***
Klub, do którego zabrał mnie Dylan, nie okazał się żadnym burdelem. Był to dość porządny klub, w centrum miasta.
Dylan mnie prowadził w głąb pomieszczenia, myślałem, że zmierzamy w kierunku baru, jednak minęliśmy go. Facet dalej pchał się przez tłum ciągnąć mnie w kierunku zaplecza. Otworzył drzwi i zszedł schodami na dół prosto do piwnicy. Kiedy przeszliśmy przez drzwi, w pierwszej kolejności myślałem, że się przewidziałem. Pod zwykłym klubem, został zorganizowany klub ze striptizem i jeszcze Bóg wie czym.
- To mój klub. - Oznajmił nagle mężczyzna.
- Po ci tajny klub?
- Bo to, co zakazane, kręci nas najbardziej. Ty chyba coś o tym wiesz.
Dylan nie puścił mojego nadgarstka i dalej mnie prowadził za sobą do kolejnego pomieszczenia. Przeszliśmy przez drzwi, a moje oczy od razu padły na dziewczynę tańczącą na róże, znajdującej się na środku pokoju. Wokół niej były ustawione kanapy, a na nich siedzieli dorośli mężczyźni, którzy się jej przyglądali i ślinili na widok jej cycków. Podeszliśmy do baru, gdzie od razu zostaliśmy obsłużeni, kiedy tylko dostałem szklankę z whisky, wypiłem całość za jednym razem.
- Tylko nieliczni mają tu wstęp.
- Nieliczni, czyli napaleni, dorośli faceci, którym staje na widok dziecka? - Źle to ująłeś - stwierdził.
- Ja myślę, że dobrze. Tego się nie da dobrze ująć. To ohydne.
Wstałem z barowego krzesła i ruszyłem w kierunku wyjścia z zamiarem opuszczenia tej imprezy, jednak mój wzrok mimowolnie powędrował do tańczącej dziewczyny, której już tam nie zobaczyłem. Zamiast niej na róże znajdował się chłopak, w pierwszej chwili wydał mi się on znajomy, jednak dopiero gdy mu się przyjrzałem, rozpoznałem w nim mojego dawnego przyjaciela - Chrisa.
Ten tyłek rozpoznałbym wszędzie.
- Nie wiedziałem, że jesteś gejem. - Zarechotał Dylan, kiedy wróciłem na miejsce obok niego, cały czas wpatrując się w blondyna.
- Co o nim wiesz?
- O tym tańczącym? W zasadzie to nic, pół roku temu zatrudnił się tu i tańczy do dzisiaj. Dużo zarabia, dużo pracuje. Klienci są zadowoleni. - Wzruszył ramionami.
- A co tak się wypytujesz?
- Po nic - wyminąłem temat. - Pytam tak z ciekawości.
- Ciekawości?
- Dokładnie. - Przyłożyłem do ust szklankę z alkoholem.
- Jesteś dziwnym dzieckiem.
- Każdy mi to mówi, przywykłem do tego.
Znowu wlepiłem wzrok, w blondyna zastanawiając się przez chwilę, czy mnie nie zauważył. Chris tańczył w takim amoku, że wydawało się, jakby cały świat dla niego nie istniał. Nie chciałem tych ludzi ponownie w moim życiu, było mi dobrze bez nich, ale kiedy go zobaczyłem, nie mogłem już myśleć o niczym innym. Czy Chris i Peter zerwali? Co tam u nich wszystkich? Dalej się przyjaźnią? Wciąż mieszkają w Nowym Jorku?
Nie jestem pewny, co mną kierowało w tamtym momencie, ale jak oparzony zerwałem się z krzesła i ruszyłem w kierunku wyjścia. Potrzebowałem uciec. Być jak zwykły tchórz, ale nie nadal po dwóch latach nie byłem gotowy spojrzeć im w oczy. Człowiek, który był ich przyjacielem, już nie żyje. Zabiłem go, a on sam już nigdy nie powróci. Moje serce i duszę przejął mrok, który z każdym dniem pochłania mnie coraz bardziej. Nie mogę pozwolić by ktoś taki jak ja, zniszczył im życie na nowo, pojawiając się po tylu latach.
Wyszedłem z klubu na dwóch i od razu owiał mnie chłód dworu. W Nowym Jorku było zdecydowanie chłodniej, niż w Miami jednak nigdy nie przepadałem za tamtejszymi upałami. Zdecydowanie ta pogoda mi odpowiada.
Drzwi za mną zatrzasnęły się hukiem. Wyciągnąłem z kieszeni papierosa i odpaliłem go zapalniczką, zaciągnąłem się trucizną, starając się odciągnąć myśli od moich dawnych przyjaciół. Nagle usłyszałem ponowne trzaskanie drzwiami i nie wiem co miałem wtedy w głowie, ale postanowiłem się obrócić i to był właśnie mój największy błąd. Dwa metry ode mnie stał wysoki blondyn o dobrze mi znanych blond włosach.
Chris wpatrywał się we mnie, dokładnie tak jakby do końca nie wierzył w to co widzi. Nie dziwie się mu, gdybym pił tyle ile ten człowiek też bym nie wierzył sam sobie w to co widzę. W końcu tylko Chris Miller jest w stanie wypić dwie butelki whisky naraz.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał, przerywając nieprzyjemną ciszę.
- Ja... ja - nie wiedziałem co powiedzieć.
- To serio ty - podszedł bliżej mnie. - Levi Smith wrócił po tylu latach.
- Nigdzie nie wracam. - Zaprzeczyłem od razu.
- To w takim razie co tutaj robisz?
- Mieszkam - odparłem zaciągając się papierosem.
YOU ARE READING
AMAVI EAM
Teen FictionLevi Smith to chłopak o wątpliwej reputacji w mieście. Po wyjeździe swoich przyjaciół z Miami stara się o nich zapomnieć i wpada w wir nielegalnych wyścigów samochodowych, imprez i nakortyków. Wszystko się zmienia, kiedy wpada w nielegalny biznes i...
ROZDZIAŁ 5 - Podróż
Start from the beginning