Rano poderwał mnie z łóżka wrzask Karola i jego gwizdek. Pomimo zjedzonego wieczorem gołębia byłam głodna, trochę przesadziłam z zaklęciami. Szybko zeskoczyłam z łóżka, otworzyłam drzwi i zbiegłam po schodach, w sam raz by dołączyć do idącej już na śniadanie grupy. Dostaliśmy spory wybór jedzenia, więc przynajmniej nie chodziłam później głodna. Zabrali nas później do kościoła, lubiłam wyczuwać tą obecność, trochę tak jakbym zawsze miała przyjaciela. Jako że oznaczało to wyprawę do rzeczywistego świata, ja i inne łaki musieliśmy udawać ludzi, czyli zamotałam się w bluzę, a inni przybrali ludzkie postacie. Przy okazji tej wyprawy dowiedziałam się, dlaczego w piątek nie dali nam mięsa, no przepraszam, ja mięso jeść po prostu muszę, inaczej się nie da. Dzisiaj wyczuwałam Kumpla jeszcze silniej niż zazwyczaj, może dlatego że to jego dom? Na kazaniu ksiądz się czepiał faktu, że mało ludzi przychodzi do kościoła. Kiedy już wychodziliśmy pani od matmy na to marudziła, ogarniając nas, Karol jeszcze został porozmawiać z księdzem. Dopiero kiedy wróciliśmy do szkoły ściągnęłam kaptur i maskę, a Zofian zaproponowała nam wypad nad jezioro. Niedzielę mieliśmy wolną, więc godzinę po powrocie spotkaliśmy się przy bramie i poszliśmy tam, gdzie parę nocy temu siedziałam z Krystkiem i słyszeliśmy statek. Na miejscu chłopaki zrzucili ubrania i zostali w kąpielówkach, a dziewczyny ściągnęły sukienki i zaczęły się smarować kremem. Jako że nie mam kostiumu zmieniłam się w rysia i wskoczyłam w fale. Chyba nigdy się nie nauczę, żeby tak nie robić, dopiero po chwili wypłynęłam parskając wodą i wytrząsając ją z uszu. Reszta miała wtedy straszny ubaw, więc podpłynęłam do brzegu i ochlapałam Tymka. W odpowiedzi Kacper wcisnął mnie pod wodę, wskoczyłam mu na głowę, Marta i Zofian miały z naszej trójki niezłą zabawę. Prawie 2 godziny taplaliśmy i bawiliśmy się w wodzie. Kiedy już zaczęliśmy wracać do szkoły Marta się odezwała tuż przed miejską bramą.

- Zoja, musimy pogadać, wy już idźcie, dojdziemy później

- o co chodzi? - spytałam

- 2 sprawy, zacznę od prostszej. - odpowiedziała, a kiedy usiadłyśmy, opierając się o mur mówiła dalej. - Im będziesz starsza, tym bardziej ludzie będą zwracać uwagę na to jak wyglądasz. Więc tak z ciekawości, kiedy ostatnio się czesałaś i myłaś?

-Myłam się ostatniego dnia przed wylotem do szkoły, a włosy czeszę pazurami- odparłam- sugerujesz, że powinnam częściej?

-mówię, że muszę ci kupić szczotkę, masz te swoje włosy na tyle długie, że się plączą- odpowiedziała

-acha, ok, postaram się częściej myć- stwierdziłam, wstając. Marta również wstała i otrzepała swoją zielona sukienkę z trawy, nie wiem po co, skoro i tak nie było widać. Przeszłyśmy przez bramę i dalej ulicami do szkoły, samochody jak zwykle się wlekły środkiem drogi. Mama mi wpoiła strach przed nimi, a po sposobie w jaki Marta na nie patrzyła domyśliłam się, że również im nie ufa.

-Uważaj na przejściu, stwierdziła, kiedy podchodziłyśmy do pasów. Kiedy przechodziłyśmy przez jezdnię, usłyszałam wycie, zmieszane z piosenką Obławników i odgłosami dementów, oraz strasznie głośnym iło-iło.

- Na dach, Marta- szepnęłam do osłupiałej dziewczyny i pociągnęłam ją w boczną uliczkę. Na szczęście po chwili się otrząsnęła i już bez mojej pomocy wspięła na dach najbliższego magazynu. Z tego miejsca obserwowałyśmy jak po ulicy przewija się parada. Dementy wymieszane z biegnącymi Obławnikami, a za nimi parę radiowozów.

-Nie dogonią ich- szepnęła Marta, - a to bardzo źle próbować sprzeciwiać się dementom.

-Może im się uda- odszepnęłam, i dopiero teraz przypomniałam sobie, że przecież nie mam kaptura i maski. Szybko je założyłam, wystarczyłoby, żeby ktoś z nich popatrzył w naszą stronę, a musiałabym uciekać z miasta. Na szczęście żaden nie podniósł głowy. Parada przesunęła się dalej, i później stało się to czego domyśliła się Marta, dementy i Obławnicy uciekli. Zeszłyśmy z dachu i ruszyłyśmy w stronę szkoły.

- Przez tych idiotów, boję się wrócić do domu na Święta. - mruknęła Marta przeciskając się przez tłum spieszących w różnych kierunkach ludzi.

- O co chodzi? - spytałam tłumiąc panikę wywołaną taką ilością ludzi wokół mnie i idąc za Martą.

- Mój tata jest policjantem- wyjaśniła zwalniając kroku by iść obok mnie, tutaj już było luźniej i nie musiałyśmy się przeciskać.

- Acha, a dlaczego niebezpiecznie jest sprzeciwiać się dementom? – zapytałam poruszanie się krętymi uliczkami zamiast główną prawie doprowadziło nas już prawie do szkolnego ogrodzenia.

- Bo parę dni później przychodzą i zabierają, że sobą całą rodzinę, to ostatni raz, kiedy ktoś ich może zobaczyć, później znikają... Na zawsze. – odpowiedziała i w tym momencie stanęłyśmy pod bramą.

Parę godzin później byliśmy wszyscy w pokoju Zofiana i Marty, omawialiśmy wydarzenia z dziś. Zofian i Kacper wrócili bezpiecznie i spokojnie, ale tłum oddzielił od nich Tymka, który w efekcie wracał sam i się parę razy pogubił, a tuż przed ostatnim zakrętem jakaś banda Obławników próbowała go zastraszyć, ale czmychnęli, kiedy się przemienił w wilka. To wyjaśniło nam, dlaczego ma lekko rozdarte ubrania. Przemiana, nigdy nie jest łatwa, bo muszą się zmienić kości, ale podobno tym razem była wyjątkowo trudna.

Każdy słyszał paradę, ale podobno poszło o to, że policja znalazła w tym magazynie, gdzie dementy miały siedzibę, biżuterię z brylantami, która zaginęła parę tygodni temu i wtedy policjanci wyciągnęli broń co spowodowało ucieczkę dementów i Obławników. Resztę historii już z Martą znałyśmy i opowiedziałyśmy pozostałym.

Drugą sprawą, o której chciała ze mną porozmawiać, okazała się moja niezdolność do zmiany w człowieka. Przy okazji wyjaśniłam też reszcie, że po prostu nie umiem. Nie wiem, dlaczego w rysia zmieniam się bez problemu, ale w człowieka... nie potrafię.

ZojaWhere stories live. Discover now