Cykl świata

40 5 5
                                    

Praca otrzymała wyróżnienie w 1. edycji konkursu „Obrazy słowem malowane" w ramach akcji #pisarskiWattpad

Inspiracja: „Ostatnia droga Temeraire'a" William Turner

Wielka woda świeżą żółcią wschodzącego słońca spełniona niesie okręt smukły pod białymi żaglami, rozpiętymi szeroko jako mewie skrzydła. Burty jego lśnią farbą świeżą, złote ornamenty skrzą się w świetle, uwypuklając boski wręcz kształt konstrukcji i jej lekkość wieku młodego. Drewno wydaje się żadną skazą nieskalane, gładkie i jasne. Fale z zaciekłością diabłów uderzają w burty, usiłując zalać okręt swą istotą, zatopić, nim wypłynie z portu.

On z wahaniem lekkim, bujając się na boki, usiłuje przedrzeć się przez bałwany. Miasto portowe wraz z lądem stałym powoli, acz konsekwentnie się oddala. A im dalsze, tym fale ciszej zdają się jęczeć, a i z mniejszym przekonaniem atakować. Cichną nieco, odsłaniając uszczerbki na dotychczas nietkniętym kadłubie. Drobiny farby i złota pochłonęły ze sobą, ogałacając okręt ze swej boskości. Ostatki wzburzonej wody wciąż jeszcze próbują kąsać okręt, wymywają coraz to nowsze szczerby. On jednak przestaje zwracać nań baczniejszą uwagę. Przedziera się przez nie dumnie uniesionym dziobem, nie wzdragając się przed żadnym ciosem.

Gdy południe nadchodzi fale na dobre cichną, oddając okrętowi chwilę wytchnienia. Nieskazitelność i świeży jego polot gdzieś zaginęły po drodze. Farba nie błyszczy już tak w słońcu, ni żagle są białe. Przybyło zadr i niedoskonałości, zahartował się okręt. Sunie przez spokojną taflę ze zmęczeniem niejakim, lecz wciąż pełen dumy ze swej smukłej budowy, a nawet swe blizny okazuje z lekką chełpliwością, jakby chcąc pochwalić się tym, co przeszedł, mimo wszystko nie porzucając swojej drogi.

Mijają jednak kolejne godziny, a wraz z nimi młodości po trochu ubywa. Żagle szarzeją, burty pokrywają się pąklami i glonem, drewno pęcznieje, konstrukcja się luzuje, a okręt zatraca swój pierwotny kształt. Jego ruch na stałe łączy się z ociężałością i żalem nad swoim wiekiem.

Ocean barwi się rdzą zachodzącego słońca. Okręt ostatkami sił podartych żagli próbuje płynąć z powrotem do swego portu, a spieniona woda szarpie nim jako wiatr kruchym źdźbłem trawy. Sczerniał starością i brudem się splamił, widok zgarbionej sylwetki jedynie politowanie wywołuje. Świetności jego czasów już nikt by w nim nie poznał.

Wtem z rdzawego oceanu nowe dziwo się wyjawia. Statek owy dymem się kurzy z ciężkiego komina i sunie ku staremu, za nic mając wściekłe bałwany, drwiąc sobie z nich z niedojrzałą naiwnością. Podpływa tuż przed dziób staruszka, kpiąc nieco z jego zmarszczek i włosów żagli zsiwiałych, a prezentując swoje nowoczesne kształty, świeżo wytworzone i pomalowane.

Stary okręt wody powoli nabiera, ociężały powoli tonie w rdzy. Zerka na stateczek ze znużeniem, niczym nie reagując na jego przechwałki. Nowy statek lituje się w końcu nad nim, pomagając mu przebyć tę drogę. Bierze go na hol i z zapałem młodzieńczym ciągnie go do portu, wbijając się w fale niczym taran. Staruszek nocną porą dociera na miejsce już na wpół wodą wypełniony, pękaty i do samej stępki zniszczony.

Nowy statek o wschodzie słońca z portu znów wypływa, ciągnąc na szerokie wody. Lecz już po chwili te same fale, które owego rannego staruszka dnia wczorajszego zniszczyły, ocierają się o burty parowca, tworząc rysy podobne.

One-shotyWhere stories live. Discover now