50. Nowy lokator, fryzjer i boże ciało

Start from the beginning
                                    

Częste objęcia wkrótce przeszły w momenty, kiedy zatrzymywali się w próżni, lustrując siebie w inny sposób niż dotychczas. Aż w końcu pocałowali się, niby to przez przypadek i szybko o tym zapomnieli. Tylko z jakiegoś powodu, te przypadki zdarzały się coraz częściej, a dłoń zatopiona w ciemnych włosach Sana, spoczywała tam tylko przez kilka krótkich sekund. Potem następowała cisza, lecz zawsze wracali do poprzednich obowiązków, ufając, że to, co jest między nimi, rozwinie się samo, aż wreszcie puszczą wszelkie hamulce. Oboje wiedzieli, w jakim kierunku to dąży, ale coś w tych niewielkich krokach, dawało im satysfakcję. Narastające napięcie, gdy potrafili obserwować drugiego, podczas normalnej czynności, powodowało przyjemne zawirowania w brzuchu. Nawet Woo, który dotąd starał się podchodzić do wszystkiego z należnym dystansem, musiał przyznać, że nigdy nie czuł się tak w towarzystwie nikogo. Im bardziej topił się w tym zauroczeniu, tym mniej wad zauważał w Sanie. A może po prostu i on się zmieniał. Dziś mógłby przyrzec, iż nie zna wspanialszej osoby, choć jeszcze niedawno miał tyle wątpliwości, czy powinien się angażować. 

Gdy tak dni mijały, Woo zaczął się łapać na tym, że coraz bardziej podoba mu się to, jak San śledzi jego ruchy, jak zabiega o kontakt oraz jego uśmiechy. Należało również przyznać, iż Wooyoung lubił dostawać atencję, więc sam o nią zabiegał. Wreszcie pogodził się z faktem, że apartament starszego stał się tymczasowo jego miejscem zamieszkania, a gdy tak się stało, rozgościł się nie tylko w jego salonie, ale również życiu. San, z uniesioną brwią, spoglądał na niego, kiedy ten krzątał się w kuchni lub jego sypialni, starając się skupić na sobie uwagę mężczyzny. Jung podkradał mu ubrania, dokupował drobiazgi do salonu, używał jego perfum, ale też wypryskiwał połowę swoich na jego garniturze, aby ten przypadkiem nie zapomniał o jego istnieniu, kiedy wychodził do sklepu lub się z kimś spotkać. 

Choi nie miał nic przeciwko temu, lecz coraz bardziej pragnął, by między nimi, oficjalnie było coś więcej. Pragnął chwalić się wszystkim faktem, że coś konkretnego ich łączy, bo status "to skomplikowane" zaczynał być męczący. Zwłaszcza, iż widywał go ciągle, wiedział, że Wooyoung coś do niego czuje, chciał go pocałować bez żadnych gierek oraz owijania w bawełnę, ale w tle nęciła go myśl, że tamten uzna to za pośpiech. Kłopot w tym, że Woo też czekał, aż San coś zrobi i nie dało się już dosadniej tego okazywać. Specjalnie spędzał przed lustrem półtorej godziny z rana, byle tylko usłyszeć komplement. Układał nowe choreografie po swoich zajęciach, by zaimponować drugiemu oraz by spojrzał na niego w ten specyficzny sposób. Był bliski przyklejania sobie do czoła kartki z poleceniami dla niego, byle tylko zrozumiał, o co mu chodzi. 

Pewnego sobotniego wieczoru, Jung przyszedł do mieszkania Sana, prosto od fryzjera, ponieważ zbliżał się festiwal, na jakim jego grupa miała wystąpić i postanowił coś zmienić w swoim wyglądzie. Jako, że wreszcie sprzedał swojego kampera oraz znalazł niewielki pokoik do wynajęcia, miał trochę pieniędzy na przyjemności (co swoją drogą, było dla niego niezwykle osobliwym uczuciem). Kupił Sanowi breloczek w kształcie postaci z kreskówki oraz drugi, przedstawiający rękawice bokserską. Niezbyt potrafił robić prezenty, ale liczył, iż tamtemu się spodobają. 

Choi czekał przy domofonie, wiedząc, że za parę minut zjawi się tu również kurier z ich kolacją. Szatyn wszedł do środka, natychmiast zrzucając buty i odkopując je gdzieś na bok, a swoją torbę odwieszając na płaszcz Sana. Posłał mężczyźnie pełne oczekiwania spojrzenie, unosząc sugestywnie jedną brew. Wtedy już dwudziestosiedmiolatek miał pewność, iż coś powinien zauważyć, ale Wooyoung wyglądał równie ładnie co zawsze. Przełknął śliną, czując nadchodzący sztorm. Woo tylko gwizdnął niezadowolony i przeszedł obok niego, nie obdarowując wyższego objęciem na powitanie. Zamiast tego otworzył lodówkę, wyjmując z niej pudełko lodów, które kupił im wczoraj. Skoro ten był ślepy, to nie zasługiwał ani na prezent, ani na lody, ani na jego absolutnie zapierającą dech w piersiach wersję. Mamrocząc coś pod nosem, zdjął z siebie outfit, który dobierał dobre dwie godzinny na jesiennych promocjach, zamieniając go na za dużą, rozciągniętą oraz poplamioną ketchupem koszulkę należącą do Sana, którą ten kiedyś znalazł w praniu i sobie bezwstydnie zawłaszczył. Początkowo miała iść na szmatę do mycia podłóg, ale miała na plecach nadruk z gigantyczną, żółtą kaczką, więc nie mogła się zmarnować. 

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now