self-destruction

1 0 0
                                    

 "Kochanie, musisz wiedzieć że ludzie będą mówić naprawdę okropne rzeczy, ale nigdy ich nie słuchaj. Jesteś cudowną i wartościową dziewczynką. Pamiętaj o tym. Nikt nie może cię zniszczyć."

Umarłam. Znowu.

Miałam wrażenie jakby moja dusza dryfowała wokół ciała, przyglądając mu się krytycznym wzrokiem. Słowa wypowiedziane przez znajomych docierały do moich uszu z każdej strony. Słyszałam tylko je, tak jakbym wyciszyła resztę świata. Wpatrywałam się tępo w ciemną ścianę czekając na nadejście spokoju. Niestety nie było to takie proste; nie wystarczyło przeczekać siedząc na brudnych panelach, trzeba było działać. Ale czy miało to w ogóle jakikolwiek sens?

Czy rzeczywiście lepiej wyglądałam przed obcięciem włosów? Czy mam za długie paznokcie? Naprawdę dekolt mojej koszulki jest zbyt wyzywający? Może powinnam całkowicie zmienić styl? A mój nos, nie jest zbyt krzywy? Może przydałaby mi się jakaś operacja plastyczna? To moja wina, że mam wystającą łopatkę i w każdej sukience wyglądam jakbym miała garba?

Zawsze w momentach wątpliwości przypominałam sobie mamę. Przed oczami materializował mi się widok niewysokiej brunetki z pięknym uśmiechem i jeszcze piękniejszymi migdałowymi oczami. Mogłam przysiąc, że czułam wtedy jej słodki zapach i podmuch wydychanego przez nią powietrza.

Jej kojący głos oddalał mnie od myśli męczących mój umysł. W kółko powtarzała mi to jak bardzo jestem idealna. Jak moje usta pięknie układają się w zawadiackim uśmiechu. Jak moje drobne dłonie doskonale współgrają z fakturą sięgających brody włosów. Jak moje oczy wwiercają się w czyjąś dusze swoim hipnotyzującym zielonym kolorem.

Może w istocie byłam idealna?

Czy ludzie wytykają mi wady tylko dlatego, że są ich własnymi?

Nie pamiętam kiedy ostatni raz policzki ozdabiały moje własne łzy. Wydawały mi się tak obcą i nienaturalną rzeczą, że jak tylko pojawiły się w moich oczach pierwszy raz od lat, z całej siły uderzyłam głową w ścianę za plecami. To sprawiło tylko, że wydostały się na powierzchnię z impetem tak ogromnym jak fala uderzająca o klif w czasie sztormu.

Czułam jak parzą mi skórę, wypalają w niej słowa wypowiedziane przez obcych mi ludzi, którzy nie mieli w moim życiu żadnego znaczenia. Przecież nie dopuszczałam do siebie opinii innych, dokładnie tak jak uczyła mnie tego mama. Czemu miałabym nie słuchać rad mojego największego życiowego autorytetu.

Podobizna jej osoby zniknęła. Byłam w pomieszczeniu całkiem sama i przez to poczułam się jeszcze gorzej. Łzy nie przestawały płynąć, a krzyk w moim gardle był tak szorstki, że ledwie po minucie czułam pieczenie w przełyku. Pochyliłam się w stronę skrzyżowanych nóg okrytych jedynie potarganymi rajstopami. Wplotłam dłonie w tłuste włosy i potarłam o skórę głowy swoimi długimi paznokciami. Poczułam ból rozchodzący się po całej czaszce, ale i tak nie równało to się z bólem, który tworzył się pod nią.

Na twoim miejscu poszłabym na solarium, jesteś okropnie blada. Czy nie myślałaś nad zmianą koloru włosów? Jestem pewna, że byłoby ci ładniej w o ton jaśniejszym odcieniu. Gdzie ty kupiłaś te buty? Na pchlim targu za marne grosze? Ubrałabyś się w coś lepszego, przecież masz pieniądze.

Tak mogę iść na solarium. Może wizyta u fryzjera nie jest takim złym pomysłem? Dostałam podwyżkę, mogłabym wybrać się do sklepu po porządne buty. Ale czy to w tym wszystkim jest problem?

