Rozdział dwudziesty siódmy

Start from the beginning
                                    

Mozolnie podnoszę się na nogi, sofa jest pusta toteż dyskretnie zaczynam się rozglądać wokół. Nie mogę uwierzyć, że w kominku strzelają płomienie. Vincent stanowczo zabronił mu wykonywać niemal wszystkich rzeczy, które wymagały siły fizycznej, a on postanawia sobie rozpalać ogień?

– Dzień dobry. – Nie spodziewam się, że usłyszę jego głos więc drgam niespokojnie unikając jakiegokolwiek kontaktu.

– Narąbałem trochę drewna. Nie jest tego dużo, ale na dziś powinno wystarczyć.

Narąbał drewna?! W tym stanie?!

– Vince kazał ci się oszczędzać. – Mamroczę

– Tak, ale przecież nie pozwolę żebyś marzła.

Zamieram i gapiąc się bezmyślnie na jego granatową koszulkę z długim rękawem, myślę, że zaraz coś powie, może obróci w żart lecz nic takiego nie następuje. Thoren odwraca się na pięcie i maszeruje do kuchni, a ja nadal stoję na środku pokoju próbując przetworzyć, to co się wydarzyło.

– Co zjesz na śniadanie?

Mrugam zdumiona. Nie wiem jakiej zagrywki używa, ale zadziwiająco skutecznie wprowadza mnie w złość. Nie tracąc ani minut dłużej, wpadam do kuchni i mierzę go lodowatym spojrzeniem.

– Z choinki się urwałeś?! – Podnoszę głos. – Nagle dbasz o mój komfort, o mój żołądek?!

– Zawsze o to dbałem. – Odpowiada spokojnym tonem. – Dałem ci dach nad głową, gotowałem dla ciebie posiłki, pozwalałem żebyś chodziła w moich ubraniach. – W jego oczach dostrzegam błysk. – Rozumiem, że nie chcesz mnie znać, ale nie neguj tego co dla ciebie zrobiłem.

– I wcale nie chciałeś mnie wydawać wspólnocie, prawda?!

– Czasami nie działam rozsądnie. – Przyznaje z zawstydzeniem. – Moje pragnienie zemsty jest wszechogarniające. – Unosi dłoń, by przeczesać włosy i wówczas zauważam na jego serdecznym palcu coś połyskującego. Sygnet, który już wcześniej widziałam. Nigdy przedtem go nie zakładał, a przynajmniej nie w moim towarzystwie. Czuję, że zasycha mi w ustach. Czy ten pierścień coś oznacza?

– Należał do mojego ojca. – Thoren gładzi czubkiem palca czarny kamień. – Właściwie to do mojego pradziadka. Jest przekazywany z pokolenia na pokolenie.

– Czemu mi o tym mówisz?

– Bo chcesz wiedzieć.

– Nic takiego nie powiedziałam. – Syczę krzyżując ramiona na piersi.

– Nie musiałaś. – Lekko drgają mu kąciki ust. – Zobaczyłem, to w twoich oczach.

– Thoren...

– Nie nosiłem go. Wepchnąłem gdzieś na dno szafy, myśląc, że nie mam prawa – Nabiera powietrza. –ale niedawno wypadł z pudełka i poczułem, że mam dość uciekania. Dość wypierania tego kim naprawdę jestem. – Znów dotyka pierścienia.

– Jakiego wypierania? O czym ty mówisz? Okłamałeś mnie? Kolejny raz?

Nie wytrzymam. Przysięgam, że nie wytrzymam!

– Wspólnota nie ma pojęcia kim jestem.

– A powinna? Boże, zaraz oszaleję.

– Zależy kogo spytasz. Rozkazy były jasne.

– Rozkazy? To jakiś żart?

– Działam dla rządu, Lucille. Zgodziłem się doprowadzić ich do Edgara, ale cena była wysoka. Musiałem zniknąć.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Where stories live. Discover now