53. Zacząć od początku

Start bij het begin
                                    

Joong wpatrywał się w ich ręce, nie wiedząc, co odpowiedzieć mężczyźnie na te wyznanie. Przede wszystkim mu współczuł, bo na swój sposób zdawał sobie sprawę, jak to jest znosić śmierć bliskiej osoby, mimo że te sytuacje były kompletnie różne. Podziwiał Hwę, że wrócił na prostą i gdyby ten nie opowiedział mu tej historii, nigdy by nawet nie przypuszczał, iż spotkało go coś podobnego. Lubił jego uśmiech, gdyż wydawał mu się najszczerszy ze wszystkich, ale właśnie w tamtej sekundzie zorientował się, że ten jest taki tylko wtedy, gdy są razem. Może nie znał dobrze tego gburowatego Seonghwy, o którym chodziły plotki, ale musiało być w nich ziarno prawdy. Zaszczytem było móc dodawać komuś siły oraz nadziei, lecz jednocześnie, gdzieś w tle budziła się ta nurtująca myśl, że nie jest się tą pierwszą idealną miłością, a pewnego rodzaju lekiem na jej stratę. Nie powinien tego tak odbierać, lecz słysząc jak Park o niej mówi, zastanawiał się, czy jest jeszcze sfera, w której to on będzie pierwszy. Dla niego brunet był pierwszą miłością, pierwszym pocałunkiem, pierwszym zbliżeniem, pierwszą tak daleką podróżą, pierwszą tak głęboką przyjaźnią i wszystko, co teraz zawdzięczał swojej teraźniejszości miał dzięki niemu. Było to piękne, ale też przygnębiające, bowiem stanowił póki co, krótki i wcale nie taki wyjątkowy etap w jego życiu. Karcił się w umyśle za takie rozważania, bo najważniejszym było to, iż między nimi wszystko cudownie się układało. A mimo to, kaskada coraz to nowszych pytań bombardowała go, nie dając spokoju. Nie może, w tej chwili, tak egoistycznie koncentrować się na swoich uczuciach. Tu chodziło o Seonghwę, o jego odwagę, by powiedzieć mu o ciężkich dla niego kwestiach. 

Wspiął się na kolana, po czym objął starszego, wtulając nos w zagłębienie jego szyi. 

- Dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś.- mruknął cicho, przymykając powieki. 

-------------------------------------------------------

Yeosang i Woo siedzieli na krawężniku jednej z małych uliczek, nielegalnie pijąc piwo ze sklepu całodobowego, znajdującego się w okolicy. Był to najwyższy stopień zezwierzęcenia tej dwójki, ale czasem po prostu na trzeźwo człowiek nie był w stanie znieść drugiego przedstawiciela tego samego gatunku. Tak przynajmniej uważał Wooyoung, który dał znać Sanowi, że tego dnia wróci do domu w środku nocy przez jego irytującego koleżkę, a Choi się jeszcze z tego powodu ucieszył, jakby zamierzał w tym czasie otworzyć w ich apartamencie dom schadzek. 

- No to mów, skoro miałeś mi coś powiedzieć.- bąknął szatyn, krzywiąc się na smak obrzydliwego napoju. Zadzwoni później po Sana, żeby go odebrał, bo nie będzie śmierdzący wracał metrem. Yeosang również nieśmiało się napił, nie mając pojęcia od czego zacząć. 

- Chciałem przeprosić.- zaczął blondyn, prostując się lekko. Coś zaskrzypiało mu w kręgosłupie. 

- Już to robiłeś. Myślałem, że masz coś nowego do powiedzenia.-

- Wiem, do tego dążę. Zacząłem terapię i mam także umówioną kolejną wizytę u psychiatry, żeby wypisał mi leki na stany lękowe. Nie informuję cię o tym, żebyś mi współczuł, albo co gorsza, aby się usprawiedliwić. Natomiast zależy mi byś wiedział, że w tamtym czasie, kiedy spieprzyłem tyle spraw,  nie miałem przepracowanych wielu kwestii i gdybym wówczas myślał rozsądnie oraz nie wystrzegał się pomocy, nic takiego by nie wydarzyło...-

- Usprawiedliwiasz się.- dwudziestotrzylatek uniósł jedną brew. Mógł Yeosanga rozumieć, mógł mu wybaczyć, ale to nijak wymazywało to, co zrobił. Nie chodziło już nawet o tę głupią konfrontację w barze, o jego wypowiedź, o bycie zakłamanym chujem. Chodziło o wiele lat, w których ich przyjaźń nie przypominała zdrowej relacji. Przez wiele lat, podczas których Yeo sprawiał, iż Wooyoung czuł się winny, bał się szukać pomocy i uważał, że każde wyciągnięcie ręki ze strony Kanga jest pożyczką, a nie pragnieniem by wesprzeć osobę, na której mu zależało. Abstrahując od pieniędzy. Woo w tamtym czasie był zawsze gotowy pojawić się na każde skinienie jasnowłosego, jednocześnie samemu potrzebując obecności kogoś bliskiego, a miał tylko jego. Aczkolwiek Sanga nigdy nie było, a jeśli już był, to ich przyjaźń z każdym dniem stawała się jakimś przykrym paktem podtrzymywanym przez długi brązowowłosego. Za to wszystko miał żal i nie chciał, by teraz tamten zasłaniał się swoim stanem, bo tym razem twierdził, że nic nie jest w stanie usprawiedliwić krzywdzenia drugiego człowieka. Tak jak powiedział, może zrozumieć, ale nigdy nie wymaże jego win. Oboje zresztą byli winni w pewnym stopniu i należało to przed sobą przyznać. 

- Dobra. Nie wiem, czy to cokolwiek między nami zmieni, ale pracuję nad sobą i chciałbym ci to wszystko wynagrodzić. Wiem, jak ważna dla ciebie była ta przyjaźń i nie chcę byś kiedykolwiek sądził, że dla mnie była bezwartościowa. Byłem zaślepiony, ale nie wyobrażam sobie nie mieć cię w moim życiu. Przyzwyczaiłem się do twoich wiadomości, nawet jeśli często na nie nie odpowiadałem. Czekałem byś dał znak życia, nawet jeśli potem postępowałem jak najgorszy gnój. Nie potrzebowałem, byś zwracał mi tę gotówkę, bo choć pieprzyłem od rzeczy, to dałbym ci nawet trzy razy tyle, gdybyś potrzebował kasy. Nie jestem aż tak okropnym człowiekiem. Proszę, uwierz mi. Ten ostatni, cholerny raz.- wyrzucił z rosnącą frustracją, a zaraz nastąpiła cisza. Jung przyglądał mu się, niechętnie siorbiąc piwo. 

- No i to jest jakiś argument. W końcu gadasz z sensem.- przyznał. Wooyoung był już szczerze gotowy przyjąć Yeo z powrotem do swojej codzienności. Był przekonany, że nagle nie rzucą się sobie w ramiona i jutro będzie tak jak kilka lat temu, ale mu łatwo przychodziło wybaczać. Z początku rzeczywiście był skory wyrzucić Sanga ze swojego życia, ale czy to by coś dało? Teraz był szczęśliwy, miał wokół siebie wspaniałych ludzi i nie trzymał w sobie urazy, ponieważ nie miał siły się złościć na to, co już minęło. Dlatego widząc, że blondyn się stara, przynajmniej na tyle, na ile umie, nie widziało mu się robić z siebie wielce obrażonego. Czekał właśnie na takie słowa z jego strony i skoro wreszcie je usłyszał, to można było zacząć od początku.- To teraz trzeba nadrobić tysiąc wątków, których nie mieliśmy okazji, gdy byliśmy na siebie śmiertelnie obrażeni, co nie?

- Chodzisz z tym przeklętym idiotą, tak?- spytał z uśmiechem. 

- Prawda to, przyznaję. Oprócz tego, że ma okropne auto z wyjątkowo niskim zawieszeniem oraz jego apartament wygląda jak czarna nora, to jest całkiem znośny. Daje się głaskać i mruczy, jak go się podrapie za uchem.- prychnął Woo.- A u ciebie coś ciekawego się wydarzyło?

- Planuję wziąć urlop. Z tych zaległych, których nie wziąłem, wyszedłby cały rok bez roboty, ale chyba dwa tygodnie mi wystarczy.-

- Oho, to ciekawe. Wyjedziesz gdzieś?- 

- Może, ale przede wszystkim chcę pospędzać trochę czasu z ludźmi. To przykre mieć dwadzieścia-sześć lat i żyć jak jaskiniowiec.- westchnął wstydliwie. 

- Pewnie ta gaduła już ci mówiła, ale niedługo mam festiwal, na którym występuję. Możecie przyjść razem. Będą food-tracki, wata cukrowa oraz sporo fajnych ludzi. Zresztą, Jongho prosił, bym cię namówił, bo nie ma z kim iść, a rzygać mu się chce na myśl, że spędzi pół dnia z Sanem.- Woo wyjął z kieszeni karteczkę z numerem telefonu i podał ją Yeosangowi.- Sam spisał. 

- Wygląda na takiego, co by mnie zabił i zakopał, ale skoro tak...- Kang schował papierek za etui telefonu. 

- Jest milutki, tylko trzeba go odrobinę oswoić.- 

White Dandelion| SeongjoongWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu