Rozdział Trzeci: Pierwszy dzień nauki.

17 2 0
                                    

Obudziłam się. W głowie miałam pierwszy sen z nocy. Był porąbany, jednak miał w sobie coś fantastycznego. Nie potrafiłam określić co. Lavender i Parvati też się obudziły.
- Która z was tak chichotała straszliwie, myślałam, że Same-Wiecie-Kto nas odwiedził? - zapytała Parvati.
- A może we dwie? - dodała po chwili.
- Niby czemu myślałaś, że Sama-Wiesz-Kto wpadł sobie na odwiedziny do zamku, w którym jest człowiek, którego on się najbardziej boi. Parvati pomyśl trochę logicznie. - powiedziała Lavender.
Nie no nie wierzę Lavender w końcu powiedziała coś mądrego. Myślałam, że ta chwila nigdy nie nastąpi. Miałam ochotę jej to powiedzieć, ale Parvati zrobiła to za mnie.
- Tak tylko myślałam. Moi rodzice mają świra na punkcie bezpieczeństwa. A tak w ogóle Lavender to gratuluję nareszcie powiedziałaś coś mądrego. - oznajmiła Parvati, po czym obie zaczęłyśmy bić jej brawa. Jej twarz przybrała koloru purpury. Wyglądała prawie tak samo wuj Harrego, gdy się wścieka. Z tego co mi opisał Harry tak wywnioskowałam. Czasami mam wrażenie, że więcej mi mówi niż Ronowi. Ubrałam się i zeszłam na śniadanie wraz Harrym i Ronem. Głowę cały czas zajmował mi jeden blondyn. Pieprzony Malfoy! Pieprzony sen z nim w roli głównej! Dlaczego akurat on?! Nie miałam pojęcia. Niby się w nim zakochałam, ale czy na pewno? Nie wiedziałam. Spojrzałam się stronę stołu Ślizgonów. Nie było go tam. Schodziliśmy po ostatnich schodach prowadzących do Wielkiej Sali. Nagle usłyszałam za sobą pewien głos. Głos chłodny i przy okazji kojący. Głos Malfoya.

