Rozdział 2

97 18 5
                                    


Louis nie zastanawiał się za bardzo nad sytuacją z Twistem. Wolał po prostu o niej zapomnieć, ponieważ szczerze wątpił, aby mężczyzna pojawił się dzisiaj, a nawet w tym tygodniu na jego piętrze. Miał ważniejsze rzeczy na głowie niż jakiegoś mężczyznę, który chciał jego salę konferencyjną. Nie, żeby miał w planach kłócić się ze swoimi współpracownikami, ale po prostu nie chciał skupiać się na konfliktach.

Skupił się bardziej na swoich pracownikach i ich pomysłach. Chciał, aby ci widzieli w nim mentora, ale też wsparcie i pomoc. Chciał im dać jak największą autonomię oraz przestrzeń, ponieważ z własnego doświadczenia wiedział, jak takie rzeczy były ważne.

Spędził z nimi czas do lunchu, ale nie został dłużej, ponieważ wiedział, że musiał się zająć sprawami organizacyjnymi. Każdy projekt w pełni ruszy, kiedy zostanie zatwierdzony jego plan, budżet i cała biurokracja, co pewnie zajmie około miesiąca, więc tyle czasu miał szatyn na ogarnięcie swojego życia prywatnego, aby jak najmniej przeszkadzało w chwili, gdy projekty przejdą fazę zatwierdzenia i wejdą w życie firmy. Wtedy pochłonie go praca i nie będzie miał czasu na rozpakowywanie kartonów, odwiedzenie rodziny, czy inne rzeczy, za które powinien się wziąć.

Cóż, może te "inne rzeczy" powinny być ważne, ponieważ chodziło o jego przeszłość, ale stracił już wystarczająco dużo czasu na nie w przeszłości i nie zamierzał tracić go więcej. Louis lubił mieć plan i działać zgodnie z nim, a każdą przeszkodę eliminował jak najszybciej.

- Kawa dla Pana - odezwała się Veronica, którą wpuścił do gabinetu po tym, jak ta wróciła z przerwy.

- Znasz niejakiego Harry'ego Twista? - spytał, podnosząc na nią wzrok znad papierów.

Kobieta położyła papierowy kubek na biurku i spojrzała na swojego szefa z miną, jakby musiała sobie coś przypomnieć. Był ciekawe, ile ta kobieta zebrała informacji, odkąd ją zatrudnił.

- To dyrektor jednego z działu w naszej firmie - odezwała się, kiwając głową. - Jak Pan prosił, zaznajomiłam się z najważniejszymi nazwiskami tutaj.

Szatyn kiwnął głową i sam odłożył dokumenty, a następnie wziął do dłoni ciepły kubek, czując jak aromat kawy trafia do jego nozdrzy. Przez chwilę lekkie zmęczenie opanowało jego ciało z powodu zmiany strefy czasowej, ale szybko wziął łyk napoju, chcąc pobudzić organizm.

- Podobno udostępniłem mu naszą salę konferencyjną - zaczął, podnosząc brew.

- Och, tak - przyznała spokojnie. - Ale odwołałam to w tej samej chwili, kiedy poinformował mnie Pan, że będzie dzisiaj w firmie wcześniej i założyłam, że od razu pójdzie Pan pracować. - Szatyn uśmiechnął się kącikiem ust, nie wiedząc, czy Veronica jego również sprawdziła, czy po prostu dobrze znała się na biznesie. Cóż, nie zamierzał na to narzekać. - Czy spotkał go Pan już?

- Och, tak - odpowiedział tak samo. - Nie dostał najwyraźniej informacji o tym, że jednak sala nie będzie jednak dostępna.

Veronica zmarszczyła brwi i poprawiła swoją spódnicę.

- Wiadomość została wysłana z należytym wyprzedzeniem...

- Jestem tego pewien. Nie zatrudniam nieodpowiednich ludzi - powiedział, kiwając głową. Myślał, że kobieta zacznie się stresować lub denerwować przez wypomnienie niezbyt miłej niespodzianki, ale ta była spokojna oraz opanowana. Louis chyba powinien wykorzystać jej spokój i pewność swoich kompetencji. Takie osoby cenił najbardziej. - Po prostu chciałem, abyś wiedziała. Możesz odejść. Na mailu masz poprawki co do dokumentów.

Veronica kiwnęła tylko głową i wyszła, nie wahając się nawet chwili.

Tomlinson wypił jeszcze kilka łyków mocnej kawy i wrócił do swojej pracy, wypełniając wszystkie dokumenty, które musiał dostarczyć do kadr. Wiedział, że nie mógł zlecić tego Veronice, ponieważ cenił sobie prywatność co do jego numeru telefonu czy adresu zamieszkania, ale jednak nie lubił tego typu spraw.

Dwie tajemnice.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz