Prolog

35 2 2
                                    

Ciepłe promienie majowego słońca opadały łagodnie na łąkową powierzchnię, łaskocząc trawne źdźbła oraz kwietne łodygi swoimi złotymi palcami. Wokół unosiła się delikatna przedpołudniowa mgła, parująca z pokrytych krystaliczną rosą ziołowych liści. Z leśnych gęstwin, które rozciągały swe połacie nieopodal, docierał radosny ptasi świergot. Wspaniała woń późnowiosennych i wczesnoletnich kwiatów wirowała dookoła, podrywana ku górze podmuchami delikatnej bryzy, która jednocześnie mierzwiła twarze i włosy zgromadzonych swoim przezroczystym dotykiem oraz bujała wiotkie łąkowe zarośla. Pobudzone od ruchu płatki wydzielały niezwykle przyjemny, kojący zapach, natomiast dryfujący pod chmurami złoty pyłek dodawał całemu temu anturażowi iście magicznego zabarwienia.

Na środku łąki, pośród kwietnych i ziołowy zarośli, spoczywała białowłosa dziewczynka, oddająca się błogim zabawom z dziką fauną. Jej błękitne, ciekawskie tęczówki, atentywnie śledziły zgromadzone wokół niej zwierzęta. Jasnowłosa, jak się zdawało, każdemu z nich próbowała poświęcić jednakową ilość swojej dziecięcej uwagi, lecz w całym tym animalistycznym gwarze i natłoku sensualnych bodźców okazywało się to zgoła niemożliwe, co młode dziewczę wprawiało w pewne kapryśne podirytowanie. Drobne rączki około pięcioletniej dziewczynki ochoczo wędrowały w kierunku puchatych grzbietów, opierzonych skrzydeł, owłosionych odnóży, pokrytych śluzem kończyn czy skrywanych pod łuskową tarczą ogonów. Żadne ze stworzeń nie wydawało się jej zbyt dziwne, czy odstręczające. Akceptowała je takimi, jakimi były, posiadając w sercu jeszcze tę dziecięcą niewinność, która nie była skora wobec krytycznych ocen, czy ostatecznych, negujących osądów.

Finalnie, największą część dziewczęcej atencji otrzymał czarny kocur o jedwabistym, lśniącym włosiu i błyszczących, zielonkawych ślepiach, który w całym tym rozgardiaszu, wciąż cierpliwie zajmował miejsce przy boku białowłosej. Odłączył się od niej tylko raz, rzucając się w pościg za jednym z małych, łaciatych niuchaczy, którego najwyraźniej uznał za potencjalne drugie śniadanie. Przebiegły gryzoń uciekł jednak do swojej norki, która znajdowała się nieopodal, umykając tym samym przed niesfornymi, lecz jakże ostrymi, kocimi pazurami.
Dziewczęce palce przesunęły się wzdłuż kociego włosia, na co pupil zaczął się do niej przymilać. Choć znali się dopiero jeden dzień, między ich dwójką już zdawała się wywiązać jakaś szczególna, kto wie, może już nawet nierozerwalna więź. Kiedy czarne stworzenie zaczęło łasić się do błękitnookiej, uznała ona to za finalne pozwolenie, by wytarmosić kota tak mocno, aż będzie on miał dość. Dziewczynka porwała więc zwierzaka w ramiona, tuląc go do swojej klatki piersiowej. Warto zauważyć, że kocur był dość sporych rozmiarów. Gdy więc dziecko przyciągnęło go do siebie w tak gwałtownej manierze, koci ciężar nieco przeważył drobną sylwetkę dziewczynki, sprawiając, że przechyliła się ona do tyłu, lądując plecami w świeżej, łąkowej trawie. Jej błękitna sukienka, przewiązana w pasie szeroką, białą wstęgą, rozłożyła się na trawiastych źdźbłach niczym rozkwitający na morzy zieleni kwiat nenufaru. Zaledwie kilka sekund później dało się usłyszeć pocieszny, dziecięcy śmiech. Białowłosa nie przejmowała się bowiem takimi konsekwencjami jak ukurzone ubrania, pobrudzone ręce, czy potargane włosy, w które powplatały się fragmenty polnych łodyg i skrawki liści. Całość tych efektów ubocznych przesłaniała jej radość samego obcowania z naturą. Tylko to się dla niej liczyło. Finalnie przyciągnęła do siebie kota, który wciąż spokojnie spoczywał na jej brzuchu, i złożyła delikatny pocałunek na jego pyszczku, na co pupil zawtórował zadowolonym i usatysfakcjonowanym mruczeniem, a następnie polizał swoją właścicielkę w czubek nosa, wyraźnie domagając się kolejnej porcji pieszczot.

