Rozdział 2

51 5 4
                                    

 Nie patrzeć w górę

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Nie patrzeć w górę. Nie zadawać pytań. Nie okazywać strachu. Te wytyczne wydawały mu się kompletnie idiotyczne, ale kim niby był, by kwestionować słowa starszego stażem rycerza. Kim niby był, by martwić się o Lady Lovet, którą mieli pozostawić sam na sam z panną, która w każdej chwili mogła w akcie zemsty się na nią rzucić.

Kim był, by mieć cichą nadzieję, że jednak zostanie zaatakowana, gdy oni będą stać za drzwiami? Kim był, by pragnąć by dostała nauczkę.

– Będziemy za drzwiami – oficjalnie poinformował sir Tamlin.

– Niech tak będzie.

Głos lady Lovet był zimny jak zawsze. Nie miał w sobie ani życzliwości, ani uroku arystokratek w jej wieku. Brzmiał bardziej jak ton doświadczonych w socjecie, zblazowanych dam, które już nawet nie próbowały udawać, że cokolwiek je tam cieszy.

Nim zdążyli zamknąć drzwi, ciekawski rycerz pozwolił sobie na odrobinę chciwości, za którą zapewne potem zostanie skarcony; ale przeczuwał, że będzie warto. Chciał zobaczyć twarz kobiety, która miała zaraz zostać zamknięta z człowiekiem, którego praktycznie skazała na śmierć.

Gdy na tę krótką chwilę delikatnie uniósł wzrok, paraliżujący strach wymył wszystkie te samolubne myśli. Spojrzenie, którym lady Lovet go uraczyła, nie mogło należeć do człowieka. Nie należało nawet do dzikiej bestii. Nie sądził też, by jakakolwiek wiedźma była zdolna do takiego wejrzenia. Spotkał ich wystarczająco – czy to w lochach, czy na egzekucjach, by wiedzieć, że grały niewinne do samego końca. Żadna by się tak nie odsłoniła.

Lady Lovet miała wzrok potwora.

Potwora, który na widok jego strachu, uśmiechnął się w sposób tak złowieszczy, że serce na chwilę mu stanęło. Ta jedna chwila, wystarczyła by zrozumiał, że jeśli ktoś znajdował się w niebezpieczeństwie, to z całą pewnością nie była to lady Lovet.

Mógł się jedynie modlić, by pannę Stephanie czekał spokojny koniec.

Gdy Sir Tamlin w końcu uniósł wzrok i spojrzał na nowego współpracownika, nie miał nawet serca go karcić czy wyzywać. Więc jedynie westchnął, przygładził wąsy i stanął prosto. Od tej pory, bez względu na to, co będzie się działo w środku, żaden z nich nie miał prawa zainterweniować. Nawet gdyby panna Stephanie na klęczkach błagała o ratunek. Nawet gdyby na ich oczach była mordowana.

Takie były rozkazy lady Lovet. A każdy jej rozkaz, był rozkazem markiza.

Żaden z nich, nie wiedział, że w tamtej chwili panna Stepanie wygodnie mościła się w fotelu, popijając wino, które lady Astrea podarowała jej przy zawieraniu umowy. Na jej ustach tańczył szczery uśmieszek, mimo że powieki miała podpuchnięte od płaczu.

Cała ta swoboda zniknęła, gdy zdała sobie sprawę z obecności lady Astrei. Prędko wstała, wygładzając spódnicę od mundurka. Wbiła wyczekujące spojrzenie w jej twarz. Sir Nicolai stanął przy oknie, pilnując by nikt nieproszony nie podsłuchał ich rozmowy.

Wyspa potępionychWhere stories live. Discover now