- Suń się Potter. I ty Weasley też. I było by perfekcyjnie gdyby ta szlama też się sunęła. - powiedział, po czym przepchał naszą trójkę. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały. Patrzył na mnie jakoś inaczej. Patrzył na mnie z pożądaniem, nie wstrętem. Czyżby było możliwe, że podziela ze mną uczucia? Nie wiedziałam. Wiedziałam jedynie, że jest to mało prawdopodobne. Tak bardzo pragnęłam z nim być. Tak bardzo pragnęłam, żeby się zmienił, wtedy Ron miałby mniejsze pretensje. Nadal by miał, ale aż tak wielkie. Ale w sumie czemu mam mnie obchodzić opinia Rona. To moje życie, nie jego więc to ja będę sobie wybierać z kim będę, a nie on. Moje życie, moje zasady.
- Hermiona! Hermiona?! - wrzeszczał Ron.
- Co?
- Co ci jest? Jesteś jakaś nieobecna.
- Po prostu zamyśliłam się.
- I o mało nie spadłaś ze schodów.
- Co związku z tym?
- To, że nie zamyślaj się na schodach.
- A ty mnie nie pouczaj!
- A ty przestań non stop wrzeszczeć!
- Możecie się zamknąć i przestać się kłócić? - wtrącił się Harry.
- A co ci do tego czy się kłócimy czy nie? - powiedziałam.
- To, że jesteście moimi przyjaciółmi i spędzam z wami najwięcej czasu, a wasze ciągłe kłótnie są bardzo przeszkadzające. Nie chcę być znowu rozdzielony. Nie chcę tego by każde z was miało do mnie problem, że rozmawiam z tym drugim. Rozumiecie? Czy to, aż takie trudne zrozumieć?
- Chcę ci tylko przypomnieć, że ostatnio to ty z Ronem się pokłóciłeś i to ja byłam rozdzielona, a nie ty.
- A rok temu to co? Non stop o coś się kłóciliście. I powiem szczerze. Mam tego dość.
- A ja mam dosyć jego! Dwadzieścia cztery na dobę ma do mnie problem o najdrobniejsze błędy, rzeczy, których jego zdaniem nie mogę popełniać! Jak tu żyć?! - powiedziałam i wyprzedziłam ich. Pobiegłam truchtem do Wielkiej Sali, aby być jak najdalej od nich. Miałam ich dość. Rudzielec mający do mnie o wszystko problem i jego sławny przyjaciel egocentryk, który zawsze go broni. Usiadłam obok Lavender i Parvati.
- Coś się stało Hermiona? - zapytała Parvati.
- Tak, ten debil, Ron, miał do mnie problem, że się zamyśliłam na schodach i oczywiście się pokłóciliśmy, ale wtrącił się też Harry, który nie chce, żebyśmy się kłócili.
- A Lavender. Jeśli go chcesz pogódź się z tym, że on często ma różne humorki. - dodałam.
- Dzięki za info.
- Nie ma sprawy. Czyli jak będziesz miała okazję, dobrą, żeby się z nim obściskiwać, w życie wcielamy plan „Drama"?
- Oczywiście. Tylko oni nie mogą się dowiedzieć. Więc musisz się z nimi pogodzić. Wtedy on będzie twój - powiedziała Parvati.
- Kto?
- Myślisz, że nie widzimy jak patrzysz na Malfoya?
Zarumieniłam się. Czyli wiedziały.
- Przecież minął tylko jeden dzień? Skąd niby wiecie?
- Hermiona. Jak ktoś jest zakochany, szczególnie kobieta, to widać.
- A druga kobieta to widzi jeszcze bardziej. - dodała Lavender.
- Spokojnie. Nikomu nie powiemy. Szczerze przyznam, że przez pierwszy rok też mi się podobał. Dopóki nie nazwał cię...Sama wiesz jak.
- Dzięki, dziewczyny.
- Wiesz, że na nas możesz zawsze polegać.
- To widzimy się na zajęciach - wstałam od stołu i już miałam iść, gdy usłyszałam za sobą głos.
- Panno Granger. Plan lekcji. - to profesor McGonagall szła za mną, trzymając w ręku kawałek pergaminu z równo narysowaną tabelką.
- Dziękuje, pani profesor.
Poszłam do dormitorium. Za sobą słyszałam głosy. Znajome głosy. To Ron i Harry rozmawiali o czymś. Któryś z nich podszedł do mnie.
- Hermiona. Przepraszam - to był Ron. - Możemy się przestać o wszystko kłócić?
- Chcę ci tylko przypomnieć, że zazwyczaj to ty zaczynasz. Ale niech wam będzie - cofnęłam się do nich i dalej szliśmy razem.
