~Cisza na sali~

44 3 6
                                    

   Następnego dnia, a dokładniej 20 kwietnia, Larrie obudziła się o czwartej rano. Pełna ekscytacji - która z resztą była uzasadniona – weszła do kuchni. Brutus najpewniej jeszcze spał, a Isabelle nie miała zamiaru go budzić. Zastanawiała się, co zrobić na śniadanie – zapewne będzie to jakaś kanapka albo coś podobnego, bo Isabelle do gotowania nie posiadała talentu wcale. No może poza paroma podstawowymi potrawami, ale nieistotne.

   Isa postanowiła mimo wszystko zaryzykować. Wyjęła patelnię, dwie miski oraz mąkę. Z lodówki wyjęła masło, jajka, mleko i świeże owoce. Postanowiła zrobić placki owocowe, ale zapewne nie wyjdzie z tego nic dobrego.

   Piętnaście minut później okazało się, że jednak wyszły całkiem nieźle. Chwilę po tym, gdy psychiatra zjadła jednego racucha, wzięła prysznic i włożyła ubrania, które przyszykował jej Brutus. Jej ulubiony zielony top, który często wkładała do pracy.

   Isabelle, gdy wreszcie jej skrzat się obudził, nakazała mu zrobić herbatę. Zieloną – jej ulubioną. Gdy wreszcie kubek wylądował na stoliku w jej pokoju, ta postanowiła nie wypijać go od razu. Zamiast tego, przelała herbatę do termosu i wyszła wcześniej do pracy – ekhem, to znaczy do Azkabanu oczywiście. – ale najpierw musiała faktycznie pójść do biura, bo zostawiła tam kilka dokumentów, które zapomniała włożyć do teczki.

   Była godzina szósta rano, więc w Szpitalu Św. Munga nie było zbyt dużego ruchu, przynajmniej jak na szpital. Dustan udała się do swojego gabinetu, zgarnęła wcześniej wspomniane dokumenty; około pięciu minut później, gdy już otwierała pudełko z proszkiem fiuu, zorientowała się, że spotkanie miała umówione na dziesiątą.

   Jako że Larissa nie pomyślała o tym fakcie, postanowiła zrobić sobie herbatę. Gdy weszła do pokoju dla pracowników – z którego, mimo że w Św. Mungu posiadała jedynie gabinet, nie pracę; pracowała prywatnie – zobaczyła, że jedyna herbata, którą mogła sobie zrobić, to czarna. Nienawidziła czarnej herbaty – ale lepsza czarna niż żadna. Po kilku minutach wróciła do gabinetu z kubkiem pełnym herbaty i ciastkiem w ręku. Załapała się też na kawałek ciasta, bo jeden ze starszych uzdrowicieli odchodził na emeryturę – dziś była jego impreza pożegnalna.

   Nie mając nic lepszego do roboty, Isa zaczęła uzupełniać papierkową robotę, co kilka minut biorąc kęs ciastka lub łyk herbaty. O godzinie dziewiątej, gdy jedyne co po owym ciastku, cieście lub herbacie zostało to naczynia, odniosła je do pokoju. Zastanawiała się, czy nie wziąć kolejnego ciastka, ale uznała, że musi już się zbierać. W końcu miała tylko godzinę do rozmowy, a przed tym będzie musiała przejść przez rygorystyczną kontrolę, z resztą jak każdy, kto udaje się do Azkabanu. Zwykle nie można było mieć tam nawet różdżki, ale Isabelle, ze względu na własne bezpieczeństwo, dostała pozwolenie, aby ją zatrzymać przy sobie.

   Dwie minuty później, Isabelle Larissa Dustan dotarła do Azkabanu. Gdy wyszła z kominka, przywitał ją dyrektor – Johnan White, wysoki blondyn o zielonych oczach i poważnym wyrazie twarzy.

-Ach, to musi być pani Dustan, mam rację? – zaczął.

-Tak – odparła Larrie.

-Proszę podejść bliżej, będę musiał panią przeszukać – oznajmił – przykro mi, ale takie mamy tutaj zasady.

   Kilka minut później, gdy Dustan usłyszała, że może wziąć wszystko ze sobą, jeden ze strażników – który oczywiście nie był dementorem, bo w Azkabanie byli też aurorzy – zaprowadził ją do piwnicy, do jednego z nieużywanych biur, a w zasadzie pokoju przesłuchań, w którym znajdowało się ciężkie biurko z świerkowego drewna, do którego dostawiono wygodny fotel, oraz drewniane krzesło, które zostało przykute do podłogi. Z sufitu zwisała wymyślna lampa z wikliny. Psychiatra rozpakowała swoją torbę. Wszystkie teczki – z wyjątkiem tej o Syriuszu – trafiły do jednej szuflady, a dokumenty o jej dzisiejszym pacjencie trafiły na blat. Obok położyła długopisy, a w zasadzie dwa długopisy i pióro. Dustan nie rozumiała, jak można było w tych czasach jeszcze nim pisać, ale chciała je mieć dla zasady.

   Około minutę później strażnicy wprowadzili Blacka. Isabelle na początku go nie rozpoznała – w niczym nie przypominał tego pewnego siebie nastolatka, jakiego zapamiętała z czasów dzieciństwa. Jeden ze strażników, który przedstawił się jako Sallow, przywiązał Blacka do krzesła. Więzień próbował się wyrywać, ale nic z tego – liny trzymały mocno. Gdy Sallow i jego współpracownicy wyszli, Isabelle wstała.

-Czy ty jesteś Syriusz Black? – zapytała.

   W pomieszczeniu panowała cisza. Jedyne, co zrobił Black, to przytaknął.

-A więc wierzę, że możemy zaczynać – oznajmiła mu Izzie, po czym usunęła więzy.

🌼O/A: Tak, wiem że pisałam, że wypuszczę tą część za 2-3 tygodnie, ale z weną się nie dyskutuje :)

Dajcie znać co o tym myślicie!🌼

⭐~Lucy⭐

~Psychiatra z Azkabanu~Where stories live. Discover now