Rozdział 5.

84 18 4
                                    

W końcu nadszedł kwiecień, dzięki czemu w Londynie zapanowała wiosna. Drzewa powoli stawały się zielone, powietrze było coraz cieplejsze i lżejsze, chociaż wieczory bywały zimne. Louis wpadł w wir pracy, zostając po godzinach w swoim gabinecie, ale nie czuł się zmęczony. Czuł dużo pasji oraz chęci do pracy, jakiej już dawno nie czuł. Wszystkie projekty zostały wysłane do innych działów, czekając na zatwierdzenie. Skupili się najbardziej na trzech firmach, które działały w sferze ekologii i źródeł odnawialnych oraz dwóch małych projektach dla prywatnych firm. Każda osoba w jego zespole wiedziała, co miała robić, wszystko działało jak w zegarku.

Wszystko oprócz czasu wolnego Louisa, ale za tydzień miały być święta, a on miał już zarezerwowany pociąg do Doncaster, więc nie mógł dłużej uciekać od rozmowy z rodziną. Jay dzwoniła do niego dwa lub trzy razy, odkąd przyleciał, ale nie pytała go o Agnes. Może jako jego matka czułą jego niechęć do tego tematu lub po prostu wolała go zapytać w cztery oczy. Przynajmniej on nie musiał się martwić o rodziców, ponieważ ci byli zdrowi i nie mogli doczekać się jego przyjazdu. W tym roku miało przyjechać całe jego rodzeństwo, więc cieszył się, że w końcu ich zobaczy. Chociaż na co dzień nie bywał rodzinnym typem osoby, to zdarzały się dni, gdy rozmawiał ze swoim rodzeństwem godzinami. Wszyscy byli już dorośli, więc nie mieli tyle czasu dla siebie, ale nie zapominali o sobie i nawet po kilku tygodniach bez kontaktu, mogliby rozmawiać o wszystkim. Dodatkowo szatyn był najstarszy z ich siódemki, więc czuł też jakąś odpowiedzialność na swoich barkach, aby mieć pewność, że każde z nich miało się dobrze oraz że byli bezpieczni.

Wracając do rzeczywistości, Louis siedział znowu w swoim gabinecie, wypełniając tym razem dokumenty, które zostawiła mu Veronica. Było już po siedemnastej, więc spodziewał się, że w budynku zostało niewiele osób. Nie chciał jednak, aby jego asystentka pracowała po godzinach, co już i tak się zdarzało, więc wypuścił ją równo o szesnastej, a sam postanowił zostać dłużej.

Zayn oraz Liam chcieli wyjść z nim na późny obiad, ale musiał odmówić. Widział, że ta dwójka dobrze się dogadywała, więc nie martwił się, że zostawił ich w niezręcznej sytuacji. Od ich wspólnego meczu wyszli jeszcze dwa razy - raz na bilarda z częścią ich zespołu oraz raz tylko we trójkę do pubu. Nie widział się jednak już prywatnie z Harrym. Mijali się czasem na korytarzach lub w restauracji, ale ich działy nie krzyżowały się ze sobą w sprawach organizacyjnych, więc nie było okazji, aby mogli porozmawiać. Nie, żeby Louis czekał na takie okazję, ale chciał mieć pewność, że ich stosunki w pracy będą już normalne.

Wypełniał właśnie ostatni arkusz kalkulacyjny, kiedy ktoś zapukał do jego drzwi. Zdziwiony podniósł głowę znad dokumentów i pozwolił wejść osobie, która stała po drugiej stronie.

- Tak myślałam, że Pana tutaj znajdę - odezwała się Jane.

Jane ukończyła świeżo studia, ale świetnie sobie radziła - miała dobre pomysły, a jeśli coś jej nie wychodziło, potrafiła poprosić o pomoc, a to było bardzo ważne w tym zawodzie. Dodatkowo była miła i czasem przynosiła swoje wypieki dla całego zespołu, więc Louis nie mógł na nią narzekać.

- Wchodź, Jane - odpowiedział, machając dłonią i odłożył długopis na biurko. - Co tutaj jeszcze robisz? - spytał, patrząc w jej brązowe oczy. Dziewczyna była jego wzrostu, więc zaliczała się do tych wyższych w zespole. Była szczupła i często chodziła w rzeczach, które nie podkreślały jej sylwetki, ale nie każdy musiał przecież przychodzić do pracy jak na wybieg mody.

- Znalazłam kilka błędów w naszych skoroszytach i chciałam je Panu pokazać - mówiła, pokazując na teczkę, którą trzymała w dłoni.

Louis spojrzał na godzinę - wpół do szóstej. Cóż, jeśli nie zajmie to długo, to może skończą to dzisiaj. Nie chciał trzymać swojej pracownicy do wieczora. Wyszedł zza biurka i wziął od niej teczkę, po czym oparł się biodrami o drewno za nim.

Dwie tajemnice.Where stories live. Discover now