Gdyby tylko wiedzieli jaki z dziewczynami mamy plan. No cóż, już za późno na wycofanie się. A może chociaż Harremu powiem? Nie, to zbyt ryzykowne. Na pewno powie Ronowi, a ja tak bardzo chcę być z tym pieprzonym Malfoyem, który od kilku dni non stop zajmuje mi myśli. Obym tylko nie zaniedbała przez niego nauki, bo wtedy to będzie totalna masakra. Choć w sumie. Czy mi w ogóle zależy? Szczerze to nie. Nigdy mi nie zależało. Chciałam tylko być w cieniu, nie wychylać się. Chciałam tylko mieć miano kujonki. Nothing else. Nie lubię być w centrum wydarzeń, na środku oświetlona reflektorami, nie lubię być w centrum uwagi, a jednak...Poszłam z Krumem na Bal, jestem przyjaciółką sławnego Harrego Pottera, to wszystko spowodowało, że byłam w centrum uwagi i wcale mi to nie przeszkadzało. Doszłam do wniosku, że w końcu nie wiem czego chcę. Okropne uczucie. W pewnym momencie minęły nas Parvati z Lavender. Obie spojrzały na mnie, wzrokiem, który oznaczał „Na pewno?". Kiwnęłam głową na znak potwierdzenia. Miałyśmy w dormitorium dopracować plan.
- Hermiona?
- Co?
- Masz może teraz czas? Na tej lekcji?
- Nie, mam numerologię - skłamałam. Rzadko kłamię, ale jak już to zazwyczaj skutecznie.
- Spoko. Bo my mamy i sądziłem, że może spędzimy razem czas, ale skoro masz numerologię.
- To na mnie nie działa Ron.
- No cóż to do zobaczenia na transmutacji.
Poszłam szybko do dormitorium i zobaczyłam dziewczyny, które na mnie czekały.
- Jesteś - powiedziała Parvati.
- Mam pomysł co do pierwszego pocałunku Rona z Lavender - powiedziałam.
- Dawaj.
- Jeśli jakimś cudem Ron dostanie się do drużyny i wygrają pierwszy mecz, gdzie on obroni prawie wszystkie strzały to jak wiecie będzie impreza.
- No wiemy. Co dalej?
- Znając ich będą mu gratulować i go otoczą. Wtedy do akcji wkracza Lavender. Przeciska się do Rona, a potem całuje. Ja wychodzę rozpłakana.
- Hermiona, chyba powinnyśmy robić więcej takich typu akcji. Twoje pomysły są genialne.
- Czy aż tak genialne? Wątpię.
- Nie udawaj skromnej.
- Szkoda, że nie siedzimy razem na transmutacji - zmieniłam temat. - Może poprosimy panią profesor McGonagall o przesadzenie?
- W ogóle twoje pomysły nie są genialne. No nie w ogóle - odezwała się Lavender. - Ale w sumie z róbmy tak. Ale co dalej z tobą i Malfoyem? Wiemy jedynie to, że nie może dowiedzieć się ani Ron ani Harry.
- Nie wiem. Raczej ja sama do niego nie zagadam. Wyjdę na idiotkę.
- Jak coś wymyślisz, nie wiem, coś co możesz mu powiedzieć, to raczej nie. Tylko musisz zapamiętać wszystko co do słowa.
- Coś wymyślę. Chyba...
- Nie chyba tylko na pewno. Ja to wiem.
Gadałyśmy tak do końca lekcji, czyli z jakąś godzinę. Zadzwonił dzwonek. Powoli się zbierałyśmy. Spojrzałam na plan.
- O nie! Nie. Nie, nie, nie, nie, nie.
- Co jest znowu? - zapytała Lavender.
- Cicho! - powiedziała do niej Parvati. - No co?
- Wy wiecie, że w tym roku mamy wszystkie lekcje ze Ślizgonami?
- Spoko...Czekaj, co?! Ze Ślizgonami! O mój boże! Hermiona?
- Co?
- Wiesz, że to twoja szansa?
- Na co?
- Na to, aby poderwać Malfoya.
- Ciebie coś boli Parvati?
- Nie, ale dzięki, że pytasz.
- Nie jestem w stanie tego zrobić. Nie rozumiesz? Co jak mnie oleje, jak te inne dziewczyny?
- Hermiona. Spokojnie. Mam pewien pomysł. Trochę nawiązujący do tego co ty z Ronem i Harrym zrobiliście w drugiej klasie...
- Nie! Parvati. Nie mogę.
- Ja mam pomysł - odezwała się Lavender.
- Jaki? - zapytałam.
- Można tak powiedzieć, że miałam mały romans z Blaisem i on może nam pomóc. Naprawdę on nie powinien być w Slytherinie.
- To na pewno lepszy pomysł niż pomysł Parvati.
- To kiedy go robimy? - spytała Parvati.
- Jak już Ron będzie z Lavender.
- Ale wtedy jej chłop może być o nią zazdrosny, że rozmawia z innym. W dodatku ze Ślizgonem.
- Dobra. To po zajęciach Lavender do niego zagada i powie nam co się od niego dowiedziała. Okej? A teraz chodzimy już bo się zaraz spóźnimy.
Dotarłyśmy pod salę idealnie. Przed wejściem Parvati się zapytała profesor McGonagall o to przesadzenie.
- Dobrze. A czemu pytacie mnie o to?
- Bo chciałyśmy siedzieć we trzy, a Hermiona zazwyczaj siedzi z Harrym i Ronem...
