Rozdział 29. Kłamstwo czy prawda?

352 12 5
                                    

ALEXANDER TORRES

Pokój sto pięć mieścił się na szóstym piętrze budynku. Stojąc już pod odpowiednimi drzwiami, wyciągnąłem dłoń by zapukać. Nie układałem w głowie jakiegoś szczególnego planu. Szedłem na żywioł licząc, że dziewczyna nie strzeli do mnie na dzień dobry.

Usłyszałem odgłos odkluczanego zamka. Trochę mnie zatkało, gdyż przede mną stała zupełnie inna osoba. Miała na sobie czarną dżinsową spódniczkę, a do tego założyła top z kurtką ze skóry, wszystko tego samego koloru. Makijaż różnił się od zwyczajnego, mocniej podkreślone rzęsy, a usta pokrywała jasnoczerwona szminka. Największą zmianę zauważyłem jednak w mimice twarzy. Nie patrzyła na mnie tak, jak zawsze. Wbiła we mnie całkowicie puste spojrzenie, zamykając mi dostęp do jej ukrytych emocji.

Po słodkiej siedemnastolatce nie było już śladu. Może to i lepiej. Skoro zamierzała zachowywać się dorośle, to zamierzałem jej pokazać, co to tak naprawdę oznaczało w naszym świecie.

– Przegrałam zakład z samą sobą – odezwała się, jako pierwsza, zdobywając moją całą uwagę. – Myślałam, że pierwszy w drzwiach stanie Zane albo mój ojciec, ale przecież nikt nie jest nieomylny.

Wyglądała fascynująco, przez co moje skupienie ulatywało z każdą kolejną chwilą. Co jakiś czas przygryzała wargę, prowokując mnie jeszcze bardziej. Różyczka robiła to specjalnie, bo widziała efekty. Musiałem przyznać, twarda z niej sztuka. Miałem ją przekonać do trzymania się z daleka, jednak im dłużej tak tam stałem coraz bardziej przekonywałem się, że może więcej osiągnąłbym wprowadzając ją do samego centrum.

– Mój widok jest dla ciebie zawodem? – spytałem trzymając palce luźno na klamrze paska spodni.

Zjechała wzrokiem moje ciało.

– Niespodzianką – odparła spokojnie, odsuwając się w głąb pomieszczenia. – Wchodzisz? – Zerknęła na mnie.

– A wpuścisz mnie czy pozostawisz w progu? – Uniosłem zaczepnie kąciki.

Przewróciła oczami, gestykulując bym wszedł do pokoju. Uczyniłem to, zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna usiadła na łóżku, ani na sekundę nie spuszczając ze mnie wzroku. Analizowała każdy mój krok. Zachowywała się dziwnie, zupełnie tak, jakby się bała, że ją skrzywdzę, ale starała się maskować swój strach. Na samą myśl, że mogła mieć mnie za jakiegoś zwyrolca... wkurwiałem się, bo to zwykłe brednie.

– Patrzysz się – zwróciłem jej uwagę, ale nie złośliwie tylko z lekkim rozbawieniem.

Dokonałem szybkiego przeglądu pokoju. Na stoliku leżała broń, a w jej dłoniach zauważyłem swoje kluczyki do motoru. Bawiła się nimi, chyba ją to uspokajało. Cały czas mi się przyglądała. Bała się, albo... coś planowała.

– Mam oczy to korzystam – zripostowała mi niezbyt przyjemnym tonem.

– Dlaczego taka jesteś? – zapytałem, siadając naprzeciwko niej.

Uniosła brwi.

– Niby jaka?

– Zdystansowana i niemiła.

Parsknęła, uśmiechając się zadziornie. Odchyliła się do tyłu, opierając o poduszkę. Nawilżyła usta, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.

– Pytasz poważnie, tak? – Przytaknąłem. Zaśmiała się nieszczerze. – Może robię to, bo właśnie zawalił mi się cały świat po raz drugi? Mieszkałam z kłamcami, od samego początku. Nikt nie mówił prawdy, a ja bezmyślnie szłam za nimi, będąc przekonana, że to jest właściwe.

Próbowała powstrzymać łzy. Robiła wszystko, aby żadna kropla nie spłynęła po jej rumianym policzku. Miała w sobie więcej siły, niż niejeden dorosły i bardziej doświadczony człowiek.

Night Of DestinyWhere stories live. Discover now