Po milionowym komentarzu na temat mojego wyglądu w końcu przestałam zwracać na nie uwagę. Nie brałam do siebie durnych teorii wymyślonych przez ludzi nudzących się swoim życiem. Nie zostawiłam długich włosów tak jak mówił mi to mój chłopak, choć mówił że będę wyglądać obrzydliwie. Nie zmieniłam stylu przez przytyk kasjerki w całodobowym sklepie na rogu ulicy. Nie posłuchałam rady koleżanki robiącej mi paznokcie, że modne są teraz tylko delikatne kolory, jak poprosiłam do standardową czerń.

Nie słuchałam nikogo, ponieważ nie decydowali oni o moim ciele, tylko ja. Tylko moją decyzją było to co zrobię z włosami czy jakie skarpetki ubiorę do pracy. Odcięłam się od toksycznych uwag na mój temat i od razu żyło mi się lepiej. Dzięki słowom mojej mamy nikt nie mógł mnie zniszczyć.

Tak mi się wydawało, aż nie przeanalizowałam swojego myślenia.

Po latach męczarni dotarło do mnie jak bardzo krytyczna byłam wobec siebie. Jak niesprawiedliwa byłam oskarżając samą siebie o rzeczy, których nie jestem w stanie zmienić. Ile razy stałam przed lustrem i widziałam tylko niedoskonałości w krzywiźnie moich bioder czy szerokości i masywności ramion. Jak bardzo krzywdziłam się oceniając swoją osobę każdego dnia kiedy zjadłam o kawałek za dużo ciasta. Jak zmuszałam się do wymiotowania tylko po to aby zmieścić się w tydzień wcześniej kupioną bluzkę.

Odciągnęłam dłonie od głowy i dostrzegłam krew pod płytkami paznokci. Przechyliłam się do przodu i opadłam ciężko na kolana. Oparłam się dłońmi o zimne panele i skomląc jak pies uderzałam pięścią w podłogę. Chciałam bólem fizycznym wygonić ze swoich myśli ból psychiczny, który dotknął mnie rozżarzonym do czerwoności palcem pozostawiając po sobie ślad do końca życia.

Uderzałam coraz szybciej i mocniej, aż zaczęłam uderzać całymi przedramionami. Krew z każdym ruchem rozbryzgiwała się po jasnych panelach tworząc okropne obrazy pochodzące z mojej głowy. W krwawych śladach widziałam jak patrzę na siebie w lustrze i myślę o tym jak bardzo jestem okropna. Widziałam jak rzucam ubraniami przez okno, bo nic nie wydaje się wystarczająco dobre.

Opadłam z sił uderzając ostatni raz głową w podłogę. Chciałam stracić przytomność, nie czuć jak krew cieknie mi przez całe czoło i kapie powoli przed moimi oczami. Chciałam nie patrzeć na umazane krwią ręce i ciemną garderobę gdzie najdłuższa ściana pokryta była gigantycznym lustrem. Leżałam przodem do niego i widziałam dokładnie całą swoją sylwetkę skąpaną w bieli mojego ciała, czerni bielizny i czerwieni krwi.

Mojej własnej krwi.

W takich momentach przypominałam sobie słowa matki. O tym jak mówiła, że jestem cudowną dziewczynką taką jaką jestem. O tym, że ludzie będą mówić okropne rzeczy, ale mam się tym nie przejmować. Taki już jest ten cholerny świat. O tym, że nikt nie jest w stanie mnie zniszczyć.

Patrząc w swoje zmasakrowane odbicie zobaczyłam stojącą nade mną matkę z twarzą okrytą szokiem i smutkiem. Nasze spojrzenia spotkały się w lustrze i bez zastanowienia odezwałam się słabym głosem, z trudem wypowiadając jedno zdanie po którym jej wyobrażenie zniknęło bezpowrotnie.

Myliłaś się, mamo.

Żaden człowiek nie mógł zniszczyć potwora, którym się stałam.

Tylko mój własny umysł był w stanie to zrobić.

a story about lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz