Rozdział 5. Witaj w Jacksonville, Melanie

Start from the beginning
                                    

– Wpakuj ją do samochodu – zarządził Dominic. – I bądź kurwa delikatny, bo szef wyrwie nam wszystkim jaja i wsadzi w dupę, jeśli włos spadnie jej z głowy.

Skrzywiłam się na te słowa. Dla nich najwyraźniej ten slang był czymś normalnym, ale dla mnie to tylko wyrażało brak kultury osobistej.

– Będę się z nią, kurwa obchodził, jak z piórkiem – burknął blondyn, który mnie niósł. – Przyjeb mi, jak się zapędzę – zwrócił się do swojego szefa.

Sama bym to zrobiła. Nie pozwoliłabym tym czubkom na dotyk mojego ciała w bardzo nieodpowiedni sposób. Uchodziłam za wiecznie spokojną nastolatkę, zaszytą głównie w swoim pokoju albo bibliotece. Owszem, taka właśnie byłam, ale utrata najważniejszej osoby, jaką się miało przy sobie potrafiła zmienić człowieka. Należałam do osób, którym ból dodawał sił. Już pierwsze zetknięcie ze światem Howarda pokazało mi, że nikt nie będzie głaskał mnie po główce.

– Sama dotarłabym do jego domu – odezwałam się, kiedy dotarliśmy do czarnego mercedesa z przyciemnionymi szybami. – Nie jesteście mi do niczego potrzebni.

Kłamstwo wymsknęło mi się dość naturalnie. Oni wcale nie musieli wiedzieć o moim braku wiedzy i lekkiej panice, która miała miejsce chwilę temu.

Dominic parsknął, poprawiając ciemne okulary. Nie zdjął ich ani razu w mojej obecności, co poniekąd było przerażające. Raczej nie miał lasera w oczach, prawda?

– Szczerze w to wątpię – odparł. Otwierając drzwi, by jego kumpel mógł mnie posadzić na fotelu.

Zapięłam pasy bezpieczeństwa, bo w razie czego tylko one mogły mnie uchronić przed ewentualną śmiercią spowodowaną wypadkiem samochodowym. Szanse jakieś były. Małe, ale zawsze.

– Nie ufasz moim umiejętnością? – spytałam z udawanym oburzeniem. Mężczyzna delikatnie się nade mną nachylił. Prychnęłam, wyrzucając dłonie w powietrze i oparłam się mocniej plecami o oparcie swojego fotela. – No, tak. Przecież ty mnie wcale nie znasz.

– Wiem tyle, ile jest mi potrzebne. – Spojrzał na coś ponad moją głową. – Każdy z nas wie. Dostaliśmy określony zakres materiału. Nie więcej, nie mniej.

Zmarszczyłam brwi, analizując jego wypowiedź.

– Uczyliście się o mnie? – To pytanie zszokowało ich wszystkich, ale umiejętnie potrafili zamaskować swoją reakcję.

– Howard kazał nam czytać twoją biografię dniami i nocami. Wiemy wszystko, co było zawarte w tych dokumentach. – Nachylił się specjalnie do mojego ucha. – Czyli bardzo dużo, droga Melanie.

Przełknęłam ślinę, tracąc swoją pewność siebie pod ciężarem jego spojrzenia, mimo że wciąż pozostawał w okularach. Czułam tę energię, jaką w sobie miał. Miałam dziwne wrażenie, że ukrywał więcej, niż mogłoby się wydawać. Odsunął się ode mnie i zatrzasnął drzwi nie szczędząc sobie siły. Moja walizka została wrzucona do bagażnika, ale wymusiłam na nich, by torbę podręczną dali mi na kolana.

Jechaliśmy na cztery samochody. Po mojej lewej stronie miejsce było puste. Usłyszałam tylko tyle, że musieli po drodze po kogoś zajechać. Z przodu siedzieli Dominic i Pablo, poznałam kolejne imię tych przerażających ochroniarzy czy kimkolwiek tam byli. Niespodziewanie widok na tę dwójkę uniemożliwiła mi szyba, która rozdzieliła nas na dwie osobne części. Takie rzeczy widziałam tylko w filmach, a teraz przeżywałam je na żywo.

Brakowało tylko szampana i owoców.

Korzystając z chwili dla siebie, wyjęłam z torby pamiętnik. Umieszczałam w nim nie tylko swoje wspomnienia, ale także opisy uczuć i różne zdjęcia, bym mogła lepiej zapamiętać dany moment. Przekartkowałam kilka stron i zatrzymałam się na jednej konkretnej. Widniała na niej fotografia przedstawiająca Cristinę Williams z jedenastoletnią dziewczynką podczas podróży na Wyspy Karaibskie, a zaraz obok pozowałyśmy pod krzywą wieżą w Pizie. Znów zakuło mnie w sercu, przypominając sobie, że już nigdy nie odtworzymy tych wspomnień.

Night Of DestinyWhere stories live. Discover now