Amor Caecus 15

640 127 23
                                    

Riana musiała użyć każdego ziarnka krukońskiej kreatywności, by naprędce wytłumaczyć swojej mamie, że fantastycznie było ją spotkać, lecz z Ominisem nie potrzebowali żadnej pomocy, mieli inne plany, a do balu to w ogóle został jeszcze szmat czasu.

Pani Innes musiała widzieć desperację w oczach córki, bo wycofała się bez większej walki, pozwalając jej odetchnąć z ulgą.

- Mam nadzieję, że moja mama cię nie wystraszyła - rzuciła Riana, kiedy z Ominisem kontynuowali swój spacer po Hogsmeade. Uszy dziewczyny wciąż kolorem przypominały jej ogniste włosy, lecz przynajmniej sytuacja była już opanowana.

Ominis z trudem powstrzymał żałosny śmiech. Jeśli matka Riany miała go wystraszyć, nie wyobrażał sobie, co miałby powiedzieć, gdyby przypadkiem trafili na jego rodzicielkę.

- Nie, nie. Bardziej zaskoczyła - wyjaśnił, nawet jeśli w duchu trochę się cieszył, że Riana ją spławiła. Wolał przygotować się na takie spotkanie, a poza tym tamtego dnia miał już wystarczająco dużo stresu w związku z tym, co planował.

- Ona nigdy nie widziała mnie z chłopakiem, no i no... - tłumaczyła Riana, mimo że nic wielkiego się nie wydarzyło. - No nie spodziewałam się jej tutaj, choć w sumie z tatą często robią zakupy w Hogsmeade, ale nigdy jej nie spotkałam...

- Riana, w porządku - wtrącił Ominis i położył dłoń na jej ramieniu z nadzieją, że nieco ją to uspokoi. Musiała naprawdę się stresować, bo słyszał coraz silniejszy szkocki akcent, który uwielbiał, lecz nie chciał przecież, by się denerwowała.

Riana nie spodziewała się tego dotyku, ale była mu za niego bardzo wdzięczna. Sama się zorientowała, że zaczęła paplać bez pamięci, więc wzięła głęboki wdech.

- Dzięki.

Ruszyli więc w swoją dalszą wycieczkę po Hogsmeade, aż wreszcie stała się rzecz, której Riana się obawiała: Ominis zaproponował, by udali się do Trzech Mioteł.

Dziewczynie nie uśmiechało się odwiedzanie tego miejsca, gdzie mogli wpaść na jej koleżanki. Nie chciała tam siedzieć i bać się rozmawiać z Ominisem swobodnie, ryzykując, że coś zostanie usłyszane i stanie się tematem kolejnych plotek. Lubiła dziewczyny, jednak odnosiła wrażenie, że w sprawie z Gauntem czasem wspierały ją tylko na pokaz.

Poniekąd ich nie winiła. Nie znały go tak dobrze, jak jej się udało go poznać, a opinię o nim wyrabiały sobie tylko na podstawie plotek o jego rodzinie, które - co przyznał sam Ominis - w dużej mierze były prawdą. Mimo wszystko Riana nie planowała tamtego dnia konfrontacji poglądów, dlatego musiała coś wymyślić.

- A... Co ty na to, gdybyśmy kupili coś do jedzenia i zjedli w zamku, sami? Może w Krypcie? - zaproponowała z nieukrywaną nadzieją w głosie. Żałowała, że Ominis nie może zobaczyć jej błagalnego wzroku, dzięki któremu miałby przystać na tę propozycję.

Nie miała pojęcia, że wcale nie musiała go przekonywać. Gaunt sam chciał skakać ze szczęścia na te słowa, bo to pozwalało mu na znalezienie się w jeszcze bardziej komfortowych warunkach na zadanie jej tego trudnego pytania, które planował od samego rana.

- Chyba umiesz jednak w legilimencję, co? - Roześmiał się, a Riana zaraz za nim, po czym oboje odetchnęli z ulgą.

Krypta mu odpowiadała. Nikt ich nie usłyszy, będą sami, a jeżeli zupełnie się ośmieszy, to jedynymi potencjalnymi świadkami będą pająki na suficie.

