Rozdział jedenasty

Start from the beginning
                                    

– Nie.

– Może któreś nocy, to zmienisz.

– Gwiazdy powstają z wodoru, a nie ludzkich dusz. Przykro mi, ale twój tata wcisnął ci kit.

– Nieprawda.

– Zatem sam był idiotą, skoro w to wierzył.

Jego uwaga rani, ale nie mam zamiaru dawać mu tej satysfakcji. Nie zobaczy moich łez.

– A może to ty nim jesteś? – Wbijam spojrzenie w zdartą skórę na jego knykciach. Czy to są ślady po walce? Wyobrażam sobie jak te same dłonie zaciskają się na czyjeś szyi. Jak skutecznie odcinają dopływ tlenu i miażdżą gardło. Czy właśnie to wydarzyło się wczoraj nad jeziorem? Thoren powoli odsuwa się od blatu. Jego szare oczy przyszpilają mnie do ściany. Intensywne, pełne złości spojrzenia mrozi mi krew w żyłach.

– Powiedz to jeszcze raz, a nie będę miał dla ciebie litości. – Cedzi przez zęby.

– Nie masz prawa oceniać mojego taty. – Syczę mimo strachu. Zadzieram wojowniczo podbródek, gdy unosi rękę i łapie mnie za gardło. Zupełnie tak jak w moich ponurych wyobrażeniach. Długie, szczupłe palce pianisty zaciskają się na mojej krtani.

– Rybko – Jego szept osiada na moich rozchylonych ustach. – W dorosłym świecie prawa nie mają racji bytu. Im szybciej to pojmiesz, tym lepiej dla ciebie.

– Nie nazywaj mnie w ten sposób.

Gardłowy, drapieżny śmiech, który wydostaje się z jego wnętrza nie ma w sobie nic z wesołości.

– Wciąż sądzisz, że jesteś w pozycji do żądań. – Palce puszczają moją krtań i wędrują w kierunku żuchwy. – Jakie to zajebiście naiwne. – Nie chcę na niego patrzeć, więc spuszczam wzrok na zasięg podłogi lecz szybko chwyta mnie za brodę i zmusza, bym utrzymała z nim kontakt wzrokowy.

– Po co tutaj jestem? – Pytam wyzywająco. – Co chcesz ze mną zrobić?

– Jesteś tu by zapewniać mi rozrywkę i zrobię z tobą, cokolwiek, kurwa będę chciał. Zatem proponuję, żebyś przestała się rzucać i wykonywała moje polecenia. Pierwsze z nich dotyczy leków. Zażyj je.

– Pierwsze? To jakie jest drugie polecenie? Mam się przed tobą rozebrać? – Złoszczę się, a gdy na jego twarzy pojawia się ironiczny uśmiech, mam ochotę wydrapać mu oczy.

– To kuszące, zwarzywszy na to, że już kilka razy widziałem twoje ciało, ale zdołam się powstrzymać, wiedząc, że używano cię jak wora na spermę. – Zdaje mi kolejny cios, a kolana uginają się bezwiednie. Doskonale wiedział gdzie zaboli. Podły, bezlitosny człowiek.

– Nie jestem dziwką.

– Nie jesteś. – Muska mnie po policzku. – Co nie zmienia faktu, że ich fiuty pozostawiły na tobie skazę. – Pochyla się nad uchem, a żar jego oddechu wypala dziurę na mojej skórze. – Kiedyś ją z ciebie zdejmę i uleczę twoje ciało, ale teraz, moja mała rybko, powodujesz we mnie jedynie obrzydzenie.

Czuję przeszywający ból, a spod powiek tryskają łzy. Thoren spogląda na mnie w milczeniu, a jego dłoń nie przestaje czule gładzić mojego policzka. Jestem przerażona jego zachowaniem, słowami i tym, że wciąż znajdujemy się tak blisko siebie. Szybko przypominam sobie zimny las. Niemalże słyszę trzask łamanych gałęzi i chrzęst śniegu pod jego butami, gdy szedł mi z pomocą. Wówczas wydawał mi się bohaterem. Wybawcą, z którym nigdy nie spotka mnie nic złego. Och, jaka byłam głupia!

– Cii – Zadziwia mnie ten delikatny szept. – Nie trać czasu na łzy. Weź leki, a potem pojedziemy do miasta. Potrzebujesz ubrań.

– Chcę wrócić do domu. – Skomlę. – Proszę, pozwól mi wrócić.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE  2025 /Where stories live. Discover now