9. To koniec...

197 8 6
                                    

**********

Aiden się uspokoił i przestał szarżować na drodze. Już jakiś czas temu zjechaliśmy z autostrady na której prawie zginęliśmy przez jego niebezpieczną jazdę, i obecnie jechaliśmy jakimiś pobocznymi drogami. Po całym tym zdarzeniu nie odezwałam się do Aidena ani słowem. Nie miałam zamiaru, prawie nas zabił. Gdyby samochód jadący przed nami nie zahamował prawdopodobnie leżałabym teraz w karetce lub co gorsze w karawanie. Aiden jedynie coś mamrotał pod nosem ale jakoś specjalnie mnie to nie interesowało. Od czasu pojawienia się w tym samochodzie w dalszym ciągu nie dowiedziałam się gdzie zmierzamy. A może tak na prawdę wywozi mnie do lasu? Albo jedzie mnie sprzedać jako dziwkę jakiejś mafii? Żadnej z tych opcji nie wykluczałam ale miałam je gdzieś z tyłu głowy.

-Za chwilę będziemy na miejscu. -powiedział cicho pod nosem.

No i czego on tam miałczy...

-Co ty tam pierdolisz? -powiedziałam z ironią w głosie. -Miałczysz coś pod nosem jak by ci matka jeść nie dała.

-Dobrze że tobie matka dała jeść, bo prawdopodobnie był to twój ostatni posiłek w życiu. -odpowiedział z powagą w głosie.

Oho zaczynają się groźby.

-Nie strasz, nie strasz bo się zesrasz. -odpyskowałam z jadem w głosie.

-Zobaczymy kto się zesra. -odpowiedział lustrując mnie wściekłym spojrzeniem.

Jedyna rzecz jaka mu w życiu wychodzi to zastraszanie i grożenie ludziom. Dosłownie tylko to mu wychodzi. Skoro ma więcej wad niż zalet to musi być coś na rzeczy. Jeszcze przez chwilę jechaliśmy w ciszy do momentu gdy nie ujrzałam ogromnej willi z której było słychać głośną muzykę. Aiden podjechał pod dom i zaparkował samochodem na podjeździe, po czym wysiadł i skierował się w stronę drzwi wejściowych do willi. Ja tu mam zostać czy co? Wpatrywałam się w chłopaka czekając na jakikolwiek znak, i doczekałam się go. Aiden machnął ręką jednoznacznie gestykulując abym wysiadła z samochodu i podążała za nim. Wysiadając poprawiłam swoją sukienkę i udałam się w kierunku chłopaka. Na podjeździe stała masa samochodów, i to nie takich zwykłych. Przyglądając się niektórym markom samochodów dostrzegłam Porsche 911 GT3 RS, Brabusa, Bugatti Chiron, Lamborghini, Bentley, Maserati. Matko gdzie ja jestem? Przecież ja takich samochodów nigdy na oczy nie widziałam a tutaj jest ich dziesiątki.

-Ruszysz się, czy będziesz się tak ociągać? -ponaglił mnie.

-No idę przecież. -odpowiedziałam robiąc grymas na twarzy.

Już prawie przechodziłam próg drzwi kiedy to nagle mój telefon zaczął wibrować w torebce. Prawdopodobnie ktoś do mnie dzwonił. O kurwa! Błagam aby to nie była moja mama. Wyciągnęłam telefon z torebki a na ekranie widniał numer Oliviera. Jezusie! Jeszcze tego tu przywiało. Po chwili namysłu postanowiłam odebrać telefon aby dowiedzieć się czego chciał. Przez dosyć długi czas nie mieliśmy ze sobą kontaktu, więc ten telefon mnie trochę zmartwił.

-Witaj Sophie. -powiedział pełen entuzjazmu.

-Cześć. Czego chcesz?

-Jak to czego chcę? Masz dzisiaj swoje osiemnaste urodziny, więc dzwonię złożyć ci życzenia urodzinowe kochanie.

Kochanie?

-Wow, w końcu sobie przypomniałeś o mnie? Wczas ci powiem! -krzyknęłam do telefonu. Gdzie ty kurwa byłeś przez ten cały czas? Gdzie ty byłeś jak cię potrzebowałam w moim najgorszym momencie? Gdzie ty kurwa byłeś gdzie prawie ledwo uszłam z życiem. Gdzie, no gdzie! -wrzeszczałam do telefonu czując jak gardło mi się zaciska.

-Co! Ale jak to ledwo uszłaś z życiem? -dopytywał zmartwiony.

-Normalnie! Jakiś psychopata mnie przetrzymywał w piwnicy, a następnie jego brat usiłował mnie zabić! A ty nawet nie zadzwoniłeś do mnie przez ostatni tydzień aby dowiedzieć się jak się czuję.

Don't ever follow meWhere stories live. Discover now