Serce waliło mu jak młotem, kiedy wracali do zamku z zakupionym jedzeniem, a każdy nerw w jego ciele odradzał mu to, co chciał zrobić. Ominis jednak z tym walczył. Czuł w sobie determinację, jaka od lat go nie ogarnęła i nie zamierzał się poddać. Zaprosi ją na ten cholerny bal, choćby sam Salazar Slytherin miałby po tym wszystkim wstać z grobu i go przeklnąć.

Ominis wiedział, że Krypta była pusta, bo Sebastian jeszcze tego samego ranka powiedział mu, że planowali wraz z Evie długi spacer do Feldcroft. Zdawało się więc, że wszystkie okoliczności mu sprzyjały, więc nie mógł szukać wymówek. Mimo wszystko, choć starał się o tym nie myśleć, z tyłu głowy wciąż nawiedzała go perspektywa brutalnego odrzucenia... Pocieszał się tym, że przynajmmiej nie będzie żałował, że w ogóle nie spróbował.

Riana nie miała pojęcia, ile nerwów kłębiło się w ciele Ominisa, gdy oboje spokojnie jedli na kanapie w Krypcie i zaimprowizowanym stoliku z drewnianej skrzyni. Gaunt rozmawiał z dziewczyną, a jednocześnie odnosił wrażenie, że w jego głowie walczą dwa węże: jeden syczał, że każdy moment był beznadziejny, że nie teraz, za chwilę, może mniej zaboli, drugi zaś, żeby wreszcie się ruszył i coś powiedział, bo w końcu jest czarodziejem z potężnego rodu.

Syczenie w jego głowie, nawet jeśli wyimaginowane, denerwowało go na tyle, że wreszcie zabrał się do roboty. Przełknął ostatni kawałek jedzenia, odchrząknął nieznacznie i przygotował się na zaczęcie tematu.

Raz wężowi śmierć.

- Czyli co... Nie masz sukni na bal? - zapytał ostrożnie, korzystając z szansy, jaką stworzyła mu mama Riany.

Dziewczyna westchnęła.

- No tak, ale też bez przesady, nie panikujmy... Przed balem zdążę jeszcze pójść do Hogsmeade i coś znaleźć.

- A masz... Partnera? - wydusił Ominis, a syczenie w jego głowie ustało. Nie było już odwrotu; zaczął temat, a zdawało mu się, że Riana, najinteligentniejsza dziewczyna, jaką znał, prędko się domyśli, do czego zmierzał.

W istocie tak właśnie było, choć dziewczyna starała się zagłuszyć leprechauna radośnie tańczącego na jej sercu. Nie rób sobie nadziei, pewnie pyta tylko z ciekawości. Leprechaun jednak nie słuchał, podskakując wesoło.

- Nie, nie. Znaczy, zastanawiałam się nad... - Ugryzła się w język, czy też leprechaun na niego nadepnął. Z automatu chciała wspomnieć o Amicie, który wciąż stanowił potencjalnego kandydata, jednak coś jej podpowiadało, że to mogłoby zniechęcić Ominisa - a przecież tak bardzo pragnęła, by ją zaprosił, nawet jeśli szanse były nikłe.

- Nad niczym właściwie - dokończyła wreszcie. - Nie, nie mam partnera - dodała jasno i wyraźnie, nie wiedząc, czy jej to ostatecznie pomoże.

Ominis chciał ją jeszcze zagadać. Pierwszy wąż w jego głowie przekonywał, żeby dopytał, czy miała kogoś na oku, czy się rozglądała, a potem ostatecznie zaproponować siebie, tak z braku laku... Po czym ten drugi gad przypomniał mu, o czym powiedziała mu Evie.

Dlaczego to było takie trudne? W swoim zaledwie kilkunastoletnim życiu zdążył przeżyć wiele naprawdę ciężkich chwil, po których jakoś zdołał się pozbierać. Nadal go w pewien sposób nękały, jednak był w stanie funkcjonować. Tym razem zadanie wydawało się aż za proste: nie miał rzucać zakazanych zaklęć, tylko zaprosić na bal dziewczynę, która stała się bliska jego sercu.

Mentalnie uderzył się w twarz.

Jesteś Gauntem, do cholery.

- Dobrze, Riana, ja zapytam wprost. - Wyprostował się, wziął głęboki wdech i zwrócił się w jej stronę, nawet jeśli nie mógł na nią spojrzeć. - Uczyniłabyś mi ten zaszczyt i... Poszłabyś ze mną na bal?

Amor Caecus • Ominis GauntWhere stories live. Discover now