałabym na nie czasu. Musiałam opiekować się moimi dziadkami i pracować. Siedziałam przy kasie czytając kolejne linijki tekstu i co jakiś czas zerkając na bar, żeby upewnić się, że nikt nic ode mnie nie chciał i nie musiałam posprzątać z jakiegoś stolika.
- To twoja maszyna przed wejściem? - usłyszałam czyjś głos. Podniosłam wzrok i zobaczyłam barczystego mężczyznę stojącego nade mną. Za nim stało kilka osób, zapewne jego kumpli.
- Jeśli masz na myśli motor, to tak - odpowiedziałam. - W czym mogę pomóc? - zapytałam siląc się na grzecznościowy uśmiech.
- Poproszę whisky dla moich ziomów, a dla mnie cola, prowadzę, więc sama rozumiesz - powiedział bardzo uprzejmie. Dzięki Bogu, bo miałam już serdecznie dość na dzisiaj opryskliwych klientów, którzy myśleli, że wszystko im wolno. Pokiwałam głową na znak, że go rozumiem. Zerknęłam na stolik, przy którym usiadła reszta, żeby wiedzieć ile ich było. Zobaczyłam też, że poprzedni faceci już wyszli. Dlatego, kiedy wracałam od stolika z pustą tacą, podeszłam po puste szklanki. Wyczyściłam je i wróciłam do nauki. Grupka nowo przybyłych była zajęta swoim towarzystwem, więc ja na spokojnie mogłam zając się swoimi sprawami. Rozmawiali dość cicho, więc warunki do nauki miałam wręcz idealne, zazwyczaj musiałam uczyć się w gwarze rozmów pijanych ludzi, więc teraz była to dla mnie miła odmiana.
- Polej nam jeszcze po szklanaczce tego samego - usłyszałam głos, który oderwał mnie od fascynującej wręcz lektury o mitozie i mejozie.
- Za chwilę podam - powiedziałam uprzejmie i wzięłam się do pracy. Podeszłam do stolika z napojem. Zebrałam puste szklanki i już miałam iść, kiedy jeden z gości się odezwał do mnie.
- Czekaj, chyba cię skądś kojarzę - powiedział przyglądając się mi. Wtedy spojrzenia innych też skierowały się w moją stronę.
- Bierzesz udział w tych wyścigach motorowych za miastem? - spytał inny, na co kiwnęłam głową.
- No tak, teraz skojarzyłem. To ty jesteś ta słynna Natalie Len, która wygrywa każdy wyścig - zauważył ten barczysty mężczyzna, który podszedł do mnie zaraz po wejściu.
- Ta, to ja. Wy też się ścigacie? - spytałam. Miałam dość biologii jak na jeden wieczór, a ci faceci wydawali się nawet sympatyczni.
- Nie, jesteśmy przejazdem. Znajomi mają niedługo wesele. Jednak o tobie słyszeliśmy dość sporo, jesteś sławna dziewczyno - odpowiedział jeden z nich.
- Lata praktyki - wzruszyłam ramionami. Motor, którym jeździłam był mojego dziadka. Stał w garażu nie używany, więc go przygarnęłam. Nauczyłam się na nim jeździć zanim jeszcze mogłam to robić legalnie. Jednak zaraz po osiągnięciu odpowiedniego wieku zdałam prawko i od tamtej pory nie rozstawałam się z motorem. O wyścigach dowiedziałam się przypadkiem od jakiś klientów, którzy rozmawiali o tym kiedyś dość głośno. Takie wyścigi to świetny sposób na dodatkowy zarobek. Jako początkująca miałam nikłe szanse na jakiekolwiek wyniki, ale dość szybko zaprawiłam się w boju i od kilku lat nie opuszczałam ani jednego wyścigu.
- Wychodzisz? - zapytała się mnie babcia w piątkowy wieczór.
- Tak, będę udzielać korepetycji siostrze Kate i zostanę już u niej na noc, dobrze? - spojrzałam prosząco na babcię.
- No jasne skarbie, potrzebujesz trochę rozrywki po ciężkim tygodniu. Miłej zabawy - powiedziała i pocałowała mnie w czoło. Pożegnałam się z nią i dziadkiem i wyszłam z domu. Wsiadłam na motor i pojechałam za miasto. Było to w kompletnie innym kierunku niż mieszkała Kate. Tak naprawdę używałam jej jako przykrywki za każdym razem, kiedy jechałam na wyścigi. Była to moja najlepsza i jedyna przyjaciółka i ona jako jedyna wiedziała o wszystkim. Nie pochwalała tego, ale mogłam na nią liczyć, kiedy chodziło o przykrywkę. Wysłałam jej odpowiednio wcześnie wiadomość, a ona mi odpisała, żebym na siebie uważała. O ile można uważać na siebie na nielegalnych wyścigach, robiłam to. Z resztą, zawsze przed wyjechaniem z domu robiłam dokładny przegląd motoru, żeby mieć pewność, że nic się z nim nie stanie na torze.
- Czy to Natalie Len? - usłyszałam czyjś głos, kiedy zaparkowałam maszynę i zdjęłam kask. Odwróciłam się i zobaczyłam znajomą grupkę z baru, z którymi zamieniłam kilka słów w środę.
- Dla znajomych Tali - powiedziałam na przywitanie. - Co wy tutaj robicie?
- Mieliśmy wyjechać i zmarnować szansę na zobaczenie mistrzyni w akcji? - barczysty mężczyzna uśmiechnął się do mnie.
- To chucherko niby jest mistrzynią? No błagam, nie rozśmieszajcie mnie - usłyszałam wyskoki dziewczęcy śmiech za swoimi plecami.
- Nie chwaląc się, tak - odwróciłam się do dziewczyny splatają ręce na piersi. Niech wie, że nie miała doczynienia z byle kim.
- Może na tej swojej wiosce i tak, ale ścigałaś się kiedyś w mieście? Tam są dopiero zawodowcy - powiedziała przechodząc koło mnie z głośnym szyderczym śmiechem.
- Urwała się ze stolicy i myśli, że jest najlepsza - usłyszałam opryskliwy komentarz jednego z gości baru.
- Znasz ją? - zwróciłam się do niego.
- Ta, to Marcy, widziałem ją kilka razy, jak jeździ. Wcale nie jest taka szybka, pokonasz ją z palcem w nosie - odpowiedział.
- Dzięki za dodanie otuchy. No cóż, zaraz się zacznie, muszę już iść - uśmiechnęłam się do nich na odchodne i popędziłam do swojego motoru. Zawsze kiedy czekałam na starcie, serce waliło mi jak szalone, a w głowie miałam mnóstwo czarnych myśli. Jednak już zaraz po ruszeniu czułam się lepiej, całkiem jakbym jakiekolwiek niepewności i złowróżby zostawiała na starcie. Już po paru minutach wiedziałam, że wygraną mam w garści i nie pomyliłam się, zostawiłam innych daleko w tyle i nie było już opcji, żeby ktoś mnie dogonił. Kiedy zsiadłam z motoru, zauważyłam, że ta cała Marcy stała wśród niewielkiego tłumu, który przypatrywał się wyścigowi. Pewnie bacznie obserwowała uczestników, aby ocenić swoje szanse w kolejnym zaplanowanym na dzisiaj wyścigu.
- Jesteś lepsza od tego, co się o tobie gada - zauważyli znajomi z baru.
- W takim razie nic jeszcze nie widzieliście - rzuciła Marcy mijając nas.
- Jaka zadufana - nie wiem, czy dziewczyna to słyszała, ale nawet jeśli, nic by sobie z tego nie robiła. Takich, jak ona nie obchodzi co się o nich mówi, ważne, żeby mówić. Chwilę jeszcze pogadałam ze znajomymi. Byli naprawdę w porządku. Wczoraj też wpadli do baru, a z racji tego, że nie było innych klientów, dosiadłam się do nich i przegadaliśmy dłuższą chwilę. Od zawsze byłam raczej typem samotnika, ale czasem brakowało mi drugiego człowieka do rozmów.
- Nie masz ze mną najmniejszych szans mała - rzuciła w moją stronę Marcy, kiedy ustawiła się obok mnie na starcie. Przyjęłam od niej wyzwanie. Dziewczyna była naprawdę szybka. Od początku trzymała się równo ze mną. Traciła trochę na zakrętach, ale za to nadrabiała szybko na prostej. Jednak ja nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. Przyspieszyłam jeszcze trochę jak tylko wyszłam z zakrętu. Takich prędkości jeszcze nie testowałam, ale ryzyko jak najbardziej mi się opłaciło. Zostawiłam rywalkę z tyłu. Od wygranej dzielił mnie już tylko ostatni zakręt. Zmniejszyłam prędkość, aby spokojnie w niego wejść. Wszystko było idealnie. Jednak nagle straciłam panowanie nad motorem. Słyszałam głośne krzyki widzów, którzy byli przejęci. Próbowałam jeszcze ratować sytuację, ale było już za późno. Spadłam z maszyny. Dalej nie było już nic. Tylko ciemność i ogłuszająca cisza.

Welcome to HellWhere stories live. Discover now