Rozdział trzydziesty drugi

Start from the beginning
                                    

Dygoczę ze zdenerwowania, gdy uzmysławiam sobie skąd znam ten głos. Nie, to niemożliwe, to nie może być on! A jednak, gdy mężczyzna w płaszczu się odwraca nie mam już żadnych złudzeń.

– Och, Thoren! – Wuj Edgar klaszcze w dłonie. – Jak miło cię zobaczyć!

– Co ty robisz? – Dukam patrząc ze strachem na rodziców, którzy wciąż są trzymani przez rosłych facetów. – Co oni robią? Niech puszczą mamę i tatę! Słyszysz?!

– Słyszę. – Wuj uśmiecha się zajadle, a jego dłoń ląduje na moim ramieniu. – Niestety nie mogę spełnić twojego życzenia.

– Czemu?! No wypuść ich! – Złoszczę się. – Mamo! Tato!

Rodzice próbują się wyszarpnąć z uścisku mężczyzn.

– Synek! – Mama krzyczy. – Thor weź siostry i uciekajcie!

Uciekać?! Dokąd?!

– Tato! – Wydzieram się, ale nie odpowiada. Dlaczego milczy!?

– Arthur – Mama próbuje dosięgnąć jego dłoni. – Arthur, co oni ci wstrzyknęli?! Boże, Arthur!

– Wynoś się z mojego domu! – Robię zamach i uderzam wuja w brzuch, ale mój cios jest zbyt lekki, by sprawić jakikolwiek ból. – Pomocy! – Zaczynam ślepo wierzyć, że ktoś na dworze usłyszy mój ryk. – Pomóżcie nam! Pomocy!

– Dobra, pośmialiśmy się. – Wuj chwyta mnie za ramiona. – A teraz powiesz mi grzecznie gdzie są twoje siostry.

– Nic ci nie powiem!

– Czyżby? – Wskazuje na jednego z facetów, a ten bez żadnego wahania uderza mamę w plecy.

– Zostaw ją! – Szarpię się z wujem, chcę się wydostać z jego łap.

– Mów gdzie są.

– Nie!

Kolejny cios powala mamę na kolana.

– Nie rób jej krzywdy! Proszę! Nie bij jej! – Szamocę się, a po moich policzkach spływają gorzkie łzy.

– To ty mnie do tego zmuszasz, Thor. To twoja wina, że mama cierpi. Możesz jeszcze to odkręcić. Powiedz mi gdzie są twoje siostry, a nikt więcej nie podniesie na nią ręki.

– Ja-ja...

– Co?

Tak bardzo nie chcę, żeby ten facet znów uderzył mamę, ale boję się, że jeśli powiem o Mads i Eli schowanych w szafie, to koszmar wcale nie zniknie. Nie mogę ufać wujowi, nie mogę wierzyć, że po tak brutalnych rzeczach zwyczajnie odpuści.

– Zastanów się Edgar! Zastanów się co robisz! Te pieniądze totalnie wyżarły ci mózg! Pomyśl o CJ'u! – Mama mówi niewyraźnie przez płacz i materiał worka. – Napadasz na własnego brata! Jak możesz?! Jak możesz krzywdzić najbliższą rodzinę?!

– Joanne. – Wuj patrzy na moją skuloną mamę. – To tylko biznes. – Stwierdza oschle. – Naprawdę nic do ciebie nie mam, ale musimy trzymać się zasad.

Zasad? Jakich zasad? Chcę o nie zapytać, ale ze strachu wszystkie słowa utykają mi w przełyku.

– Jesteś chorym człowiekiem, Edgar!

– Dawałem wam szansę. – Wuj podchodzi do milczącego taty. Nie wiem czemu nie krzyczy, ale mama wcześniej wspominała coś o zastrzyku. Martwię się o niego. – Prosiłem, błagałem, ale do nas nic nie docierało. Chcieliście zamknąć interes mimo mojego sprzeciwu. Nie liczyłem się. Arthur jako starszy brat zawsze myślał, że jest lepszy, prawda? – Dźga palcem tatę w pierś. – Och, no tak. Nie możesz nam odpowiedzieć, ale na szczęście wciąż jesteś przytomny i w pełni świadomy, co się dzieje. To takie zabawne wiedzieć twoją bezradność, bracie. Mogliśmy być wielcy, niezniszczalni, mogliśmy być potęgą tego świata, ale nie, ty postanowiłeś inaczej. I to za nas obu. Tak się nie robi, Arthurze. Nie znasz reguły fair-play? – Wuj odwraca się od taty i jego oczy krzyżują się z moimi. Brakuje mi tchu, mam wrażenie, że stoję przed samym diabłem. Jego gniew pulsuje w powietrzu, a kiedy rozciąga usta w szerokim, obrzydliwym uśmieszku mam ochotę wymiotować.

– No, Thor. – Odzywa się jednocześnie kiwając głową w stronę faceta, który szarpię za ramię mamy, podnosząc ją na nogi. – Namyśliłeś się? Będziesz grzecznie współpracował czy mam zrobić twojej mamusi następne kuku?

– Synku, nie słuchaj go! – Krzyk mamy milknie, gdy facet uderza ją pod żebra. – Nie martw się. – Kolejny cios, który powoduje bezradny płacz.

– Mamo! – Trzęsę się z bólu. – Mamo!

Wuj Edgar pochyla się nade mną, a jego ciężka łapa chwyta mnie za kark.

– Mów, do cholery! – Warczy. – Gdzie są te gówniary?!

Nie powiem. Nie powiem. Nie powiem. Nie mogę, ale co z mamą? Co z tatą? Nie chcę, żeby cierpieli. Boże, co mam zrobić? Dlaczego to ja muszę podejmować tak trudne decyzje? Boli mnie głowa, mam dość. Omiatam spojrzeniem płaszcz wuja i niewiele myśląc wpycham dłonie w jego kieszenie.

– Co ty kombinujesz?! – Wścieka się, gdy wyjmuję mu telefon. – Ty mały gnojku!

Wyrywa mi komórkę z dłoni, a potem wymierza cios w twarz i upadam na plecy. Przez moment otacza mnie ciemność i głucha cisza, przez którą przedziera się przerażony głos mamy. Próbuję się podnieść, zapewnić ją, że nic mi nie jest, ale nie mogę. Moje dłonie są skrępowane sznurem podobnie jak nogi.

– Puszczaj mnie – Syczę, gdy wuj przerzuca mnie przez ramię jak wór ziemniaków. – Puszczaj!

Słyszę jak wydaje polecenia swoim ludziom, że mają zamknąć nas w oddzielnych samochodach. Mama upiera się z całych sił lecz oni nie ustępują. Biją ją tak mocno, że widzę jak materiał worka nasiąka krwią, a potem na pół przytomną wleką po schodach podobnie jak tatę.

Gdy wychodzimy na dwór, wstępują we mnie nowe dzieje i zaczynam wrzeszczeć na całe gardło, by ktoś nam pomógł. W sąsiednich domach zapaliło się światło, ale nikt nie wyszedł z mieszkania. Uparcie wierzę, jednak, że ktoś poinformuję policę, że nas uratują, a wuja wsadzą za kratki i wszystko zakończy się szczęśliwie. Nagle zostaję wrzucony do bagażnika, a trzask zamykanej klapy dudni mi w uszach jeszcze przez długi czas zanim oswoję się z ciemnością. 

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE  2025 /Where stories live. Discover now