Rozdział 4

11 0 0
                                    

~'

Przez cały czas miałem mętlik w głowie. Nie wiedziałem, co ja mam zrobić, żeby przestać myśleć o problemach. Miałem już tego serdecznie dość i chciałem nie myśleć o tym wszystkim chociaż przez chwilę. W takich momentach zazwyczaj uspokajała mnie Aizu, ale tym razem nie mogłem do niej przyjść, ponieważ miałem zbyt dużo na głowie, a ona przez ten czas trenowała, więc mogłem przyjść dopiero dzień przed moją misją, ale i tak dobrze było się z nią zobaczyć. Tak jak ostatnio sprawiała wrażenie smutnej, ale jednocześnie zaskoczonej tym, że przyszedłem do niej w odwiedziny, jednak po chwili wpuściła mnie do środka, a ja zacząłem z nią rozmawiać.

- Dlaczego musisz iść na tę misję? - spytała mnie Aizu w pewnym momencie, a ja odpowiedziałem :

- Dlatego, że ostatnio zauważani są członkowie pewnej organizacji, która nazywa się „ Akatsuki '' i jak się okazuje, są na tyle silni, że mogą polować na jinchuriki, a dokładniej na bestie, które mamy w sobie. Muszę sprawdzić jedno miejsce, w którym ostatnio pojawiło się dwóch członków tej organizacji, ale nigdy nie wiadomo, gdzie i jak mogą się pojawić i zaatakować znienacka, a wtedy będę miał niemały problem. Najprawdopodobniej gdyby wyciągnęli ze mnie bestię, zginąłbym, ale tak nie powinno się stać, jeśli będę ostrożny i czujny.

- Ale mam nadzieje, że nie zapomniałeś naszej obietnicy? - zapytała na to, a ja uśmiechnąłem się i zapewniłem :

- Oczywiście, że o niej pamiętam. Na pewno ja dotrzymam – przyłożyłem swoją dłoń do serca, a ona spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jaki ona ma piękny uśmiech. „ To nie czas na myślenie o tym! '' Pomyślałem i dałem sobie mentalnie z liścia.

- Mniejsza o tej misji. Nadążasz ostatnio z pracą? Czy nie przejmujesz się zbyt wieloma rzeczami naraz? To nie jest dobre dla twojego zdrowia. Może pomyśl o czymś innym niż tylko o pracy? - spytała mnie Aizu, a ja odpowiedziałem z westchnieniem :

- To nie jest takie proste jak się wydaje. Zawsze o wiele łatwiej jest coś powiedzieć niż coś zrobić.

- Wiem. Jednak chcę, żebyś się postarał. Zrób to dla swojego zdrowia duchowego, ponieważ po prostu nie zaznasz spokoju w swoim umyśle. Yagura, martwię się o twoje zdrowie. Czy jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobić? Może jakoś pomóc ci z tymi wszystkimi problemami? - spytała

- Właściwie to jest coś, co mogłabyś dla mnie zrobić – odpowiedziałem po chwili zastanowienia, a na jej minę zaciekawionego psa zaśmiałem się cicho i potargałem jej włosy dłonią, a potem dodałem – Zaśpiewaj mi tą piosenkę, którą zazwyczaj śpiewałaś. Tak możesz mi pomóc – spojrzała na mnie lekko zdziwiona, że kolejny raz chcę od niej tego samego, ale po chwili odgarnęła swoje włosy opadające jej na twarz, a później zaczęła śpiewać swoim niezwykle uspokajającym głosem.


~'

Kiedy skończyłam śpiewać, Yagura otworzył oczy i powiedział :

- Dziękuję ci. Wybacz mi, ale muszę już iść – wstał i kiedy miał wyjść powiedziałam :

- Tylko pamiętaj o naszej obietnicy.

- Tak, tak. Pamiętam i będę pamiętać – odpowiedział i wyszedł, a ja zadowolona poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Nadal przez cały czas gdy tylko zamknęłam oczy widziałam Yagurę, ale już chyba do tego przywykłam. Nawet nie zorientowałam się kiedy, ale zasnęłam. Miałam dziwny sen. Byłam w szarym pomieszczeniu, a przede mną stał Yagura i już miał coś powiedzieć, gdy nagle ziemia pod nim się rozpadła, a ja chciałam podbiec do niego, ale było już za późno, bo chwilę po tym pod moimi nogami również się rozpadła, a ja znalazłam się w innym miejscu, w którym zobaczyłam samą siebie płaczącą w poduszkę, a potem ten cudowny uśmiech Yagury, który się rozmazał jakby ktoś go wytarł gąbką do tablicy, natomiast chwilę później znowu ziemia się pode mną rozpadła, a ja znalazłam się w zupełnie czarnym pomieszczeniu, w którym nie było nic widać. Po chwili zobaczyłam przed sobą błękitną różę, a gdy spróbowałam ją dotknąć, spaliła się co spowodowało, że na moich dłoniach został tylko popiół, który rozleciał się w powietrzu, a do moich dłoni powoli zbliżała się książka, na której okładce była dokładnie ta sama błękitna róża, co wcześniej. Próbowałam ją złapać, ale ona się oddaliła, a później z tej róży błysnął oślepiający promień, przez który zamknęłam oczy, jednak później ona otworzyła się, a wszystkie strony świeciły złotym światłem. Po tym szybkim przeleceniu wszystkich stron przed moimi oczami prysła jak bańka, a zamiast niej zostały same iskierki, przy których leciał piękny niebieski motyl, który jakby sam był stworzony z iskier, a gdy chciałam dotknąć go palcem tylko odleciał ode mnie, a ja się z nim ganiałam, jednak w pewnym momencie błyskawicznie obrócił się i wleciał do mojego serca. W tamtym momencie obudziłam się wstając gwałtownie cała spocona.

Stracona MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz