Rozdział 3. Obietnice mogą zostać złamane

Start from the beginning
                                    

Słyszałam każde wypowiedziane przez nich słowo, choć najprawdopodobniej sądzili, że było inaczej.

– A jakie to ma teraz znaczenie?! – uniosła się, ale nie zdołała ukryć załamujących się strun głosowych. – Widzisz ją? W jakim stanie jest? Tylko on może nam pomóc. Potrafi z nią rozmawiać, przemówi do niej, bo nas na pewno nie posłucha.

Później słyszałam już tylko szmery. Całkowicie się wyłączyłam i położyłam się na boku, ignorując niewygodę tej pozycji. Zasnęłam i nawet tego nie zarejestrowałam. Przeniosłam się do tego lepszego świata, w którym mogłam być kimkolwiek tylko zechciałam. Tam nie odczuwało się bólu, eliminowało się go, zastępując wiecznym szczęściem.

Bo przecież każdy z nas zasługiwał na odrobinę dobra tego świata.

***

Ocknęłam się w swoim pokoju. Uniosłam nieznacznie swoje ciało, zauważając czyjś cień na ścianie. Obok łóżka, na krześle siedział Zane, który wpatrywał się we mnie nieodgadnionym wzrokiem. Musiał mnie tam przynieść, bo nie kojarzyłam momentu, w którym się przeniosłam do siebie.

– Jak się czujesz? – spytał z wyraźną troską.

Dobre pytanie.

Czy ja jeszcze cokolwiek mogłam czuć?

– Nie wiem – odparłam. – Mam wrażenie, jakbym wygrała casting na główną rolę w kiepskim thrillerze. Jest to dla mnie tak bardzo nierealne, że ja w to po prostu nie wierzę.

Mężczyzna usiadł bliżej mnie. Złapał za moje dłonie i kojąco je potarł. Byłam wdzięczna za jego obecność przy mnie. Przy nim wszystkie moje bariery mogły swobodnie opaść, a przy dziadkach miałam wrażenie, że coś mnie przed tym powstrzymywało.

– Znalazłaś się w popierdolonej sytuacji. – Przełknął ślinę. Nawet nie skarcił się za słownictwo. Widziałam po jego oczach, że mu też było z tym wszystkim ciężko. Stracił osobę, która stanowiła dla niego ważną część swojego funkcjonowania. Czuliśmy się podobnie. – Stało się to tak nagle, że ja też mam wrażenie, jakby to był tylko wytwór mojej wyobraźni.

– Ale nie jest, prawda? – Wbiłam w niego wzrok.

– Nie – mruknął pod nosem.

Zgarnęłam telefon z szafki nocnej. Zegar wskazywał kilka minut po szóstej rano. Przespałam resztę wczorajszego popołudnia i całą noc. Czyli zostało jeszcze sześć godzin, w jakich mogliśmy stawić się w zakładzie. Przetarłam dłonią twarz.

– Nie chce tam jechać – wyznałam zgodnie z prawdą. Zane przyciągnął mnie do siebie. – Jak ja mam tam wejść i... zobaczyć ją tam. Na tym stole... w worku...zimną, jak lód... siną...– Dostałam ataku paniki, więc mężczyzna pozwolił wtulić się w siebie jeszcze bardziej. – Taką bez życia...

Rozpłakałam się. Miałam dość ukrywania swoich łez. Potrzebowałam oczyszczenia, by uwolnić się od rwącego moje ciało bólu. Trzęsłam się, odczuwając przeszywający zewsząd chłód, mimo że temperatura nie uległa zmianie choćby o jeden stopień.

– Cii... spokojnie, Mel. – Obecność mężczyzny nieco mi pomagała. Nikt nie mógł zastąpić ramion mojej mamy, ale w jego pozwoliłam sobie poczuć namiastkę tego bezpieczeństwa, którym ona mnie obdarowywała.

– Wejdziesz tam ze mną? – poprosiłam błagalnie.

Zmusił się do znikomego uśmiechu.

– Zrobię dla ciebie wszystko, Małolato.

Kilkanaście godzin wystarczyło, by zmienić moje całe dotychczasowe życie w istne piekło na ziemi. Jakbyśmy już wystarczająco nie przeszły. Moja matka nie miała drogi usypanej różami. A to były jej ulubione kwiaty, a teraz również i moje. Za mało doświadczyła katuszy? Trzeba było odebrać jej jeszcze możliwość szczęśliwego, długiego żywotu? I to w momencie, kiedy odnalazła cel i spełniała marzenia.

Night Of DestinyWhere stories live. Discover now