2. dom modlitwy

37 5 8
                                    

Księżyc

Księżyc nam wybaczał za każdym razem, a słońcu nie mówiliśmy o swoich grzechach. Gwiazdy, jakby rozumiały, świeciły tej nocy słabiej. I dobrze, nie widzieliśmy w pełni własnych grzechów. Nie chcieliśmy ich widzieć.

- Pośpiesz się, Artemis - zarządził ojciec.

Ostatni raz spojrzałem na ofiarę i skierowałem kroki ku wyjściu z lasu. Żył, ale ktoś z naszych ludzi dokończy nasze dzieło. Dostaliśmy informację, wiedzieliśmy kto zdradził, więc ofiara nie musiała już dłużej być utrzymywana przy życiu.

Nie lubiłem dopuszczać do świadomości tego, co dzieje się pod światłem księżyca. To nie byliśmy my, ale musieliśmy to robić. Gdy na horyzoncie zaczynało majaczyć słońce, znów byliśmy sobą. Jednak gdy nad nami jasno tańczyły gwiazdy, byliśmy marionetkami ojca. Niczym więcej. To była jego sztuka, a my w niej graliśmy postacie drugoplanowe.

Gdy całą czwórką znaleźliśmy się przy Jeepie Nestora, czekaliśmy na słowa ojca. Zawsze musiał powiedzieć, że dziś zakończyliśmy misję.

- Wracajcie do domu i odpocznijcie, quei ragazzi . - To były jego jedyne słowa. Jak zawsze.

Każdy skierował się w stronę swojego samochodu. Była noc, pozostali pójdą spać. Jedynie Leonid prawdopodobnie uda się do Grety myśląc, że nikt tego nie zauważy. Ja nie mogłem pójść spać. Musiałem pójść tam, gdzie co noc ściany słyszą moje błagania.

Jadąc drogą bez oświetlenia, obrazy z dzisiejszej nocy jakby same pchały się przed oczy. To był grzech, z którego dziś pragnąłem się wyspowiadać. Potrzebowałem dziś spowiedzi tak, jak potrzebowałem jej niemalże każdej nocy. Wiedziałem, że nie dostanę rozgrzeszenia, przestałem na nie liczyć. Wolałem żyć w głęboko złudnym poczuciu, iż kiedyś Najświętszy przez przypadek weźmie mnie do siebie. Wiedziałem jednak, że na nas sam Szatan czeka z zniecierpliwieniem i rozłożonymi rękami. Chciał nas w swoich szeregach, mieć nas u swojego boku to jak znaleźć garnek pełen złota na końcu tęczy. Bylibyśmy jego idealnymi sprzymierzeńcami.

Podjeżdżając pod budowlę, samochód wolno toczył się po kamiennej ścieżce. Nie można było zbudzić dusz, bo byłyby rozgniewane. A w takim stanie mściłyby się na każdym, kto zakłócił ich spokój, gdy na niebie jeszcze gwiazdy. Jak najciszej uchyliłem masywne drzwi, od razu słysząc cichy szept, który roznosił się wśród ścian kościoła. Było w nim wiele bólu i wołania o wybaczenie.

- Proszę mi wybaczyć grzechy, proszę mi wybaczyć grzechy, proszę mi wybaczyć grzechy... - Szeptała klęcząca brunetka w drugim rzędzie. Ten szept rozpoznał bym wśród najgłośniejszych krzyków.

Piękna Sycylia błagała Boga o zbawienie, choć nigdy nie zgrzeszyła. Co noc modliła się, łkała wśród ciszy i prosiła o zapomnienie jej czynów. Lordzie, gdyby to zależało ode mnie, ta kobieta nie spędziłaby tu ani jednej nocy więcej. Byłbym gotów dać jej każdy rodzaj rozgrzeszenia. Tu, pośród witraży, była całkowicie inną osobą. Jakby zdjęła maski i burzyła mury. Tu, klęcząc i szepcząc prośby, była mała i naga.

Moje kroki nie zakłóciły szeptów, gdy udałem się do trzeciej ławki. Sycylia wiedziała, że ktoś za nią usiadł. Wiedziała kto za nią usiadł. Wiedziała czemu ktoś za nią usiadł. Przerwała wołania i wzniosła oczy ku sufitowi. Ja również to zrobiłem. Tysiące drobnych elementów łączyło się w święte obrazy. Wpatrywaliśmy się w nie, szukając odpowiedzi. Żadne z nas nie miało pojęcia na co, ale pozostało nam żyć nadzieją, iż przy znalezieniu odpowiedzi znajdziemy pytanie.

Cisza była komfortowa, w końcu niemalże co noc oboje wpatrujemy się razem w sufit kościoła. Ja modlę się o pomyłkę bożą, a moja Sycylia o zbawienie. Z niezrozumiałego powodu co noc błagała o nie, choć była najczystszym człowiekiem chodzącym po ziemii. Nigdy nie zapytałem z czego tak naprawdę się spowiada. Ona również o nic mnie nie pytała. Tu, gdy byliśmy bez masek, nie zadawaliśmy pytań, bo nie mieliśmy czym się bronić. Odpowiedzi wymagały siły, a w tym miejscu jej się pozbyliśmy. Całą energię wkładaliśmy w błagania.

Blood in church [ night full of sins #1 ] Where stories live. Discover now