- No niestety ja już wybrałam usadzenie moje drogie. Od samego początku miałam was przesadzić, wszystkich, żeby nie było i nie będziecie siedzieć razem. A teraz lepiej wchodźcie do klasy.
Usiadłam koło Rona i Harrego.
- Powiem wam jedno. Niestety nie będziemy siedzieć tak na transmutacji w tym roku. McGonagall zamierza nas usadzić w zupełnie inny sposób - powiedziałam do nich.
- Że co?! - krzyknął Ron. - Nie będziemy siedzieć razem! Jak to?!
- Tak to i nie drzyj tak mordy, bo jeszcze ktoś cię usłyszy.
- Dzień dobry, klaso - powiedziała profesor McGonagall. - Postanowiłam, że w tym roku was przesadzę, głównie ze względów nauki, abyście mogli procować dobrze, bez żadnych niepotrzebnych kłótni. Także zaczynajmy. Panie Weasley, proszę zamienić się na miejsca z panną Patil. Migiem.
- No cóż. Żegnajcie przyjaciele - powiedział Ron wstając.
Poszedł do stołu, przy którym siedziały obie moje przyjaciółki. Parvati z bardzo niezadowoloną miną podeszła do mnie i do Harrego. 
- Panno Parkinson, proszę się przesiąść do jednej z tylnych ławek. Panie Zabini, do trzeciej ławki.
I tak to trwało. Nie interesowało mnie to dopóki nie usłyszałam własnego nazwiska.
- Panno Granger, proszę się przesiąść do pana Malfoya.
Byłam zdziwiona. Odwróciłam się w stronę Parvati. Ona najwyraźniej też. Posłusznie się przesiadłam. Przechodząc zauważyłam zaskoczoną minę Lavender i Harrego oraz oburzoną minę Pancy i Rona. Usiadłam koło Dracona. On się tylko uśmiechnął pod nosem w bardzo irytujący sposób. Miałam ochotę go trzepnąć go czymś. Czymkolwiek byle go trzepnąć. Najlepiej książką. Starałam się go zignorować, więc zaczęłam się rozglądać. Siedzieliśmy w kącie, w którym nikt nas nie widział, ale my widzieliśmy wszystko. Minus był taki, że było tam dosyć ciemno, że ledwo widziałam tekst w podręczniku. 
- Lumos! - mruknęłam.
- Zgaś to. Moje lepiej świeci - powiedział Draco.
- Lumos! - dodał po chwili.
- Co mam w takim razie zrobić z moją? - spytałam.
- Po prostu ją zgaś.
- Nox! - mruknęłam i moja różdżka zgasiła się posłusznie.
- Czyż tak nie lepiej ?
- Może i lepiej - odpowiedziałam mu bez przekonania.
Moim zdaniem światło był identyczne.
- Lumos Maxima! - mruknął po chwili. Jego różdżka zaczęła świecić jeszcze jaśniej i zaczął nią dziwnie wymachiwać. Że strug światła układały się różne kształty.
- Czy ty przypadkiem nie chcesz się przede mną popisać?
- Może i tak, a może i nie? Szczerze sam nie wiem, Granger. Wiem jedno... - i nie dokończył, bo w zdanie weszła mu profesor McGonagall.
- Panie Malfoy, proszę z łaski swojej przestać popisywać się przed panną Granger i skupić się na lekcji, bo ja nie zamierzam się powtarzać milion razy.
- ..., że chciałbym się spotkać z tobą w bibliotece.
- Na której przerwie?
- Na tej po obiedzie. Myślę, że będzie git.
- No to jesteśmy umówieni, Malfoy.
- Tak przy okazji, klaso. Będziecie tak siedzieć na każdej lekcji. Ja wam to zapewnię.
- Nie no super - powiedział Ron. 
- Tak więc, klaso. Ze wszystkimi nauczycielami po ustalam informację na temat usadzenia. Przygotujcie się, że w takim usadzeniu będziecie siedzieć do końca roku, na każdej lekcji.
- Jesteśmy na siebie skazani na cały rok - zażartował Draco.
- Nie wiem czy powiedzieć, że super czy niestety.
- Szczerze. Też.
- Naprawdę?
- Tak, serio. Głownie dlatego, że fajnie mi się z tobą gada, Granger.
- Mnie też z tobą, Malfoy.
- Tylko przyjdź do tej biblioteki. Proszę.

- Spokojnie. Przyjdę. Nie martw się o to.

--------------------------------------------------

DWA TYSIĄCE SŁÓW!!!!!!!! Nareszcie porządny rozdział napisałam (jeśli chodzi o słowa). Najmniej sensowna była ta cała akcja z tym usadzeniem. I te teksty McGonagall. To była jakaś masakra normalnie. Ale są postępy! Dwa tysiące słów. To dwa razy więcej niż miał pierwszy rozdział. 

Pozdro

Marie Addams ❤️😘

PS. Jak wyłapiecie jakieś błędy ortograficzne i nie tylko to napiszcie w kom, a ja postaram się je poprawić.

True Love (Dramione)Where stories live. Discover now