the reason of my tears

2 0 0
                                    

Twój głos zanika w odmętach wspólnych wspomnień nagromadzonych w mej głowie, które wydają się snem. Tak blisko, a jednak daleko, myślałam, słysząc twój szept o czwartej nad ranem, gdy z uśmiechami kłóciliśmy się o to kto ma się rozłączyć. Tylko z tobą oglądałam wschody słońca, gdy rozmyślaliśmy jakby to było być obok siebie. Zarezerwowałam dla ciebie noce, które były tylko moje.

Dni spędzaliśmy osobno, inaczej niż wieczory. Wciąż daleko, ale gdy słońce świeciło, znikałeś jeszcze bardziej. Pojawiałeś się jak deszcz w letnie popołudnie; wiedziałam, że kryjesz się gdzieś za chmurami, ale gdy się odkrywałeś udawałam zaskoczenie. Dawałeś mi znać, że jesteś, a ja robiłam to samo. Osobne życia, inni ludzie, niepodobne plany; zawsze nasze cienie podążały za sobą nawzajem, przypominając do kogo należą.

Wieczory były nasze. Ty i ja. Nasze mieszające się śmiechy, nieśmiałe uśmiechy i nieme rozmowy naszych oczu. Twój wzrok atakował jak huragan – niespodziewanie. Powodował suchość w gardle, ciarki na karku i pot na czole. I choć brąz twoich tęczówek widziałam na niewyraźnym ekranie, czułam wszystko co masz mi do przekazania. Było tego wiele. Mało mówiliśmy, dużo szukaliśmy, znajdując całkiem odmienne informacje.

Byłam gotowa poświęcić wszystko co miałam, bo byłam pewna, że widzę w tobie uczucie, jakiego nie znałam. Nigdy nie zaznam nic podobnego, bo to było nasze. Skomplikowane w sposób nawet nam nie znany, pełne intymności bez podnoszenia koszulek, tak radosne mimo braku czucia swych dłoni.

Jak głupia byłam, że wierzyłam, że to było nasze. To od zawsze było tylko i wyłącznie moje.

Zbyt chętne oczy, żeby nie wyobrazić sobie wielkiej miłości. Zbyt pojemny umysł, żeby nie schować błysku w oczach, które pokochałam. Zbyt miękkie serce, aby nie oddać go w dobre ręce.

Zbyt wielka głupota, aby nie ulec spojrzeniu czekoladowych oczu, które teraz patrzą na kogoś innego.

Czuję fakturę twych dłoni, choć wiem że odległe są ode mnie jak gwiazdy na czystym niebie. Czuję twój oddech, choć wiem że powoduje ciarki na plecach kogoś innego. Czuję twój przeszywający wzrok, choć wiem że skierowany jest w tęczówki morza, nie trawy.

To boli, że wciąż patrzysz jak kiedyś, ale brakuje już blasku. Moje dłonie są chłodne, a serce płonie, bo jestem kimś tobie bliskim, ale nie tak jak ty mi. To już nie ze mną oglądasz wchody słońca. Nie ze mną szukasz uczuć w spojrzeniu. Nie mi szepczesz, że jestem kimś wyjątkowym, kimś twoim.

To boli, bo jestem przyjacielem dla ukochanego. Księżyc podpowiada mi, że twoja troska tylko złamie mi serce. Twoje przyjazne nastawienie da nadzieje.

Tylko co mam zrobić wszechświecie, skoro i on i ja, jesteśmy razem, mimo że osobno. On z nią. Z jej dotykiem, jej miłością, jej dobrocią. Ja z nim. Z jego spojrzeniem, jego uśmiechem, jego głosem.

Z jego wspomnieniem.

Księżyc, gwiazdy, słońce; one są mi świadkiem, że mogę okłamać siebie jeszcze ten jeden raz.

W mojej głowie czule szepczę, że jesteś mój, a ja twoja. Tyle wystarczy, aby czuć się w porządku, gdy pytasz o powód moich łez.

a story about lifeWhere stories live. Discover now