Z odległości kilkunastu metrów całą tę scenę obserwowała trójka dorosłych - dwóch mężczyzn i kobieta. Jeden z dżentelmenów nieznacznie przewrócił oczyma, gdy łąka ponownie rozbrzmiała dziecięcym śmiechem, który był niczym innym jak reakcją na fakt, że na dziewczęcą głowę wdrapał się zieloniutki nieśmiałek, łaskocząc ją delikatnie przy uchu i skroni. Pozostała dwójka opiekunów, choć także bacznie spoglądała w kierunku dziecka, poświęcała też sporo uwagi białowłosemu mężczyźnie, jak gdyby oczekiwali, że lada moment miał on zwrócić się do nich z jakąś niezwykle ważną kwestią, którą grzechem byłoby zignorować. Wywnioskowali to zapewne po głębokim zamyśleniu, które malowało się na twarzy jasnowłosego, gdy wpatrywał się w pławiące się w beztrosce dziecko, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

- Liczyłem, że mając do dyspozycji kota zajmie się tylko i wyłącznie nim - przyznał niespodziewanie, na co odziana w szary, kuchenny fartuch kobieta niemalże podskoczyła, nie spodziewając się najwyraźniej, że mężczyzna postanowi przemówić w tamtym właśnie konkretnym momencie. Jego uwaga była jednak tak błaha, że bynajmniej nie mogła dotyczyć faktycznych przemyśleń jakie kotłowały się na kanwie jego analitycznego umysłu. W jego głosie odbijała się natomiast jakaś bliżej nieokreślona awersja wobec polnych żyjątek, zarówno tych magicznych, jak i mugolskich.

Pozostała para uznała za zbędne by jakkolwiek odnieść się do tych słow. Ciemnowłosy mężczyzna jedynie objął swoją żonę ramieniem, pragnąc dodać jej nieco otuchy. Od tamtej pory kobieta już tylko wpatrywała się w małą dziewczynkę, obdarzając ją tak wzruszonym i czułym, że niemalże matczynym spojrzeniem.

- Za tydzień zabierzecie ją na Pokątną. Kupicie jej różdżkę oraz wszystkie potrzebne podręczniki i wyposażenie. Chcę żeby już zaczęła uczyć się magii pod waszym okiem. Im szybciej tym lepiej. Pokażecie jej podstawy, ja zajmę się resztą. - Mężczyzna wydał finalne dyspozycje, które zapewne były wynikiem jego milczących rozważań, a następnie, w akompaniamencie falujących połów czarnego płaszcza, który spoczywał na jego ramionach, odwrócił się z zamiarem odejścia.
Stojące obok niego małżeństwo, choć wyraźnie zaskoczone otrzymanym poleceniem, jedynie w ciszy przytaknęło głowami, potwierdzając, że zrozumieli powierzoną im odpowiedzialność. Pan Campbell jedynie na sekundę rozchylił usta, chcąc najwyraźniej jakoś odnieść się do słów jasnowłosego mężczyzny, jednak finalnie postanawiając zamknąć tę niedoszłą wypowiedź w klatce swojego gardła. Nie umknęło to natomiast uwadze jego białowłosego towarzysza, czy też może raczej przełożonego, który zatrzymał się w półkroku, zerkając przez ramię na siedzącą na trawie dziewczynkę. Na jego ustach, dotychczas okraszonych zupełnie neutralną, może nawet nieco chłodną manierą, teraz wykwitł lekki, choć dumny uśmiech.
- Bez obaw. Jest gotowa - orzekł w odpowiedzi na niezadane nigdy pytanie, które miało poddać jego decyzję w wątpliwość.
- Nigdy w to nie wątpiłem - odpowiedział pokornie ciemnowłosy mężczyzna, potwierdzając swoje słowa delikatnym skinieniem głowy.
Jasnowłosy jedynie odwzajemnił ten gest, posłał dziecku ostatnie spojrzenie, a następnie deportował się przy lekkim trzaśnięciu powietrza.

His DaughterWhere stories live. Discover now